PINK VIOLIN

Weszła Dunia na drabinę pokazała mandolinę, Dziadek myślał, że to skrzypce i przeciągnął ją po pipce

Dear PINK’s

No tak to było bardzo proste, a swoją drogą instrumenty smyczkowe – szczególnie wiolączela ściskana jędrnymi udami – mają w sobie coś 🙂 Pamiętam mój entuzjazm na widok zielonych fluorescencyjnych skrzypiec pojawiających się w pewnym momencie w Starship Troopers Paula Verhoevena a dziś proszę ot i niespodzianka są i różowe! 🙂 ////// Me recuerdo mi entusiasmo cuando vi en La Invasión de Paul Verhoeven violín color verde fluorescente. Hoy me toco linda sorpresa – también las hay rosas! Es muy simple, por otro lado los instrumentos de cuerda – sobre todo chelo apretado con suculentos muslos – tienen algo 🙂 ////// I remember my enthusiasm when I saw fluorescent Violin in Paul Verhoeven’s Starship Troopers and today – Wow! – what a surprise there are also pink ones! It’s very simple but at the same time string instruments (specially cello embraced with juicy tights) do have something in them 🙂

PINK NOT DEAD!

maurycy

Buy PINK VIOLIN 01

Buy PINK VIOLIN 02

PINK NYMPHAEUM

Gdyż to ty, Mnasidiko kochana, ukrywasz w tajni swego ciała,
grotę nimf, o której mówi stary Homer, miejsce, gdzie najady tkają chusty z purpury.
*

Pues, en el secreto de tu cuerpo, ocultas, adorada Mnasidika,
el antro de las ninfas de que habla el viejo Homero, el sitio en que las náyades tejen hilos de púrpura.
**

For in the secret of your body it is you, beloved Mnasidika, who hide the grotto of the nymphs which aged Homer sings, the place where the nayads weave their purple robes. ***



Pierre Louys

Dear PINK’s

Kilka lat temu Pedro Reyes po raz pierwszy pokazał mi tę malutką różową książeczkę wydaną (nomen-omen) przez Hansa Ulricha Obrista. Zachwyciłem się tak formatem – przypominała bardziej tomik poezji niż album współczesnego artysty – jak tytułem i zawartością. Paul-Armand Gette, dziś już 80-latek, jest twórcą fotografii, obrazów ale może przede wszystkim gestów. Posiada zadziwiającą zdolność celebracji, kreowania sanktuariów. Jego sztuka jest swoistym wyrazem dewocji dla nimf, dla Trójkąta Bermudzkiego dziewczęcych majtek, dla Różowej Lili Dziewictwa. To klasyk perwersji i czytości w jednej osobie. To co Gette pisze we wstępie do “Nymphaeum” (kompletny tekst w wersjii angielskiej umieszczam poniżej) przypomniało mi “Grotę Nimf” jeden z wierszy z “Pieśni Bilitis” Pierre Louysa – jednego z najsubtelniejszych a zarazem najbardziej przekonujących przykładów literatury erotycznej jaki zdarzyło mi się czytać. Z innej strony Mayumi Lake z jej serią pach-aktów też wydaje się należeć do tego samego Panteonu, który łączy szczególna wrażliwośc erotyczna. Zresztą samą “Kulturę Majtek” jako taką również uważam za istotny punkt w Różowym Dyskursie. Niebawem obszerniej tak o “Bilitis”, “Poo-Chi” jak i o samych majtkach. Na razie poświęćmy chwilę milczenia i uwagi Sanktuariom Getta. ////// Hace un par de anos Pedro Reyes por primera vez me enseno este pequeno librito rosa editado por Hans Ulrich Obrist. Me encanto en todo – su formato de un pequeno tomo de poesías, titulo, el contenido. Paul-Armand Gette hoy tiene 80 anos, sigue haciendo fotografías, dibujos pero sobre todo gestos. Tiene una asombrosa capacidad de levantar los santuarios instantáneos. Su arte esta devotamente dedicado a las ninfas, al Triangulo Bermuda de los calzoncillos de ninas, a la Lilia Rosa de la Virginidad. Es un clásico pervertido y puro a la vez. Lo que escribe en la introducción “Nymphaeum” (texto completo abajo) me hizo recordar un poema de “Canciones de Bilits” de Pierre Louys – uno de los libros eróticos mas bellos y logrados que tuve oportunidad de conocer. Por otro lado Mayumi Lake con su serie de fotos de las axilas-actos también la veo como parte de este Panteón de particular sensibilidad erótica. Finalmente “La Cultura de los Calzones” en si la considero un punto importante en el Discurso Rosa. Pronto mas tanto de “Bilitis”, “Poo-Chi” como de Calzones en el Pink Blog. De momento dedican un instante de silencio y atención a los Santuarios de Gette. ////// Few years ago Pedro Reyes showed me for the first time this tiny pink book edited by Hans Ulrich Obrist. The whole thing – its format of a small poetry book, title, content, enchanted me. 80 years old by now Paul-Armand Gette is still doing photographs, paintings but to describe his work maybe the most adequate will be to talk about gestures. He as astonishing capacity to build instant sanctuaries. His art is devotedly dedicated to nymphs, the Bermuda Triangle of Girlies’ Panties, to the Pink Lily of Virginity. He is a classic of the perverted and Pure at the same time. What he writes in the introduction to his “Nymphaeum” (the complete text is included below) made me think of “The Grotto of The Nymphs” – one of the poems from Pierre Louys “The Songs of_Bilitis” – one of the finest and most satisfactory samples of erotic literature I ever read. From the other hand Mayumi Lake and her armpit-acts also seam to belong to the same Pantheon united by particular erotic sensibility. Finally “The Panty-Culture” itself I consider important point In the Pink Discussion. Soon more about “Bilitis”, “Poo-Chi” and panties. Now lets dedicate a moment of silence and attention to Gettes Sanctuaries.

PINK NOT DEAD!

maurycy





Nymphaeum

You Should not confound life and art, even though the latter is part of the former.

We are all inclined to practise a confusion of the genres, but if this book is ob-scene it is because the ob-scenity has become the subject of my reflections. It was in Berlin during the summer of 1981 that I bought the first pair of young girls’ underpans in a shop that sold everything. After a lady began shouting becouse she could not bear the tought of Scandinavian Alices serving as models, I sought an ironic response to her accusation. despite all interest I had in this pair of underpants, it was not on that particular day that I found a solution to my problem but two months later at Malmö, when I fell under the spell of those “trosor” so prettily embellished with the word “Colour”. From that day on underpans (petite) took their place in the exercice of my art. To the under-garments modest or luxurious, to these adornments which are much more than just protectors of the sex of nymphs or goddesses, I hapily add several products of nature (rose petals, pebbles, shells and most recently the leaves of my dear Alnus glutinosa (L.) Gaerther) with which I decorate the pubis of my models. What more beautiful description of the female sex – nymphaeum – that this small temple with a fountain consecrated to the nymphs. There are two of them, relatively discrete but quite present all the same. This book, I hope, will be seen by many readers; “seen” because there is so very little to read, like a temple, the site of attentive devotions by the author.

P.-A. Gette

Paris, May, 1993

images:

1-2. Portikus, Frankfurt/Main
3. Merry Christmas

4. Rosa sp.
5. Nature morte aux poires

* Pierre Louÿs, Grota Nimf, Pieśni Bilitis, 1894;

tłum. Leopold Staff; T-wo Wydawnicze w Wraszawie, Kraków 1920

** Pierre Louÿs, Antro de las Ninfas, Las canciones de Bilitis, 1894

trad. J.B.B., Ediciones Zig-Zag, Santiago de Chile, Tercera edicion.

*** Pierre Louÿs, The Grotto Of The Nymphs, The Songs of Bilitis, 1894

translated by Alvah C. Bessie, 1926

I AM LEAVING TO TIJUANA/SAN DIEGO FOR A WEEK SO NEXT ENTREANCE IN THE BLOG AROUND MARCH 3rd 🙂

PINK PARADOX




Różowy Klęcznik/Reclinadero Rosa, Pink Faldstool; MG in collaboration with Jesús Irizar (MOB); 2006

Dear PINK’s

Klękanie jest aktem pokory zaś klęcznik meblem mającym na celu komfort klękającego. Mamy tu do czynienia z paradoksem w oczywisty sposób uzasadnionym historycznym romansem religii z władzą. Sutanny Kardynała Richelieu były ponoć podbijane jedwabiem a napewno i niejeden zgrzebny habit krył pod sobą sobolowe futra. (To trochę jak Wołga z silnikiem Mercedesa – sam pamiętam podobny przypadek z czasów PRL-u) Sytuacja staje się jednak mniej absurdalna jeżeli zastosować ją do Kultu Rozkoszy (którego jedynym prawdziwym ołtarzem jest łożko) Kierowany takimi refeksjami i wrodzoną mi skłonnością do bałwochwalstwa i jego celebracji zaproponowałem Jesusowi Irizarowi (MOB) zaprojektowanie adekwatnego mebelka. Poniżej pierwsze projekty – oćwiekowanie tapicerki było już personalnym (ze wszech miar adekwatnym) wkładem Jesusa w projekt. ////// Hincarse es un acto de humildad mientras el Reclinatorio sirve para el confort de quien se inca. Acá tratamos con una obvio paradoja que se justifica fácilmente por el histórico romance de la religión y el poder. Se dice que las sotanas de cardenal Richelieu han sido fondeadas con seda rojo, no dudo que varios de los humildes hábitos también llevaban en su época base de pieles finas. La misma situación deja de ser tan absurda mientras la aplicamos al Culto de placer (cuyo único verdadero altar es la cama). Guiado por estas reflexiones y mi inclinación hacia la idolatría y sus rituales propuse a Jesús Irizar (MOB) disenar el mueblecito adecuado. Abajo primeros renders – los picos de acero fue un aditamento original (bastante adecuado) de Jesús. ////// Kneeling is an act of humility when the faldstool is made for comfort of the one who kneels. Here we are treating with an obvious paradox easy to explain by historical romance of religion and power. There is a gossip about red silk underneath Richelieu’s gown and so possibly many raw frocks hide fur beneath. The situation changes when we are thinking about Pleasure Cult (of which the only real altar is The Bed). Guided by this reflections and my natural tendency to idolatry and its rituals I propose to Jesús Irizar (MOB) to design an adequate piece of furniture. Below first renders – the spike were original (and proper) addition from the part of Jesús.

PINK NOT DEAD!

maurycy

Praca w wersji pozbawionej inicjału była pokazywana na wystawach w Mexico City i Warszawie. ///// The actual – simplified piece – was shown at PND! Expositions in Mexico City and Warsaw.

PINK SAINT & PINK MESSIAH



Silvia Saint fot. MG

Dear PINK’s

Silvię Saint po raz pierwszy miałem okazję oglądać na okładce magazynu “Club International” w 1999 roku – uśmiechała się zupełnie jak Viosna. Kiedy spotkałem ją w 2005 – już jako mega-gwiazdę “Private” – czułem swoisty rodzaj słowiańskiej identyfikacji, wręcz dumy z faktu, że to właśnie Czeszka jest uosobieniem marzeń milionów mężczyzn na świecie. W tym roku miałem przyjemość spędzić w towarzystwie Sylvii trochę więcej czasu i stwierdzić, że aureola cały czas promienieje nad jej główką. W trzy dni po jej odjeździe poszliśmy z Xavierem do Centrum polować na różowe skarby do dekoracji sanktuarium. Pośród zdobytych kwiatów i klejnotów znalazła się też różowa peruka. W momencie celebracji trofeów Tomek strzelił z biodra kilka fotek. Zdjęcie umieszczone poniżej ze względu na pewne podobieństwo do znanego i podziwianego mistyka (nieustannie odkrywam brodę na nowo) wydało mi się być godne duetu ze Słodką Czeską Świętą. (Espanol abajo/English below)

PINK NOT DEAD!

Maurycy



Pink Messiah fot.Tomek Saciłowski

Por primera vez vi a Silvia Saint en la cubierta de la revista “Club International” en el ano 1999. Estaba sonriendo como La Primavera misma. Cuando la encontré en el 2005 – ya hecha una mega estrella de “Private” – sentí un especie de peculiar identificación eslava, incluso orgullo que justo esta Checa es la personificación de los suenos de millones de hombres en nuestra planeta. Este ano tuve la oportunidad pasar en compania de Silvia un poco mas de tiempo y constatar con gusto que sigue portando una aureola luminosa. Tres días después de su partida nos fuimos con Xavier a la pesca de tesoros rosas al centro. Entre las flores y joyas agarramos también una peluca rosa. Durante la celebración de los trofeos Tomek disparo un par de fotos. Creo que la de abajo – debido a cierta similaridad con una conocida celebridad mística (sigo descubriendo el poder de la barba) – puede ser digna del dueto con la Dulce Santa Checa. ////// I’ve seen Silvia Saint for the first time in 1999 on the cover of “Club International” magazine – she smiled like The Spring itself. When I actually meet her in 2005 she was already “Private” Mega Star – I felt sort of Slavic identification, even pride that this Czech girl become a personification of a dream for millions of men on our globe. This year I had an opportunity to spend a bit more time with Silvia and to find that her aureole keeps floating gently over her pretty head. Three days after she left Mexico we went with Xavier to search for Pink Treasures in the downtown. Between many flowers and jewels we grab a pink wig too. During the celebration of Pink Trophies on our come back Tomek shot couple of pictures. I believe that the one below – due to the similarity with well-known mystical celebrity (I am still discovering the power of the beard) – can make a nice duo with the Sweet Czech Saint.

Silvia Saint Official Web Site

Silvia Saint Official Fan Club

Wiki Silvia Saint

PND! Set at My Flicker Page

PINK LIPS



Gina Lynn, EROTIKA, 2005

Dear PINK’s

Na dzień przed otwarciem pierwszych targów “Sex & Entertainment” (luty 2005) miałem przyjemność fotografować zbliżenia doskonale różowych ust Giny Lynn i Kaylani Lei. ////// Justo un día antes de abrir la primera feria “Sexo & Entretenimiento” (febrero 2005) tuve el honor de fotografiar las bocas de Gina Lynn y Kaylani Lei. Rosa exquisito. ////// Just right one day before opening of the first “Sex & Entertainment” fair in February 2005. I had the pleasant opportunity to take close up’s of Gina Lynn and Kaylani Lei lips. They are perfect in Pink.

PINK NOT DEAD!

maurycy



Gina Lynn, EROTIKA, 2005



Kaylani Lei, EROTIKA, 2005

“Mouths & Lips” Photo Set at My Flicker Page

JAK POWSTAŁY KOBIETY



Phalaenopsis sp.

Dear PINK’s

Dostępność do światowej kultury literackiej opiera się właściwie w stu procentach na indywidualności i pasji tłumaczy. To coś czego nie da się w kulturze zaplanować – albo w danej epoce urodzi się ktoś taki jak Boy albo nie i kropka. Moje pokolenie miało to szczeście w niesfornej postaci Roberta Stillera. Z jego tworczością miałem okazję zapoznać się bardzo wcześnie – jako sześciolatek, kiedy w czasie pobytu w Zakopanem mój cudowny dziadek kupił mi “Skamieniały statek”. Później przyszło wiele innych wspaniałych książek: “Gilgamesz”, “Krymhilda”, “Zardzewiały miecz”… ale największą satysfakcję sprawiła mi niewątpliwie “Córka Długozębych”. Pacholęciem będąc wyciągnąłem tę mała ciemnoróżową cegiełkę z matczynej półki – intrygowała tak tytułem jak psychodelicznymi tropikalnymi ilustracjami Jerzego Skarżyńskiego. Wiele w niej historii wspaniałych i niesamowitych ale dla rodzącej się zmysłowości młodego chłopaka opowieść o tym “Jak powstały kobiety” była prawdziwymi siedmiomilowymi butami. Miałem satysfakcję i przyjemność poznać Roberta Stillera przy okazji PND! – napisał nawet specjanie dla projektu mały lingwistyczny essej o różu i różowości (niebawem na blogu). Na początek jednak “Jak powstały kobiety” 🙂

PINK NOT DEAD!

maurycy

Jak powstały kobiety

(Uapou)

Na początku wszystkie kwiaty były pięknymi kobietami. Nie ubierały się w przepaski, nie miały oczu ani włosów, rąk ani nóg. Miały tylko to co najważniejsze, i to był kwiat.

Wtedy nic nie więdło. Nie umierało.
Mężczyźni nie zrywali kwiatów ani dla zapachu, ani też dla ozdoby. Żaden ich nie nosił. Boby się wstydził.
Tylko jeden z mężczyzn nie znał wstydu. Zwał się Koikoi. Był mężem wszystkich kwiatów.
Tamci ich nie dostrzegali. Rosły i tyle. Oni spostrzegali tylko słońce, że ciepłe, palmy, że się na nich rodzą orzechy zdatne do jedzenia, i wreszcie ryby, które tak zwinnie uciekają, że jeżeli oko dla nich nie będzie baczne, to i usta nie spróbują nigdy ich mięsa. Więc zaczeli zauważać również błysk wody, cienie na piaszczystm dnie i pręty zdatne na oścień.
Ale po co kwiaty?
Aż dopiero Koikoi pierwszy spostrzegł ich piękność.
Leżał najedzony i patrzyl. Chciałby zjeść coś jeszcze, dla swojej przyjemności, nie z głodu, ale w brzuchu nie miał już więcej mięjsca. Czuł się także pełny i siła męska wyrywała się z niego na zewnątrz. Spojrzał i zobaczył rzeczy jakich jeszcze nie widział. Czerwone i rozwarte rosły na drzewach. Nic lepszego nie miał do roboty i zapragnął się do nich zbliżyć.
Dotknął ręka. Chwycił w zęby. Przyłożył ucho.
Wszystko to nie wystarczało. Czuł się od nich daleki.
Tak probując ich i siebie znalazł w końcu właściwy sposób.
Odtąd Koikoi wiedział, co ma z tym robić. Świat mu się spodobał dużo bardziej niż przedtem. Kiedy chciał zbliżenia, mógł to czynić bez przeszkód.
Inni to widzieli. Wstyd ich ogarnął.
Zaczeli się zakrywać.
Zwłaszcza w nocy Koikoi miewał sprawę z kobietami w postaci kwiatów. Cóż innego można robić, skoro spać się nie chce, a nic nie widać?
Budził się szczęśliwy.
A kobiety były wdzięczne i wciąż piękniały. Rozkwiatało ich w pośpiechu coraz to więcej, byle prędko, byle z pączka się rozwinąć i już mieć męża.
Podnosiły swą urodę, żeby je spostrzegł.
Przez to jest tak dużo kobiet, choć wystarczy jedna dla kilku mężczyzn. I dlatego są piękne.
Po trochu zaczęto mu zazdrościć.
Wreszcie jeden z mężczyzn, imieniem Hao, przyszedł spędzić noc u Koikoi, żeby się dowiedzieć, jak to się robi.

Koikoi chciał z niego zażartować. Dał mu za przykrycie kwiaty z pewnego drzewa, które otwierają się i opadają, gdy wzejdzie słońce. Przy tym zapowiedział, żeby Hao nie usnął. Ale tego ogarnęła senność i nic nie widział. Spał gdy słońce wzeszło. Wowczas kwiaty rozwarły się i obsypały. Przebudzony ich dotknięciem Hao spojrzał po sobie, strasznie się zawstydził i uciekł w krzaki, żeby go nie zobaczyły w takim stanie kwiaty.
Kobiety.
Koikoi smiał się z tego i chełpił, że on jeden jest mężem wszystkich kwiatów.
Aż go to wyczerpało.
Sił mu zabrakło. Zapatrzony w kwiaty uczł się więdnąć. Wreszcie zblakł, posiwiał i upadł na ziemię.
Umarł z miłości.
Wowczas i te kwiaty, których nie tknął, zwiędły i opadły z żalu po swoim mężu. Przedtem kwiaty umierały tylko od pieszczot.
Kiedy zmarł Koikoi, Hao, który wciąż się nad tym zastanawiał, pierwszy nabrał śmiałości. Pragnął i bał się. Wreszcie wybrał sobie jeden piękny i duży kwiat, z tych, które się rozwinęły już po śmierci tamtego. Znów ich było mnóstwo, bo rozkwitały nie wiedzące, że Koikoi odszedł.
I pragnęły męża.
Hao się położył nocą z tym kwiatem. Umieścił go na sobie.
Kiedy się obudził, wszystko było piękniejsze.
Inni z ciekawości jeli czynić to samo. Ci się wciąż wstydzili, tamtym wstyd przeszedł. Jedni to czynili jawnie, w dzień, przy słońcu, drudzy przeważnie w nocy, jedni pod spojrzeniem kwiatowych kobiet, inni w ukryciu. Wielu zaczęło stroić się w kwiaty i czuć ich zapach. Odtąd już nie było mężczyzn niechętnych kwiatom. Ani kwiatu bez męża.
A kobiety też się przekonały, że nie tylko Koikoi mógł je sobą ucieszyć.
Mnożyły się i piękniały. Teraz dla innych.
I oczywiście wszyscy umierali. Czy to warto? Nikt by już nie wybrał wiecznego życia.
Później z kwiatów się poczęły dzieci tych meżczyzn. Najpierw miały po swych ojcach rzęsy lub wargi, rosły jeszcze z nasion, kwitły na drzewach, wreszcie się zjawiły palce, dłonie i oczy. Kwiaty patrzyły i chwytały. Aż zeszły z drzew. Tak zrodziły się kobiety, jakie dziś znamy, bardzo podobne do nas, a przecież inne. Kto się przyjrzy, zauważy w nich wiele z kwiatu. Nie wszystko się zmieniło!
A my sobie poczynamy z nimi prawie tak samo, jak niegdyś Koikoi.

Robert Stiller Córka Długozębych
Opowieści polinezyjskie i inne dla dorosłych

COMO SE ORIGINARON LAS MUJERES

Dear PINK’s

La accesibilidad a la literatura mundial depende en cien por ciento de individualidad y pasión de traductores / eruditas. Es algo que nos se puede planear – es pura suerte. En Polonia la tuvimos gracias al necio de Robert Stiller – maravilloso traductor, políglota y erudita quien nos regalo increíbles adaptaciones de “Gilgamesh”, “Krymhilda” y decenas de otros libros. Conocí su trabajo siendo todavía muy nino – mi abuelo me regalo a la edad de seis anos sus libro con cuentos de polinesia titulado “El Barco vuelto piedra” Así empezó mi aventura. A pesar de que luego vinieron muchos otros libros el favoritos sigue siendo un libro de cuentos islenos – “La hija de Largosdientes” Uno de los cuentos publicados en el: “Como se originaron las mujeres” tuvo particular impacto en mi recién naciente conciencia de la sensualidad. Abajo mi traducción aprobada por el autor. Disfruten 🙂

PS: disculpen la falta de “n” espanola – es el problema de mi servidor polaco.

PINK NOT DEAD!

maurycy

Como se originaron las mujeres

(Uapou)

Al principio todas las flores fueran bellas mujeres. No vestían taparrabos, no tenían ni ojos, ni cabello, manos ni piernas. Solamente tenían lo mas importante y esto fue la flor.

Nada marchitaba entonces. Nada moría.
Hombres no recogían las flores ni por el olor, ni para adorno. Ninguno los llevaba. Porque se avergonzaría.
Solo uno de los hombres no conocía el pudor. Se llamaba Koikoi. Fue el marido de todas las flores.
Otros no las notaban. Crecían y ya. Ellos percibían solo el sol, que esta caliente, palmaras, que dan cocos buenos para comer, y por fin peces, los cuales huyen tan ágilmente que si el ojo no estará atento, la boca tampoco probara nunca su carne. Entonces empezaron notar también el brillo del agua, sombras sobre fondo arenoso y varillas aptas para los arpones. Pero para que las flores?
Hasta que Koikoi primero noto su belleza.
Estaba acostado, lleno y miraba. Quisiera comer algo mas, por su placer, no por hambre, pero ya no tenia mas espacio en la panza. También se sentía pleno y fuerza masculina le brotaba hacia afuera. Miro y noto cosas que todavía no ha visto. Rojas y abiertas crecían sobre árboles. No tenia nada que hacer y se le antojo aproximarse a ellas.
Toco con la mano. Agarro entre dientes. Acerco la oreja.
Todo esto no bastaba. Se sentía lejano de ellas.
Así probándolas y probándose a si mismo encontró finalmente manera propia.
Desde entonces sabia Koikoi que hacer con esto. El mundo le gustaba mucho mas que antes. Cuando quería avance, podía hacerlo sin obstáculos.
Otros veían. Se avergonzaron.
Empezaron a taparse.
Sobre todo en la noche tenia Koikoi asunto con mujeres en forma de flores. Cual otra cosa se puede hacer cuando el sueno no llega y no se ve nada?
Despertaba feliz.
Y los mujeres estaban agradecidas y todavía embellecían. Apresuradas florecían cada vez mas, con tal de pronto, con tal de desenvolverse del botón y ya tener marido.
Levantaban su hermosura para que las notara.
Por esto hay tantas mujeres aun que bastaría una para varios hombres. Y por esto son tan bellas.
Poco a poco empezaron a envidiarle.
Finalmente uno de los hombres, nombrado Hao, vino pasar la noche en la vivienda de Koikoi, para enterarse, como se hace.
Koikoi quería hacerle broma. Para cubrirse le dio flores de un árbol, las cuales se abren y caen cuando sol se levanta. Además le aviso que no se duerma. Pero a este finalmente le gano el sueno y no vio nada. Estaba dormido cuando el sol se levanto. En aquel entonces las flores se abrieron y desprendieron. Despertado por su tacto Hao se vio, se avergonzó terriblemente y huyo entre arbustos, para que las flores no lo vieran en este estado.
Mujeres.
Koikoi se reía de esto y presumía que el solo es marido de todas las flores.
Hasta que se agoto.
Le falto fuerzas. Encantado con las flores aprendía marchitar. Finalmente palideció, encaneció y cayo en la tierra.
Murió de amor.
Entonces las flores, incluso las que no toco, marchitaron y cayeron de pena por su marido. Antes las flores morían solo de las caricias.
Cuando murió Koikoi, Hao, quien siempre meditaba sobre esto, fue el primero en atreverse. Recordaba su despertar. Deseaba y temía. Por fin escogió una flor grande y bella, de las que se desarrollaron ya después de la muerte de aquel. De nuevo estaban en abundancia, porque florecían sin saber de que Koikoi se fue.
Y deseaban el marido.
Hao se acostó en la noche con esta flor. Se la puso encima.
Cuando despertó todo fue mas bello.
Otros por curiosidad empezaron hacer lo mismo. Unos siempre estaban avergonzados, otros ya perdieron la pena. Unos lo hacían abiertamente, de día, en plena sol, otros mas que nada en la noche, unos bajo la mirada de mujeres-flores, otros a escondidas. Muchos empezaron a adornarse con las flores y sentir su olor. Desde entonces ya no había hombres adversos a las flores. Ni flor sin marido.
Y las mujeres también entendieron que no solo Koikoi podía alegrarlas.
Se multiplicaban y embellecían. Ahora para otros.
Y obviamente todos morían. Vale la pena? Nadie ya escogería vida eterna.
Después de las flores se procrearon hijos de estos hombres. Primero tenían de sus padres pestanas o labios, todavía crecían de semillas, florecían en los árboles, finalmente aparecieron dedos, manos y ojos. Flores miraban y agarraban. Hasta que bajaran de los árboles. Así nacieron mujeres como las conocemos hoy, muy parecidas a nosotros pero distintas.
Quien se fija va a notar en ellas mucho de la flor. No todo cambio!
Y nosotros las tratamos casi igual como atano el Koikoi.

Robert Stiller Hija de Largosdientes
Cuentos de polinesia y otros para los adultos


trad. Maurycy Gomulicki

PINK POEMS

Dear PINK’s

Swego czasu zrobiłem sobie przyjemność w postaci ćwiczenia z różowej poezji konkretnej. Oto dwa z pięciu powstałych wierszyków. Drugi z nich jest parafrazą znalezionego w sieci wiersza “King is dead” ////// En su tiempo me di el gusto de hacer ejercicio de poesía concreta rosa. Aqui dos de los siete poeamas. El secundo es una parafrase del “King is dead”encontrado en la red. ////// Some time ago I gave myself the luxury of playing with pink concrete poetry. Here two from the seven I did. The second one is a paraphrase of “King is dead” poem find on the web.

PINK NOT DEAD!

maurycy

PINK BIKINI



PINK BIKINI Big ////// My Flicker Page

Dear PINK’s

Pstryknąłem to zdjęcie latem 2005 – nie było by w nim nic specjalengo – kolejna urocza nastolatka w bikini – gdyby nie miejsce akcji: rzecz dzieje się w Warszawie. Fenomen trawników w czasie upału swobodnie transformujących w plaże miejskie budzi mój nieustający entuzjazm. Aby uczynić sytuację jeszcze bardziej absurdalną miało to miejsce na skwerze pod pomnikiem Bohaterów Getta tak więc ta rajska scena odbywa się w parku powstałym na ruinach gdzie pod ziemią “Nic dobrego, Panowie i Panie, nic ładnego. Szmaty butwiejące, nadpalone gazety, pewnie ludzkie kości” jak napisał Piotr Rypson w tekscie do mojego (niewydanego jeszcze) albumu o Warszawie. Trimumf życia nad śmiercią? Banał? ////// La foto fue hecha hace unos dos anos – no tedria nada especial – otra quincenaera linda en bikini y ya – si no fuera por la locacion. La situacion tiene lugar en Varsovia – durante verano los parques o culaquier zona verde se convierten en las playas urbanas. Es un fenomeno que no me deja de agradar y sorprender. Para hacer la situacion mas absurda aun esta paraisiaca escena ocurre en el parque construido encima de los ruinas de Getto asi que abjo no esta “nada bueno, Damas y Caballeros, nada bonito. Harapos enmohecidos, periódicos semi quemados, probablemente huesos humanos” como escribio Piotr Rypsone en su texto para mi (todavia no publcicado) album sobre Varsovia. ?Triumfo de la vida sobre la muerte? ?Banalidad? ////// I took this picture in summer two years ago. It will be nothing special – just another pretty teen in bikini – if not the location. This is Warsaw – during summer people uses any opportunity to take the sunbath – suddenly the city squares converts into urban beaches – I am really fascinated by the phenomena. To make the situation even more absurd – the picture is taken in the park created over the ruins of former Warsaw Ghetto so below this paradise-like scene lays “nothing good, Ladies and Gentlemen, nothing nice. Mouldering rags, burnt newspapers and no doubt human bones” – as Piotr Rypson writes in the text to my (not yet published) book about Warsaw. Victory of life over death? Banality?

PINK NOT DEAD!

Maurycy

EROTIKA EXPO SEXO 2007



Art critic Francisco Reyes Palma in the front of one of my vinyl murals

Erotika Love Store big stand at “Sex & Entertainment” Fair, Mexico City, 2007

Erotika Photo Set at my Flicker Page ////// My Flicker Page

Dear PINK’s

Trochę fotek ze standów Erotiki na targach “Sex & Entertainment” 2007. ////// Algo de fotos de los stands de Erotika en la Feria del Sexo 2007. ////// Some pictures from Erotika stands at “Sex & Entertainment” Fair 2007.

PINK NOT DEAD!

Maurycy



Beautiful Sheily Jimenez in the front of one of my vinyl murals. Erotika Love Store small stand at “Sex & Entertainment” Fair, Mexico City, 2007



Beautiful Sheily Jimenez in the front of one of my vinyl murals. Erotika Love Store small stand at “Sex & Entertainment” Fair, Mexico City, 2007



Mural with my Silly Thing character (2.5 x 6 m). Erotika Love Store small stand at “Sex & Entertainment” Fair, Mexico City, 2007



Small (2.5 x 2 m) mural with one of the icons I initially designed for Erotika in 2005. Erotika Love Store big stand at “Sex & Entertainment” Fair, Mexico City, 2007



Same mural when the crowd already started. Erotika Love Store big stand at “Sex & Entertainment” Fair, Mexico City, 2007



Medium (2.5 x 3 m) mural with some of the icons I initially designed for Erotika in 2005. Erotika Love Store big stand at “Sex & Entertainment” Fair, Mexico



My Cherry Poppins character as a Dildo Raider. Medium mural (2.5 x 3 m), Erotika Love Store small stand at “Sex & Entertainment” Fair, Mexico City, 2007



Detail from Pink Courtain (5m high) Erotika Love Store big stand at “Sex & Entertainment” Fair, Mexico City, 2007