PINK MUSEUM

– …Rachować nie umiem, ale mogę za to narysować kaczuszkę…





drawing by Zbigniew Lengren

Dear PINK’s

Potwornie mam ten Maj gęsty: najpierw Szara Viosna w Fabryce Betonu, teraz Piramida… – niebawem dokumentacja na flickrze – obiecuję nadrobić zaległości w Virtualu tymczasem korzystając z tego, że zrobiłem sobie dzień urolpu (o 5 rano fotografowałem w krzakach przy Wisłostradzie Rusałkę Sauté a resztę tego deszczowego dnia spędziłem w łóżku w towarzystwie Princess Bubblegum & Marceliny ❤) postanowiłem się podzielić przyjemniutkim rysuneczkiem Lengrena (merci Honza) a przy okazji zachęcać do wypadu na Papierza Awangardy.

PINK NOT DEAD!

check also:

Lengren on My Tumblr

TRANS:WIZJE (wywiad)

Myślę, że możemy na chwilę zostawić kwestię wzajemnych powiązań seksu i władzy, przestać powoływać się co i rusz na Bataille’a i zacząć z samymi sobą pracę od podstaw.





Trans:Wizje – Pismo Psycho Aktywne Nr. 6/2015 Erozofia

Dear PINKS

W aktualnym numerze magazynu Trans:Wizje (do kupienia w Empiku) można znaleźć wywiad ze mną przeprowadzony przez Jana Lubicza Przyłuskiego. Poniżej pełny tekst.

PINK NOT DEAD!

WSZYSCY JESTEŚMY VOYEURYSTAMI

Jako artysta wizualny odwołujesz się do elementów jednocześnie bardzo awangardowych i – powiedziałbym – elementarnych, to znaczy do motywów fallicznych i waginicznych. Obecne w sztuce wszystkich kultur świata, u Ciebie zyskują nowy obraz i nowoczesne formy oddziaływania. Dlaczego to robisz, jaki jest Twój cel?

Przyjemność i rozkosz to w moim odczuciu kwestie fundamentalne, a permanentnie, przynajmniej w naszym kręgu kulturowym, spychane na drugi plan, częściej wykorzystywane jako narzędzie manipulacji niż doceniane jako istotne wartości w życiu. Seksualność jest czymś absolutnie podstawowym – tak źródłem radości, jak frustracji, a towarzyszy jej ogromny balast konfuzji – jest tu więc szerokie pole do działania. Jednocześnie zawsze wierzyłem i wierzę, że powinniśmy starać się zajmować tym, co jest dla nas naprawdę istotne, i co naprawdę lubimy, bo to robimy najlepiej, a tak się składa, że w moim przypadku jest to przede wszystkim, choć i między innymi, seks. Jeżeli chcemy być efektywni musimy modyfikować, modernizować język jakim się posługujemy. Oczywiście stosując metody konwencjonalne łatwiej jest być akceptowanym i rozumianym, jednak eksperymentować jest o wiele ciekawiej.

Czy można Cię nazwać seks witalistą? Czy może seks pozytywistą? Jak mógłbyś opisać swoje podejście?

Jeżeli odczuwasz taką potrzebę. Nie jestem wielbicielem szufladkowania. Mam nadzieję cały czas być więcej i bardziej, lubię bujność, życie – jestem na nie napalony, więc ”witalista” może być. „Pozytywistę” bym sobie odpuścił – taki sztandar wieje nudą. Pozytywizm należy uprawiać ale po cichu.

Seks jest dla Ciebie bardzo ważnym motywem twórczości, a twoje działania artystyczne nieustannie prowokują zasiedziałą moralność postchrześcijańskiego purytanina. Widzisz siebie jako prowokatora?

Pytano się mnie o to już tyle razy, że pozwolę sobie zacytować wcześniejszą wypowiedź: Prowokacja nie jest metodą działania jaką cenię sobie przesadnie wysoko. Wydaje mi się szalenie przewidywalna w swoich skutkach – najczęściej powoduje sprzeciw i eskalację agresji. Jej zasadniczą zaletą jest to, że stawia dany temat bardzo wyraźnie na forum publicznym. Nie czuję się aktywistą, wolę więc kontrabandę – jak wiadomo „cicha woda brzegi rwie”. Z drugiej strony, w rzeczywistości tak dalece skostniałej jak Polska prawdopodobnie będę przez niektórych postrzegany jako prowokator – cóż, wbrew pozorom etykietka określa bardziej tego, kto ją przylepia, niż mnie.

Jaka jest dla Ciebie różnica między seksualnością i erotyzmem?

Dość podstawowa. Seksualność to sfera emocji i aktywności ludzkiej zdeterminowana przez nasze uwarunkowania hormonalno-mentalne a erotyzm to seksualność przefiltrowana przez kulturę. Seksualność jest czymś pierwotnym, co nie do końca rozumiemy i z czym nie do końca sobie radzimy, a erotyzm jest wysublimowanym produktem naszej świadomości –  służy delektowaniu się, celebracji, stymulowaniu przyjemności jaka nierozerwalnie związana jest z doświadczaniem seksualnym. Jest tyleż fantomem, co oprawą dla, czy zachętą do seksualnego spełnienia.

Róż jest twoim kolorem flagowym. Ale inaczej niż u Bellmera czy Pinińskiej-Bereś. Jak Ty to widzisz?

Róż jest szalenie efektywny. W przypadku Bellmera jest jednym z elementów służących intensyfikacji teatrum perwersji, z kolei u Pinińskiej-Bereś jest on narzędziem dyskursu, który dziś bez wahania określilibyśmy jako feministyczny czy genderowy. Dla mnie jako dla hedonisty, lubieżnika, fascynata, a jednocześnie antropologa popkultury jest on doskonałym pretekstem do eksploracji pojęć przyjemności i rozkoszy oraz do kwestionowania stereotypów. Lubię róż. Jako dziecko mieszkałem w różowym pokoiku, a już będąc człowiekiem dorosłym przez długi czas rozkoszowałem się posiadaniem różowego plafonu w sypialni. Pociąga mnie słodycz ale bardziej jednak soczystość. Nie czuję się niewolnikiem różu – pozostaję mu wierny lecz w tej chwili zajmuję się głównie eksploracją neonowej tęczy.

W parkach ustawiasz rzeźby-totemy, gigantyczne dildo. Walczysz o uznanie seksualności? Jak postrzegasz dzisiejszą cenzurę?

W wielu ze realizowanych przeze mnie projektów można dostrzec wyraźny pierwiastek erotyczny jednak sprowadzanie ich 1:1 do takiej kategorii wydaje mi się szalenie zawężające. Mam nadzieję, że tworzę obiekty bardziej wielowymiarowe a zmysłowość interesuje mnie w wielu aspektach, nie tylko w tym najoczywistszym, jednoznacznie seksualnym. Nie czuję się bojownikiem – taka postawa nadaje zbyt wielkie znaczenie negatywnemu kontrapunktowi w naszym życiu, a nie chcę w ten sposób budować mojej tożsamości. Mówię nieco więcej na ten temat w wywiadzie udzielonym Joannie Szczepanik, a dostępnym w sieci. Natomiast niewątpliwie interesuje mnie rozmrażanie naszej kultury. Co do pytania o cenzurę, to mogę odpowiedzieć ci tyle, że strach przed seksualnością i próby sterylizowania rzeczywistości wydają mi się żałosne.

Jaka jest twoim zdaniem rola porno i skąd ta niezwykła moc? Atawizm? Siły wyższe? Może niższe?

Podstawową funkcją pornografii jest stymulowanie naszego libido. Odwołuje się ona do naszych najgłębiej ukrytych, a zarazem najbardziej rudymentarnych marzeń. Działa tyleż na naszą świadomość, co na podświadomość, i w tym sensie możemy uznać ją za mesmeryczną. Jeżeli pornografia jest efektywna i nas podnieca, to paradoksalnie jednocześnie nas satysfakcjonuje, ale i zwiększa nasze łaknienie (parafrazując Denona: wizerunki rozkoszy pomnażają pragnienia). W tym jej działanie podobne jest do działania używek. Nie wahałbym się zresztą przed określeniem jej jako używki i w tym wymiarze wyraźnie chyba widać tak jej siłę jak i potencjalne niebezpieczeństwa z nią związane. Natychmiastowa gratyfikacja jest szalenie przyjemna lecz zawsze ma swoje konsekwencje. Jeżeli chodzi o kulturową czy społeczną funkcję pornografii, to są to już kwestie osobne i szalenie złożone. Mogę najwyżej spunktować kilka aspektów. Już sam termin pornografia nie jest ani precyzyjny ani homogeniczny. To, co dla jednego jest pornografią, dla innego będzie erotyką. Pornografia komercyjna i pornografia amatorska to również dwie zasadniczo różne przestrzenie, choć ta pierwsza bynajmniej nie jest pozbawiona entuzjazmu.

Jeżeli chodzi o kwestię etyczną, to ta, dopóki pornografia realizowana jest w wymiarze ludzkim, jest relatywnie klarowna – albo coś jest nadużyciem albo nie. Trzeba jednak brać pod uwagę, że (pomijając ekstrema regulowane prawnie) rozpoznanie będzie tu bardzo indywidualne. Nieoczywistość kryterium, przy jednoczesnej pozornej realności, pozostają więc problemem w pornografii  – stąd rozterki związane z jej konsumpcją również u ludzi wolnych od chrześcijańskiego poczucia winy związanej z pożądaniem. Jeszcze inaczej sytuacja wygląda w przypadku pornograficznej fikcji. Lubię i cenię sobie lekkość pornograficznych narracji lecz jednocześnie muszę przyznać, że mam trudności z zaakceptowaniem pewnych przekroczeń w literaturze, i to tak w tej wybitnej (André Pieyre de Mandiargues) jak i w brukowej (Karl von Vereiter). Jednocześnie obsesje są faktem i sądzę, że nawet te najbardziej radykalne są dużo mniej groźne, gdy kwitną jako fantazmaty, niż kiedy próbuje się negować ich istnienie, bo to nieuchronnie prowadzi do zwiększenia napięcia, a w konsekwencji do nieprzewidywalnych i często destrukcyjnych erupcji. Niewątpliwą zaletą pornografii jest natomiast to, że w momencie, gdy zaczęła się nader swobodnie rozwijać i stała się powszechnie dostępna za sprawą Internetu, wyzwoliła całe masy ludzi od poczucia nienormalności związanej z ich osobistymi fascynacjami i preferencjami seksualnymi. Pornografia przyczyniała się również do rozszerzenia pola doświadczenia seksualnego, wnosząc do powszechnej świadomości tak pozytywne jak negatywne wzorce zachowań. Niezależnie od wszelkich ambiwalencji z nią związanych, potrzeba obrazu i treści o silnym ładunku erotycznym jest potrzebą realną i jako takiej nie można jej lekceważyć. Biorąc pod uwagę coraz powszechniejszą akceptację pornografii oraz zmianę społecznego statusu sex-performerów, można zakładać, że będzie ona ewoluować i że zostanie kiedyś uznana za jedną ze sztuk pięknych.

Twoje „Pussy Mandale”, „Vaginettes” czy niektóre obiekty wnoszą w przestrzeń wizualności to, co zazwyczaj ukryte, zasłonięte. Jak postrzegasz dialektykę zakrywanie-odkrywanie? Czy i jak odnosisz się do tego?

Nie wydaje mi się, żebym rzeczywiście coś odkrywał czy obnażał, raczej wyprowadzam pewne obrazy ze specyficznego getta do jakiego zostały zepchnięte przez obowiązujące normy, a te w moim odczuciu należy poddawać permanentnej weryfikacji. Nie jestem w tej materii teoretykiem – polegam tu w równym stopniu na intuicji, co na klarowności mojego osobistego kryterium. Tak mandale jak vaginetki są przede wszystkim wyznaniem wiary, a dopiero w dalszej kolejności tyleż kwestionują przyjęte standardy, co testują ikonosferę.

Jak Twoim zdaniem można przez obraz działać na zmysły i świadomość? I jak zmieniać świadomość odbiorcy będąc artystą wizualnym?

Obraz jest niezwykle silnym, kompaktowym narzędziem komunikatu – działa tyleż w sposób natychmiastowy, co z opóźnionym zapłonem – zapadając głęboko w świadomość. Wzrok jest królem zmysłów – wszyscy do pewnego stopnia jesteśmy voyeurystami. Artysta może oddziaływać na świadomość odbiorcy w taki sam sposób jak każdy kto komunikuje się na publicznym forum ergo polityk czy reklamiarz – zasadnicza różnica polega na skali zasięgu i stopniu wyrafinowania. Im subtelniejszy jest komunikat, tym większej wrażliwości wymaga od odbiorcy, co redukuje jego natychmiastowy wpływ na rzeczywistość. Jednocześnie warto pamiętać, że ostatecznie tym, co zostaje, i tym, co naprawdę napędza rozwój człowieka, jest kultura, a nie pieniądze czy władza.

Twoje strony internetowe, zarówno te prezentujące działania autorskie jak i te będące efektem twoich poszukiwań i penetracji, pokazują nieustanną pracę z obrazami, zawsze starannie dobranymi, bardzo silnie działającymi na zmysły, właściwie nawet podważającymi granice między zmysłami, odczuwaniem a świadomością opartą na wiedzy i skojarzeniach. Jak widzisz obraz erotyczny we współczesnej ikonosferze?

Przede wszystkim jako powszechny. Jako integralny element nie tylko współczesnej popkultury, czy szerzej pojętej kultury, ale jako istoty element języka, który w ogóle staje się coraz bardziej językiem wizualnym. Coraz więcej ludzi porozumiewa się za pomocą obrazów i związków między obrazami. Słowo nigdy nie było równie zagrożone. Nie cieszy mnie ta atrofia słowa, które jest narzędziem niepomiernie bardziej precyzyjnym dla wyrażania myśli, szczególnie w sferze pojęć abstrakcyjnych, lecz potencjał, nośność, efektywność, szybkość komunikatu wizualnego są niepodważalne. Pytałeś o obraz erotyczny – myślę, że w żadnej dziedzinie nie krąży w sieci tyle spontanicznie powielanego materiału, co potwierdza tylko, że przede wszystkim jesteśmy bytami seksualnymi. Dla mnie w tej powodzi obrazów, tak erotycznych jak wszelkich innych, zawsze najciekawszy jest indywidualny klucz porządkowania, a w tej materii akurat niewiele się zmieniło – obraz erotyczny jako taki stał się o wiele bardziej obecny, ale to jak jest wykorzystywany cały czas zależy od indywidualnej wrażliwości i świadomości poszczególnych narratorów.

Wydaje się także, jakbyś pracował nad przywróceniem statusu piękna wizerunkowi ludzkich genitaliów (przez hipokrytów uznawanych za „brzydkie”). Jak widzisz tę swoją działalność?

Mnie w ogóle interesuje piękno. Piękno jest i pełni istotną funkcję w naszym życiu i kulturze, i będzie ją pełnić niezależnie od tego, ile jeszcze razy i jak dalece mogłoby zostać skompromitowane. Jesteśmy tyleż bytami seksualnymi co estetycznymi. W naszej percepcji seksualności jest bardzo wiele miejsca na zachwyt, a ten jest czymś, w czym widzę ogromny potencjał pozytywny. Skoro zaś jest zachwyt i fascynacja, to próba przetworzenia ich na piękno jest tylko naturalną konsekwencją. W pizdę patrzę jak w tęczę -– lubię to podkreślać i nie jestem w tym zachwycie osamotniony. To z jednej strony. Jednocześnie rewaloryzacja banału jest czymś, czym zajmuję się na co dzień, a w kwestii seksualnych stereotypów wiele jest do zrobienia. Za mało mamy tu miejsca, żeby poważniej przeanalizować historię asocjacji grzechu i brudu, ale ta symbolika jest znamienna, a widoczna jest nie tylko w sferze obrazu, ale i słowa. Wystarczy zauważyć, że większość obelg, jakimi się posługujemy, ma charakter seksualny – nie od dziś postuluję, żeby tam, gdzie odruchowo aplikujemy określenia takie jak chuj i pizda, raczej mówić o ścierwie czy kanalii.

Zaprojektowałeś wizerunek sieci meksykańskich sexshopów, w Królikarni Muzeum Narodowego w Warszawie stworzyłeś świątynię „joni”. Robisz kolekcjonerską porcelanę i pop-figurki w stylu japońskim. Skąd taka różnorodność? Jak pracowało Ci się w tak różnych miejscach i środowiskach? 

Nie widzę żadnego powodu, by ograniczać się do jednego podmiotu, medium czy środowiska. Nasze doświadczenie świata jest wielowymiarowe i wieloplanowość interakcji wydaje mi się jak najbardziej naturalna. Często narzekamy na brzydotę współczesnej korporacyjnej ikonografii, jednocześnie gloryfikując design minionych dekad, zapominając, że to, co po nich zostało w naszej świadomości, to już destylat i obraz do pewnego stopnia wyidealizowany. Jako projektant mam na swoim koncie wizerunki m.in. sieci ciastkarni, kilku domów produkcyjnych czy sklepu z luksusową bielizną. Jeżeli pojawia się możliwość oddziaływania na takim poziomie na rzeczywistość, na pewno warto ją wykorzystać. Bardzo dużo zależy tyleż od otwartości naszego zleceniodawcy, co braku zahamowań z naszej strony. Kurczowe pilnowanie się, by wszystko co robimy było sztuką i odbywało się w przestrzeni sztuki, jest okrutną formą autocenzury. Możliwość pracy nad wizerunkiem sieci seks shopów była czymś naprawdę unikalnym – jest to szara strefa, na tyle kontrowersyjna a jednocześnie na tyle samowystarczalna, że rzadko towarzyszy jej przemyślana oprawa graficzna. Dla mnie, mimo wszystkich wzlotów i upadków tego projektu, była to ogromna satysfakcja, a jednocześnie niezwykła okazja do spróbowania swoich sił w konfrontacji ze stuprocentowo autentycznym odbiorcą. Konfrontacji, która, jak myślę, się powiodła – dziewczyny chętnie odwiedzają różowe Love Stores.

Wspomniałeś realizację w Królikarni. Jest ona w dużym stopniu paralelna – w obu wypadkach mamy do czynienia ze swoistym sanktuarium rozkoszy, zmienia się jedynie publiczność i kontekst. Kochać jednocześnie dwie dziewczyny jest trudno, natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, żeby uwielbiając porcelanę jednocześnie delektować się plastikiem. Podobnie rzecz ma się ze skalą – makro nie wyklucza mikro i vice versa. Porcelanowe figurki są efektem mojego wieloletniego romansu z IWP-owską rzeźbą kameralną, a Freak Family, bliższa jednak urbanwinylowej niż mangowej estetyce, jest moim mikroskopijnym wkładem w uniwersum plastikowych postaci pośród których obracałem się przez pół życia. Odkąd jestem człowiekiem aktywnym zawodowo, robiłem całą masę różnych rzeczy, które sprawiły mi moc frajdy: zajmowałem się m.in. grafiką warsztatową, ryjąc w metalowych lustrach i parząc sobie łapy kwasem, ze słabiutkiego komputera starałem się wycisnąć, ile tylko się dało, w efekcie czego powstał mini cykl animacji, malowałem obrazy, projektowałem okładki dla PWN-u, rysowałem do „Życia Warszawy”, „Polityki”, „Playboya” ale i do „Pętliczka”. W pewnym momencie wspólnie z Jeronimo Hagermanem projektowałem ogrody. Różnorodność jest jednym z cudów życia, a nasza wizyta tutaj jest tak krótka i ulotna, że chyba warto jak najwięcej zobaczyć, zrozumieć, zachwycić się i zrobić. Jeżeli coś jest dla nas ważne i czujemy w sobie wolę działania, warto przyczynić się do rozwoju i ekspansji takiego zjawiska.

W literaturze wyszukujesz wyrafinowane sceny erotyczne, rozczytujesz w literaturze manierystycznej, libertyńskiej?

Czytam dużo, począwszy od arcydzieł literatury światowej a skończywszy na bagnie, które mogłoby zatrwożyć nawet Barańczaka. Głównie fikcję, choć nie jedynie. Delektuję się słowem – kolekcjonuję szczególnie wdzięczne bądź absurdalne fragmenty, pasaże, opisy, związki frazeologiczne, wyrazy. Mój profil jako lektora w żadnym wypadku nie jest zdominowany przez literaturę erotyczną ale siłą rzeczy często grawituję w kierunku erotyki, destylując ją czasami z nieoczywistych kontekstów. Jeżeli mogę polecić jakieś pozycje z sensu stricto różowej półki, to zdecydowanie “Pieśni Bilitis” i w ogóle Pierre Louÿs, “Opętanie” i “Bal u hrabiego d’Orgel” Raymonda Radigueta są dla mnie najistotniejszymi książkami o miłości, a “Chwila Ulotna” Dominika Vivant-Denona to prawdziwa perełka – kwintesencja rokoka, arcydziełko subtelnej frywolności. Osobiście mam ogromną słabość do “Żywotów pań swawolnych” Brantôme‘a, ale to książka napisana w połowie XVII wieku, a choć znakomicie przetłumaczona przez Boya-Żeleńskiego, trzeba mieć tu nerw do archaicznej polszczyzny. Pierwsza połowa pamiętników Casanovy jest urocza, później robi się gorzko. Jeżeli ktoś ma ochotę na stuprocentową pornografię, to Gérard de Villiers strzelił konkretną woltyżerkę opisując dzieciństwo hrabiny Aleksandry. Popatrz: na sześciu wymienionych autorów masz pięciu Francuzów, czyli jednak stereotypy nie biorą się znikąd.

Czy myślisz, że nie odrobiliśmy „lekcji Markiza (de Sade)”? Na jakim jesteśmy etapie (że tak powiem)?

Nie jestem entuzjastą Boskiego Markiza. Szczerze mówiąc, zawsze mnie raczej nudził. Z większym zainteresowaniem łyknąłem swego czasu książkę Klossowskiego o Sadzie, ale zasadniczo nie jest to mój konik. Nie negując tropu jakim podążał Sade i jego wielcy epigoni myślę, że możemy na chwilę zostawić kwestię wzajemnych powiązań seksu i władzy, przestać powoływać się co i rusz na Bataille’a i zacząć z samymi sobą pracę od podstaw. Zastanowić się przez chwilę nad tym, co dla nas samych jest naprawdę ważne, a wtedy prawdopodobnie okaże się, że w 99% przypadków strasznie ważny jest seks. Wtedy warto z kolei zastanowić się, jaki byśmy chcieli żeby on był, jakiej właściwie pożądamy wolności i dlaczego? Przy czym mam na myśli wolność „ku” a nie „od”. Pytasz na jakim jesteśmy etapie? Jak zwykle w procesie. Trochę nie wyobrażam sobie czegoś innego. Fundamentalną zasadą życia jest zmiana. Kiedy osiągniemy stan absolutnego oświecenia, przestaniemy być ludźmi, a ja jestem przywiązany do tej, momentami tak niewygodnej, kondycji.  W skali globalnej w ciągu ostatnich dekad nastąpił ogromny postęp, jeżeli chodzi o świadomość seksualności. Natomiast zawężając perspektywę do bardziej lokalnej: Polska to na pewno nie jest erotyczny raj, ale są ziemie bardziej jałowe – o ile jest to jakieś pocieszenie.

WWW trans:wizje

trans:wizje FB

BUNNY TIME

Wierzyliśmy wszyscy, że królik zmartwychwstanie w odpowiedniej porze i pobiegnie po Mlecznej Drodze przed Wańkiem wędrującym do nieba. Królik będzie kicał i kicał zabawnie, czasem tupnie tylnymi łapkami, a uradowany Waniek będzie nań cmokał i wołał: „Myc, myc króliczku!”…





Bunny Slippers

Dear PINK’s

Happy Easter Folks! Plenty of Bunnies (not to mention Chicks) for U at My Tumblr!

PINK NOT DEAD!

check also:

BUNNY BOY

BAUTIFULL BUNNY

CUTER THAN X-MAS

PINK ALLELUJA

PINK SHOES

Ja nie chcę znów za dużo mieć, za mało też,
W małżeństwie mi wystarczysz ty, parasol w deszcz.
I modny strój, i dobry but,
I jeszcze, żeby stał się cud…





Balenciaga – Open-Toe lambskin wedge slide, Rose fuchsia via Shoe Lust

Dear PINK’s

Dziś Butki

PINK NOT DEAD!



Valentino – Carmen appliquéd leather ankle boots via Shoe Lust



Aperlaï – Monument heel, Fall 2014 via Shoe Lust

check also:

PINK HEELS

SEVEN INCH PINK

PINK BLOW

LO-RES-PINK

PINK NIKE

PINK SPORT

888

…dalekie powiewy nadciągającej burzy poruszały ciężkie od zapachu bzów powietrze…





Lil Ovi

Dear GIRLS

Wstał z miejsca i podszedł do okna, wyraźnie nie wiedząc, co robić; wziął ze stołu nożyczki i niszcząc je, a także pochewkę, gdyż mówiąc krajał ją na kawałki, powiedział spiesznie: 8 Marca mię w tym roku jakoś był umknął ale jak wiadomo lepiej późno niż wcale so All Da Best My Ladies! All Da Best!

PINK NOT DEAD!