Dear PINK’s
Dostępność do światowej kultury literackiej opiera się właściwie w stu procentach na indywidualności i pasji tłumaczy. To coś czego nie da się w kulturze zaplanować – albo w danej epoce urodzi się ktoś taki jak Boy albo nie i kropka. Moje pokolenie miało to szczeście w niesfornej postaci Roberta Stillera. Z jego tworczością miałem okazję zapoznać się bardzo wcześnie – jako sześciolatek, kiedy w czasie pobytu w Zakopanem mój cudowny dziadek kupił mi “Skamieniały statek”. Później przyszło wiele innych wspaniałych książek: “Gilgamesz”, “Krymhilda”, “Zardzewiały miecz”… ale największą satysfakcję sprawiła mi niewątpliwie “Córka Długozębych”. Pacholęciem będąc wyciągnąłem tę mała ciemnoróżową cegiełkę z matczynej półki – intrygowała tak tytułem jak psychodelicznymi tropikalnymi ilustracjami Jerzego Skarżyńskiego. Wiele w niej historii wspaniałych i niesamowitych ale dla rodzącej się zmysłowości młodego chłopaka opowieść o tym “Jak powstały kobiety” była prawdziwymi siedmiomilowymi butami. Miałem satysfakcję i przyjemność poznać Roberta Stillera przy okazji PND! – napisał nawet specjanie dla projektu mały lingwistyczny essej o różu i różowości (niebawem na blogu). Na początek jednak “Jak powstały kobiety” 🙂
PINK NOT DEAD!
maurycy
Jak powstały kobiety
(Uapou)
Na początku wszystkie kwiaty były pięknymi kobietami. Nie ubierały się w przepaski, nie miały oczu ani włosów, rąk ani nóg. Miały tylko to co najważniejsze, i to był kwiat.
Robert Stiller Córka Długozębych
Opowieści polinezyjskie i inne dla dorosłych

RÓŻOWA MASKA NOWOCZESNOŚCI

Roseta – mural by Tomek Kozak; PND! at CCA Warsaw, 2006
Dear PINK’s
Właśnie się dowiedziałem, że wystawa “Świątynia Ducha” będąca próbą rezonansu ze Stachem z Warty została odwołana na czas nieokreślony z braku funduszy. Serce moje spowił kir tzn. szkoda, kurwa, i tyle. Ponieważ mieliśmy brać w niej udział wspólnie z Tomkiem Kozakiem a współpraca z kimś tak piekielnie inteligentnym i przewrotnym mnie emocjonuje więc aby odbić sobie choć trochę dziś tekst Tomka napisany specjalnie na PND!
PINK NOT DEAD!
maurycy
RÓŻOWA MASKA NOWOCZESNOŚCI
U progu nowoczesności powiewają trzy kolory – niebieski, biały i czerwony – symbolizujące zgodę między królem i ludem w roku 1789. Jest to jednak zgoda chwiejna i nietrwała. Nowoczesność bowiem – kobieco kapryśna, niestała i chimeryczna – miesza barwy przymierza w sposób frywolny a zarazem rewolucyjny. I właśnie w tym niebiesko-biało-czerwonym chaosie; w pomieszaniu zmysłów i zasad rodzi się róż – kolor nadający nowoczesnemu obliczu niepowtarzalny wyraz – paradoksalną ekspresję, która jednocześnie kusi i odpycha, która wabi trywialnością i patosem, która uwodzi ezoteryką sprzedawaną na skrzyżowaniach; hipnotyzuje szeptem Wieczności ukrytej w wulgarnym zgiełku “naszych czasów”.
W Pochwale makijażu – kluczowym rozdziale rozprawy o Malarzu życia nowoczesnego, Baudelaire twierdzi, że “kiedy pani Du Barry nie chciała przyjąć króla, kładła na twarz odrobinę różu. Był to wystarczający znak. W ten sposób zamykała drzwi.”
W tej sytuacji różowa twarz kurtyzany staje się uniwersalnym znakiem epoki – maską nie-rządu, który odrzuca posłuszeństwo wobec Króla i zamienia je na inny rodzaj poddaństwa. Drzwi zamknięte przed Królem otwierają się bowiem przed Księciem. To Książę Tego Świata. “To Szatan Trismegistos uwodnymi tony na miękkim łożu grzechu kołysze nas lekko”. To władca rozkoszy i rozkładu. Jego służebnicą jest nasza matka. Nowoczesność. Epoka ta – pod postacią hetery i “chorej muzy”, której “gnom różowy” wylał na lica miłość – wciąż towarzyszy nam, gdy “co dzień niżej, do Piekieł unosimy kroki / Bez zgrozy przez ciemności brnąc, strasznie cuchnące.”
W ciemnościach tych drżą iskry odblasków i oddźwięki spowite woalem upojnych aromatów. W ciemnościach tych; wśród ulicznic, tancerek, metres, kochanek, faworyt, sawantek, chimer, sfinksów, hurys, muz i bogiń sprzedajnych i chorych –
“Pośród tylu piękności wiru stołecznego
(…) w Loli z Walencji niebiosa nas darzą
Czarem dziwnym klejnotu różowo-czarnego.”
Oglądając tę piękność wydobytą z mroku przez “nowoczesnego” malarza i “nowoczesnego” poetę podziwiamy jej twarz; błysk oka i wilgotność ust.
“Róż i czerń uosabiają życie, życie nadnaturalne i nadmierne; czarna oprawa przydaje głębi i niezwykłości spojrzeniu, bardziej jeszcze upodabnia oko do okna otwartego na nieskończoność; róż rozpalając policzek, rozjaśnią źrenicę i piękna twarz kobieca nabiera tajemniczej namiętności kapłanki.”
Baudelaire pisze o tym, jak obrazy “pokątnych piękności” rysują się na magicznym tle “zorzy północnej”; zorzy różowej, “czasem fioletowej”. Według niego ta zorza “oznacza ekstazę we frywolności”. Ale róż i czerń kumulują się także w innych rejonach – na “południowych” antypodach głowy – w strefie genitalnej. Rozerwijmy więc suknie Loli i poszukajmy mitycznego klejnotu w jej łonie – tam, gdzie w czarnym gąszczu lśni waginalny róż i nabrzmiewa (bynajmniej nie zakonny) fiolet – i jeszcze niżej – tam, gdzie analne brązy otaczają wulkaniczny wylot pulsujących trzewii. Na tych obszarach “ekstaza frywolności” zbliża się do ekstazy sakralnej. Tutaj bowiem “różowawe opary i smukłe błyskawice” rozkoszy “przecinają ciemność niby cios szpady” i niwelują sprzeczności rozsadzające tę “sakralność” , która (zgodnie z łacińskim źródłosłowem) jest tyleż “skażona, wstrętna i przeklęta”, co “święta i wzniosła”.
W tym miejscu analogia między głową i genitaliami nabiera wymiaru mitologicznego. Przy czym szczególnie wyraźnie rysuje się demoniczny aspekt tego podobieństwa – zwłaszcza, gdy przypomnimy sobie koncepcję Freuda, który twierdził, że głowa Meduzy zastępuje przedstawienie kobiecych genitaliów, a splątane węże na jej czaszce są symbolicznym wizerunkiem włosów łonowych.
Tak oto sfera elementarno-mitologiczna rozdziera pstrokatą zasłonę nowoczesności i spod spodu; spod płochej, frywolnej, tandetnej maski doczesności ukazuje się pełne grozy oblicze Wieczności. Demonizm tego oblicza jest dla nas istotny również dzisiaj. Dzisiaj, czyli w czasach, gdy jedynym wyobrażalnym emisariuszem Wieczności wydaje się szatan. Lakoniczną metaforą tej sytuacji jest jedna z “przypowieści” nowoczesnej filozofii, w której grzesznik budzi się w piekle i pyta diabła, która godzina, diabeł zaś odpowiada: “Wieczność”.
W takim położeniu można wrzeszczeć z rozpaczy, lub jęczeć z rozkoszy. Można też z godnością – jak “Don Juan w piekle” – “zstąpić na wody wieczyste” i – jak ów “spokojny bohater wsparty na rapierze” – w milczeniu śledzić falę za falą …
Tomek Kozak, Lublin, 2005

PND! at CSW Ujazdowski Castle, on the right Roseta mural by Tomek Kozak (in the front Pink Sorrow, in the back Pink Pavillion and Pussy Garden; MG) 2006
Czerń w twórczości Kozaka:
Zmurzynienie. Ekshumacja pewnej metafory – Rozmowa z Tomkiem Kozakiem
W sprawie ekshumacji pewnej metafory
Tomka Kozaka przepis na wyciosanie metafory
Projekcja i odczyt Kozaka w PAN:
Klasztor Inversus czyli jak filozofować Szablą Kmicica
22.02.07, czwartek, g.10.30, PAN, sala im. Mickiewicza, I piętro
PINK VIOLENCE
Dear PINK’s
Dziś krótki cytacik z “Reservoir Dogs” Tarantina. Wszystkim wielbicielom “Kill Billa” polecam jednocześnie eksplorację japońskich filmów z pod znaku Pinky Violence – w “Sex & Fury” (reż. Norifumi Suzuki. 1973) łatwo odnajdziecie scenę, która jak myślę była zasadniczą inspiracją dla śnieżnego pojedynku Umy Thurman. ////// Hoy una micro cuota de “Reservoir Dogs” de Tarantino. Por otro lado a todos los aficionados de “Kill Bill” les recomiendo explorar las películas japonesas del genero Pinky Violence. En el “Sex & Fury” (dir. Norifumi Suzuki, 1973) van a encontrar la escena de pelea en un patio nevado la cual creo fue una inspiración directa para el famoso duelo de Uma Thurman. ////// Today a short quote from Tarantino’s “Reservoir Dogs”. By the way: to all the fans of “Kill Bill” I would like to recommend Japanese Pinky Violence movies. In “Sex & Fury” (dir. Norifumi Suzuki. 1973) you will find the snow fight that, I believe, directly inspired famous Uma Thurman’s snow duel scene.
PINK NOT DEAD!
maurycy
Mr. Pink: How about I be Mr. Purple?
Joe: No, You can’t be Mr. Purple.
Mr. Pink: Why not?
Joe: Someone on another job is Mr. Purple!
Mr. White: Who cares what your name is?
Mr. Pink: Oh yeah that’s easy for you to say you’ve got a cool sounding name. How about we trade, OK? You’re Mr. Pink.
“Reservoir Dogs”, dir. Quentin Tarantino, USA, 1992
Below pretty nice guide to the Pink Violence Movies
that my friends Greg & Kumi send me from Osaka 🙂
PINK ROCK
Dear PINK’s
Trochę różowej poezji wątpliwej jakości ale będącej już niewątpliwym klasykiem w historii Pink Rocka. ////// Algo de poesía rosa de dudosa calidad pero a la vez ya un clásico en la historia de Pink Rock. ////// A bit of pink poetry of rather doubtful quality but at the same time a classic of Pink Rock already.
PINK NOT DEAD!
maurycy
Pink – it’s my new obsession
Pink – it’s not even a question,
Pink – on the lips of your lover
(oh)
‘Cause Pink is the love you discover
Pink – as the bing on your cherry
Pink – ’cause you are so very
Pink – it’s the color of passion
Ah, ’cause today it just goes with the fashion
Pink – it was love at first sight
Yeah, Pink – when I turn out the light
And Pink gets me high as a kite
And I think everything is going to be all right
No matter what we do tonight
You could be my flamingo
‘Cause pink – it’s the new kinda of lingo
Pink – like a deco umbrella
It’s kink that you don’t ever tell her
Pink – it was love at first sight
And Pink when I turn out the light
Pink gets me high as a kite
And I think everything is going to be all right
No matter what we do tonight
Yeah!
I want to be your lover
I, I wanna wrap you in rubber
And it’s pink as the sheets that we lay on
‘Cause Pink – it’s my favorite crayon
Yeah!
Pink – it was love at first sight
Pink – when I turn out the light
Pink – it’s like red but not quite
No matter what we do tonight
CZESKI PINK
Dear PINK’s
Pozostając w słowiańskim kręgu kulturowym dziś przykład czeskiego różu – Bohumil Hrabal o spotkaniu kelnera i kurewki – tłumaczyłem to swego czasu ukochanej dziewczynie na hiszpański – pijany, ze ściśniętym gardłem, w kuszetce na trasie Chengdu – Xian 🙂 Dla mnie naprawdę czujna rzecz, zresztą cała książka jest godna polecenia – jest tam też do wyhaczenia dość surrealistyczny obrazek teutońskich rozkoszy – sperma zmieszana z igliwiem – poezja konkretna…
PINK NOT DEAD!
maurycy
…a ja wędrowałem w marzeniach w mozaice letnich kwiatow, i kwiatami lub płatkami kwiatów stroiłem brzuszek blondynki, ona leżała na plecach z rozchylonymi nogami, i ja stroiłem ją całą wokół ud, a kiedy te kwiaty zsuwały się, kleiłem je klejem albo lekko przypinałem je pinezkami lub maleńkimi gwoździkami, a ja płukałem szkło w wodzie, patrzyłem na kufel pod światło, czy jest czysty, patrząc na niego myślałem o tym, co jeszcze zrobię u Rajskiej, i jak doszedłem do ostatniego kwiatu z ogrodów, łąk i pól, posmutniałem, co będę robił w zimie? Lecz po chwili roześmiałem się szczęśliwy, bo kwiaty w zimie są jeszcze piękniejsze, kupię magnolie, lub pojadę do Pragi po orchideę, albo przeprowadzę się do Pragi na stałe, tam są także wolne miejsca w restauracjach, i tam będę miał całą zimę kwiaty… zbliżało się południe, roznosiłem talerze i serwetki, czerwoną i żóltą lemoniadę, piwo, a kiedy była pora obiadowa, było najwięcej pracy, wtedy otworzyły się drzwi, wpierw weszła, a następnie się odwróciła, ta piękna blondynka od Rajskiej, usiadła otworzyła torebkę i wyjeła z niej białą kopertę, i rozejrzała się, przyklękłem, żeby zawiązać but, a serce łomotało mi w kolanie, przyszedł kierownik i powiedział, idź szybko obsługiwać, lecz ja się wachałem, tak jakby kolano zamienilo się miejscem z sercem, tak mi wtedy ono waliło, lecz zebrałem się w sobie, wyprostowałem i przerzuciłem przez rękę serwetkę, i zapytałem się panienki, jakie ma życzenie, a ona odpowiedziala, że chce zobaczyć mnie i malinową lemoniadę, a ja widziałem, że ma na sobie sukienkę, letnią sukienkę pełną piwonii, zrobiło mi się gorąco, poczerwienialem jak najczerwieńsza piwonia, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem, tam były moje pieniądze, tam były moje tysiące, to co, widzę teraz, za to nie muszę płacić, więc poszedłem po tacę malinowych lemoniad, kiedy je przyniosłem, blondynka wzieła do ręki kopertę, z której powoli na obrus wysuneły się te dwie stówki, moje dwie stówki, i patrzyłem na nie tak, że aż zadzwoniłem butelkami, i ta pierwsza z brzegu się wywróciła, pochylając się wolno, wylała się na jej sukienkę i kolana, przybiegł natychmiast kierownik, a zaraz po nim sam szef przepraszając blondynkę, szef chwycił mnie za ucho i zakręcił nim, lecz nie powinien był w ten sposób postąpić, ponieważ blondynka krzyknęła na cała restaurację: Na co pan sobie pozwala? A szef: Oblał panią lemoniadą i zniszczył pani sukienkę, a ja będę musiał za to zapłacić… A ona: Co panu do tego, ja od pana nic nie chcę, co wy tego człowieka tak poniewieracie? A szef słodko: Oblał pani sukienkę… wszyscy przestali jeść, a ona powiedziała. A co to pana obchodzi, i ja panu zabraniam, niech pana patrzy. I wzieła lemoniadę i wylala ją sobie na głowę, później wzieła następną lemoniadę i cała była w malinowym soku i pęcherzykach wody sodowej, i w ten sam sposób wylała sobie ostatnią malinową lemoniadę za dekolt… i powiedziala: Płacę… i wyszła, a za nią zapach malin, wyszła w tej jedwabnej sukience, pełnej piwonii, a teraz była w towarzystwie pszczół, szef wziął kopertę ze stołu i powiedział: Idź za nią zapomniała to na stole… i wybiegłem za nią, a ona stała na rynku, jak stragan z tureckim miodem, zasłonięta chmarą os i pszczół, nie odganiała ich, a one zbierały z niej słodycz, którą wylała na siebie, cienką warstwę jak na meblach, na które nakłada się cienką warstwą politury, lub jak lakier na paznokciach, a ja patrzyłem na jej sukienkę i podawałem jej tę kopertę, a ona jej nie przyjeła, powiedziała, że wczoraj, kiedy byłem u niej, to ją zapomniałem. I dodała, bym przyszedł wieczorem do Rajskiej, że kupiła bukiet dzikich maków…
Bohumil Hrabal, Obsługiwałem angielskiego króla, 1980,
przełożył Franciszek A. Bielaszewski, Literatura na Świecie, 1989
Bohumil Hrabal, I Served the King of England, 1980
INTIM PINK
Dear PINK’s
Poniważ torturuję się z lubością polską seksualogią więc nic, lub prawie nic, co Lwa-Starowicza nie jest mi obce. Jednym z dziwniejszych wybryków wielkiego Lwa jest książeczka pt. “Listy Intymne”, w której niemalże bez komentarza opublikowany jest obszerny wybór z ponad 12.000 listów jakie otrzymał on od czytelników. Niezależnie od tego ile z tych wypowiedzi jest autentycznych a ile sfabrykowanych lektura to nader pouczająca i w znacznej swej części zdecydownaie nie różowa. Znalazł się tam jednak jeden naprawdę różowy liścik, który ujął mnie prawdziwie i którym chciałbym się tutaj podzielić.
PINK NOT DEAD!
maurycy
Znamy się od kilku miesięcy. On dał mi się poznać jako człowiek o dużej kulturze, zainteresowaniach, smaku artystycznym. W stosunku do mnie jest czuły i opiekuńczy. Chciałabym napisać o pewnym momencie w naszym współżyciu. Otóż pewnego razu, gdy leżeliśmy obok siebie, on miał poważną, skupioną twarz i widać było, że myślami jest gdzieś daleko. W pewnej chwili uśmiechnął się, pogładził dłonią moją twarz, piersi, biodra i na moich wargach sromowych złożył kilka delikatnych pocałunków, przy tym był tak wzruszony, jak gdyby całował (przepraszam za porównanie) jakieś sacrum. Patrzył później na całowane miejsca z przejęciem, uśmiechnał się do swych myśli, pocałowal mnie i poprosiwszy oczami o zgodę, z twarzą przytuloną do moich wrag sromowych zasnął na kilka godzin. Zdarzyło się to dwa razy. Po czymś takim stawał się radosny, miły dla mnie i innych. Nie wiem, czy to normalne, czy nie, mnie te pocałunki sprawiły więcej satysfakcji aniżeli normalny stosunek.
W związku z tym zrodziło się we mnie kilka pytań, na które chciałabym znać Pana odpowiedzi:
1. Jaka jest istota pocałunku, tzn. skąd się wziął u ludzi zwyczaj dotykania ustami osób?
2. Czy odruch całowania narządów płciowych jest dziedziczny z ewolucji, czy jest to specyficznie ludzki odruch?
3. Co człowiek chce wyrazić przez “uduchowiony” pocałunek miejsc, o których powszechnie mówi się, zarówno w sensie merytorycznym jak fizycznym jako o istocie nieczystości?
4. Czy kobiece “wstydliwe” części ciała, oczywiście utrzymane we wzorowej higienie, mogą wzbudzać doznania estetyczne, jak np. krajobraz, dzieło sztuki itp., czy też duże zainteresowanie nimi jest podyktowane popędem płciowym człowieka?
5. Jak można wytłumaczyć wzruszenie mojego partnera podczas całowania moich warg sromowych i przytulanie się do nich (nie chcę jego pytać o to, aby nie wprawić go w zakłopotanie)?
6. Czy dobra kondycja psychiczna post factum jest wynikiem specyficznej autosugestii, podświadomych potrzeb na takie bodźce, lub czy jest to reakcja estetyczna w stosunku do ciała kobiety (wobec innej kobiety nie odczuwał takiej potrzeby)?
7. Czy nie można zastąpić tak niezręcznych słów jak narządy płciowe, wargi sromowe, srom, genitalia jakimiś ładniejszymi literackimi nazwami, aby zdania nie więzły nagle w gardle?
8. Czy mógłby Pan napisać kilka słów o chasydyzmie?
To są już wszystkie moje pytania, które narodziły się podczas pewnej pięknej nocy. Nie są to może pytania mądre, ale czytam Pana wypowiedzi na błachsze tematy.
Joanna
Zbigniew Lew-Starowicz “Listy Intymne”, Ossolineum, Wrocław, 1989
PINK INFAME ET COQUET
Moje dziecko, gdybyś wymyśliła jakieś naprawdę nowe zboczenie, byłabyś dobrodziejką ludzkości.
Veralaine do Rachilde
Rachilde umie wdzięcznie zszywać falbanki stylowe na tkaniny swych obrazów. Zdania, upudrowane z lekka metaforami, zdobne to w dziwaczne storczyki, to w swobodnie nawiązane wstążki, łaszą się i kokietują jak najwdzięczniejsze kurtyzany.
Jan Lorentowicz 1911
Dear PINK’s
Spotkanie z Rachilde zawdzięczam Piotrowi Rypsonowi – zjawił się któregoś dnia na Krasińskiego w naprawdę czarnym momencie mojej biografii i wcisnął mi do rąk dobrze schodzoną książeczkę mówiąc: To szaleństwo młodej dziewczyny. Będzie ci się podobać 🙂 Marguerite Emery – wielka skandaliskta Fin de siecle to postać już dziś mocno zapomniana – nie będę się tu rozpisywał na jej temat jako, że wydanie Czytelnika opatrzone jest tak znakomitym wstępem Juliana Rogozińskiego jak i oryginalnym (będącym kuriozalną mieszanką podziwu, fascynacji, narcyzmu i mizoginii) wstępem Maurice Barres. Rachilde może być określona jako prekursorka damskiej literatury porno i pionierka transeksualności. Jej najsłynniejsza książka to “Pan Wenus” (“Monsieur Vénus” 1884) – powieść dla aksamitych wampów i post-feministek napisana przez prowincjonalną pannę w kwiecie swego wieku (23). Zadziwiający melanż różu i czerni. Poniżej wybrane fragmenty:
Wzdłuż jego torsu, na luźnej koszuli, biegła girlanda róż, dużych róż z cielistego, mieniącego się czerwonawo atłasu, które spływały mu między kolanami, pięły się do ramion i owijały wokół szyji.
Patrzył tak, jak patrzą cierpiące psy, błagalnym spojżeniem wilgotnych źrenic. Owe zwierzęce łzy zawsze chwytają za serce. Usta jego miały wyraźny rysunek zdrowych ust, którym dym, przesycając je swą męską wonią nie odebrał jeszcze świeżości. Chwilami ukazywały się zęby, tak białe przy purpurowych wargach, że dziw aż brał, czemu te krople mleka nie wysychają między dwiema rozżarzonymi głowniami. Broda o skórze gładkiej jak u dziecka z dołeczkiem na środku była zachwycająca. Na szyi tworzyła się fałdka, niczym u dobrze odżywionego noworodka. Dosyć szeroka dłoń, szorstki głos i sztywne włosy były jedynymi oznakami zdradzającymi jego płeć.
Znieruchomiała za zasłoną panna de Venerande widziała go bez trudu. Łagodne światło świecy kładło się miękko na jego jasnym ciele pokrytym meszkiem jak skórka brzoskwini. Zwrócony był teraz tyłem i odgrywał główną rolę w jednej ze scen z Woltera, którą przytacza szczegółowo kurtyzana zwana Różanoustą.
… jego dziewicza karnacja przybrała ten sam odcień, podczas gdy pobudzone wodą brodawki obu piersi uwydatniły się, podobne dwu pączkom róży.
– Tak! Ciało – myślał – młode ciało, najwyższa potęga świata. Ma rację to przewrotne stworzenie! Na nic byłoby Jakubowi wysokie urodzenie, wiedza, talent, odwaga… gdyby nie różana przejrzystośc jego cery nie wodzilibyśmy za nim wszyscy ogłupiałymi oczyma!
Rachilde “Pan Wenus” tłum. Barbara Grzegożewska, Czytelnik, Warszawa 1980
Czytając to czułem się jakgbym oglądał bi-sôjo anime romansujące z europejską dekadencją (co akurat jest dość typowe dla gatunku). Ten sam smak: emfaza słodyczy, samotność niesfornej bohaterki, wystylizowane okrucieństwo i cierpienie. Zmutowana perwersyjna czułostkowość, totalna konfuzja mająca na celu jedynie przyjemność autorki i czytelników.
Na koniec jeszcze kilka różowych kwiatków z wstępu Barresa:
… Książka ta została napisana przez dwudziestoletnią dziewczynę. Wspaniałe arcydzieło! Ów tomik, wydany w Belgii, który wzburzył początkowo opinię i cieszył się powodzeniem jedynie u mało wybrednej publiczności oraz nielicznych, bardzo wyrafinowanych umysłów, to gorączkowe rozpasanie czułości i zła, ta wizja miłości o posmaku śmierci są dziełem młodej panny, dziewczynki niemal, jakże łagodnej i dalekiej od zgiełku świata! Ileż w tym niewysłowionego uroku dla prawdziwego dandysa!… Rachilde obdarzona jest umysłem bezecnym, bezecnym i zalotnym zarazem.
Owa szczególna dziewica instynktownie opisywać jęła poruszenia swej niespokojnej duszy. Grzecznie obciągając spódniczki, pobiegła wesoło w dół po niebezpiecznym zboczu, które zaczyna się od Josepha Delorme, a sięga “Kwiatów zła” i głębiej jeszcze, a zrobiła to z taką samą beztroską, z jaką mając umysł mniej szlachetny i będąc inaczej wychowana, wskoczyłaby do wagonika w “diabelskim młynie”.
Młode dziewczęta wydają nam się czymś bardzo skomplikowanym, ponieważ nie zdajemy sobie sprawy, że są to skryte, egoistyczne i pełne żaru zwierzątka, kierujące się tylko instynktem. Dwudziestoletnia Rachilde aby napisać książkę, która działa na wyobraźnię wszystkich, nie zastanawiała się ani trochę. Pisała to co spływało spod jej pióra, to co dyktował jej instynkt. Cudowne jest, że można mieć podobne instynkty!”
Nie będąc moralistką, choć kreśli pewną teorię miłości, nie będąc psychologiem, choć zdarza się jej analizować, nie będąc też artystką, chociaż chwilami nas olśniewa, Rachilde należy do kategorii, która wedle niezwykle subtelnych i nieco zmanierowanych umysłów jest najbardziej interesująca.
Maurice Barres (“Komplikacje Miłości” Paryż, 1889) tłum. Barbara Grzegożewska, Czytelnik, Warszawa 1980
PINK NOT DEAD!
maurycy
PINK LITERATURA POLSKA 02
Dear PINK’s
Lucia miała odrapane nogi. Schodzone sandały. Lucia miała 14 lat. Pięknie falujące, brązowe włosy. Blade usta. Duże oczy. Długie palce u rąk. Różowy, wyblakły sweterek rysował się delikatnie na jej twardych, niewielkich piersiach. Gdy Lucia szła placem, kołysała się cała Wenecja. Lucia chodziła placem tylko nocą.
“Pamięć oczu” Durvill de Carde (Zbigniew Zerwal-Uramowicz, Jordan York)
Wydawnictwo Przedświt, Warszawa 1998
Mały różowy fragmencik z prawdziwego arcydzieła grafomanii – nie wiem jak to ująć inaczej a naprawdę nie chcę być złośliwy bo miałem totalną frajdę z tej książki – jest to przedziwny, potwornie nasycony, momentami naprawdę znakomity w swoim przerysowaniu konglomerat pomiędzy Castanedą, Nienackim, Życiem na gorąco, Maufraisem i bóg wie czym jeszcze (“Paryski spleen” też napewno nie jest obcy jej autorowi) Dostałem to cudo reklamowane jako “pierwszą w Polsce powieść mistyczno-erotyczną” od przyjaciela pod koniec lat 90 i choć trawiony okrutną gorączką przeczytałem je jednym tchem. Książkę pożyczyłem później mojej przyjaciółce Rebece, która gdzieś ją zasiała i dopiero niedawno udało mi się ją zdobyć dzięki talentom śmieciarskim wspaniałych “merkuriańskich” antykwariuszy. Wydanie jest dość nikczemne (choć z ilustracjami w stylu Beardsley’a/Rops’a) i jak mi się wydaje nie było wznowień – jednym słowem rzecz nie jest taka znowu łatwa do zdobycia choć na Allegro widziałem kilka nader ekonomicznych ofert. W momencie kiedy wreszcie zabiorę się do skomentowania mojego zbioru polskich publikacji erotycznych “Pamięć oczu” napewno znajdzie się w pierwszej piątce obok kuriozów takich jak “Seksbutik” Pirka czy “Piesica” Marcusa Zaanda. Ta ostatnia pozycja to już konkretna masakra – Hardcore Pink:
Zastygli przed lustrem, zmęczeni miłością, już po drugim stosunku. Spracowana pochwa uwięziła, tę statuę wolności, jak nazywała jego palmę. Pies, chociaż zziajany i wymęczony, szykował się jednak do trzeciego aktu… Było to możliwe ponieważ od czasu do czasu podawała mu afrodyzjaki. Jej wypięte, różowe pośladki i nabrzmiały od spółkowania, wilgotny srom, pachnący spermą i oddawanym bezwolnie moczem, wabił, kusił i podniecał Astora tak, że odnajdował w sobie siły i energię do dalszej miłości. Czuła jak się powiększa i z radością pomyślała, że nadal po trzech wspólnie spędzonych latach jest dla niego pociągająca, atrakcyjna i jedyna.
“Piesica” Marcus Zaand (Andrzej Zaniewski)
Wydawnictwo Społeczne “Arkadia”, Warszawa, 1992
Andrzej Zaniewski jest również autorem m.in. tomiku poezju pt. “Dziewczęta” o którym na stronie internetowej księgarni Gandalf możemy przeczytać: Każdy kto kocha naprawdę, nie może obejść się bez poezji. Piękne wiersze Andrzeja Zaniewskiego o zakochaniu, miłości i szczęściu to fascynująca lektura dla wszystkich dostrzegających kobietę i świat zarówno poprzez delikatne i subtelne uczucia, jak i poprzez zmysłowe, dotykalne oczekiwanie rozkoszy i spełnienie najbardziej intymnych marzeń.
PINK NOT DEAD!
maurycy
PINK ROCOCO
Dear PINK’s
Tym razem Dominque Vivant de Non – kontrybucja mojej mamy do różowego archiwum mająca dla mnie bardzo osobisty wymiar. Poniżej wybrane fragmenty z “Chwili ulotnej” (Point de lendemain) – ta od niechcenia strzępnięta z palców, dla zabawy wytwornego towarzystwa, opowiastka to prawdziwa perełka literatury francuskiej a zarazem kwintesencja Rokoko. ////// Esta vez Dominque Vivant de Non – la contribución de mi mama al archivo rosa. Abajo fragmentos selectos de su Point de lendemain – este pequeno cuento escrito para la diversión de la sociedad fina resulto sobrevivir siglos como una verdadera joyita de la literatura francesa y a la vez quintaesencia de Rococó. ////// This time Dominque Vivant de Non – contribution to the pink archive from my mom. This short story written for amusement of elegant society survived centuries being a true jewel of French literature and at the same time a quintessence of Rococo. (Sorry I do not feel strong enough in my English to translate it – if someone have the english edition I be very grateful for the selected fragments (I can guide you to find them)
Z pocałunkami jest jak ze zwierzeniami: przywołują się wzajem, coraz szybsze, coraz bardziej gorące. Po pierwszym pocałunku nastąpił więc drugi; potem następny; i jeszcze jeden; pocałunki biegły po sobie, przerywały rozmowę, zastępowały ją niemal, ledwie dając ujść westchnieniom.
Zbyt wielki żar gasi delikatność. Biegnie się ku rozkoszy gubiąc w pomieszaniu wszystkie poprzedzające ją słodycze; zgnieciona kokarda, zdarta gaza: rozkosz na wszystkim zostawia ślady i bóstwo rychło podobne jest ofierze.
Bardziej bezbronna teraz, więcej jeszcze miała dla mnie powabu. Każda chwila ofiarowywała mi piękno. Płomień miłości użyczał widzenia oczom duszy i najpewniejszy ze zmysłów potwierdzał moje szczęście. Gdy lęk ustaje, pieszczoty szukają pieszczot, przyzywają się czulej. Nie chcemy już siłą zdobytego faworu. Gdzie zaś jest wybór, tam wyrafinowanie.
…zgadza się i przy mojej pomocy uwalnia od zbytecznych ozdób. Włosy jej, opadające w lokach, podtrzymuje zwykła wstążka; wpina w nie tylko różę, którą zerwałem w ogrodzie i trzymałem jeszcze w ręce, zapomniawszy o niej; rozchylona suknia wystarcza za wszystko. Strój ten nie miał żadnego zapięcia; Pani de T… wydała mi się piękniejsza niż kiedykolwiek. Zmęczona nieco miała spojrzenie bardziej powłóczyste i więcej słodyczy w wyrazie. Koloryt jej ust, żywszy niż zazwyczaj, podkreślał biel zębów i uśmiech czynił rozkosznym; biała i delikatna skóra była lekko zaróżowiona miejscami.
…zdumiony, olśniony… znalazłem się w wielkiej zwierciadlanej klatce…
Dominique Vivant de Non
Con los besos es como con las confesiones: se atraen, cada vez más veloces, más ardientes. Después del primer beso ocurrió el segundo, luego el siguiente; y uno más; los besos corrían, interrumpían la conversación, casi la reemplazaban, apenas dejando escapar suspiros.
El ardor demasiado grande apaga la delicadeza. Uno corre hacia el placer perdiendo en la confusión todas las golosinas precedentes, el mońo arrugado, el tul arrancado: el placer deja sus huellas sobre todo y la diosa pronto parece ofrenda.
Más indefensa ahora, más encanto todavía tenía para mí. Cada momento me regalaba belleza. La flama de amor prestaba la vista a los ojos del alma y el más fiel de los sentidos confirmaba mi felicidad. Cuando para el miedo, las caricias buscan las caricias, se llaman con más ternura, ya no queremos el favor tomado a fuerzas. Donde hay elección, está la sofisticación.
…Concuerda, y con mi ayuda se libera de adornos innecesarios. Su cabello, cayendo en caireles, es sostienido por un listón ordinario; sólo lo adorna con una rosa que arranqué en el jardín y guardaba todavía en la mano, olvidada; el vestido entreabierto basta por todo. Éste no tenía ningún broche; Dońa de T… me parecia más bella que nunca. Algo cansada, tenia la mirada aún más lánguida y más dulzura en la expresión. El tono de sus labios, más vivo que de costumbre, subrayaba la blancura de los dientes y hacía deliciosa su sonrisa, su blanca y delicada tez estaba rosada en partes.
… sorprendido, encantado… me encontré en una gran jaula de espejos…
Las imágenes de felicidad multiplican los deseos.
Dominique Vivant de Non
“Point de lendemain” 1777,
traducción cruda de MG en base a la traducción polaca de Joanna Guze hecha segun la edición francesa de 1803
PIW, 1970
Linki do kompletnego tekstu fracuskiego ////// Links al texto completo en frances ////// Links to the complete french text:
PINK RIMBAUD
Dear PINK’s
Tym razem może dla zachowania równowagi Rimbaud – “Comédie en trois baisers”
– jeden z najwcześniejszych wierszy poety, napisany w wieku lat szesnastu (1870).
PINK NOT DEAD!
maurycy
KOMEDIA W TRZECH POCAŁUNKACH
Miała koszulkę cieniutką,
A drzewa zaciekawione
Przez okna bliziutko, bliziutko
Schylały liście zielone.
Na miękkie rzuciła poduszki
Rąk nagich ciepłe oploty,
W podłogę drobniutkie nóżki
Tętniły z wielkiej ochoty.
Patrzyłem na promień woskowy
Słońca, jak w swojej podróży
Kręcił się wokół jej głowy
I Piersi: muszka na róży.
Ucałowałem jej kostki
U nóg; wybuchła śmiechem
Który się rozprysł w trel boski,
Kryształów zabrzmiał echem.
Schowała stopy, a potem
Śmiejąc się rzekła: “No, no, no!”
Śmiech kazał zapomnieć o tem,
Że mnie za śmiałość skarcono.
pocałowałem jej oczy…
Jak ptak pod wargą się trzepie…
Gest czyniąc głową uroczy
Rzekła mi: “A, jeszcze lepiej!
Mam ci powiedzieć coś, panie.”
Lecz resztę w gardlem jej zdławił
całusem, co ją o śmianie
Już mi życzliwe przyprawił
Miała koszulkę cieniutką,
A drzewa zaciekawione
Przez okna bliziutko, bliziutko
Schylały liście zielone.
tłumaczenie Jarosława Iwaszkiewicza
COMEDIE EN TROIS BAISERS
Elle était fort déshabillée,
– Et de grands arbres indiscrets
Aux vitres penchaient leur feuillée:
Malinement, tout pres, tout pres…
Assise sur ma grande chaise,
Mi-nue, elle joignait les mains:
Sur le plancher frissonnaient d’aise
Ses petits pieds si fins, si fins…
– Je regardai, couleur de cire
Un petit rayon buissonnier
Papillonner comme un sourire
Sur son beau sein, – mouche au rosier…
– Je baisai ses fines chevilles:…
– Elle eut un long rire tres mal
Qui s’égrenait en claires trilles,
– Une risure de cristal…
Les petits pieds sous la chemise
Se sauverent … “Veux-tu finir !”
– La premiere audace permise,
Le rire feignait de punir !…
– Pauvrets palpitant sous ma levre,
Je baisai doucement ses yeux:
– Elle jeta sa tete mievre
En arriere … “Ô !… C’est encor mieux!…”
– “Monsieur, … j’ai deux mots a te dire…”
– Je lui jetai le reste au sein
Dans un baiser, – qui la fit rire
D’un bon rire qui voulait bien…
– Elle était fort déshabillée
Ce soir … – les arbres indiscrets
Aux vitres penchaient leur feuillée,
Malinement, tout pres, tout pres.
wiersz ten istnieje w trzech wersjach – najbardziej znany jest pod ostatnim tytułem “Premiere Soirée” wszystkie teksty (z prawidłowymi akcentami, na które nie pozwala mi Blox) można znaleźć na stronie: “Tout Rimbaud”



