BEAUTY & THE BEAST




Beachcomber courtesy of stevemonk3

Dear PINK’s

Beauty and the Beast – well known phenomena – I don’t feel like discussing Stockholm Syndrome now so please just enjoy the So Suggestive Picture by Stevemonk 🙂 From the other hand for anybody who don’t know it Cocteau’s version of the story is definitely worth seeing.

PINK NOT DEAD!

maurycy

PS: Czytam na przemian Z głowy Głowackiego i Stalingrad Boovera – w tej ostatniej pozycji nie spodziewam się znaleźć zbyt wielu różowych kawałków, natomiast pierwsza obfituje w smakowite historie w których co i raz pojawiają się sympatyczne a niemoralne dziewczyny 🙂 Pozwalam sobie tu przytoczyć jeden miły mi fragmencik w którym znajdą państwo tak Piękną jak i Bestię. O “ładnym gipsie” zaś więcej niebawem 🙂

(…) zaczęło się od tego, że Bronek zakochał się w młodej Ukraince, która miała piękne czarne oczy, osiemnaście lat i nogę w gipsie. Miała też wujka. Ten wujek miał dwa domy z oknami wychodzącymi na Tompkins Square Park i zły charakter. Namówił Roksanę, żeby przyjechała do Nowego Jorku, to jej pomoże zrobić karierę w tańcu klasycznym. W korespondencji wspomniał o sławnej szkole Julilliarda oraz o swoich stosunkach w Metropolitan Opera. Ten wujek posiadał ksywkę Pijawka, ale wyższych uczuć nie posiadał w ogóle. Co innego pisał w listach, a co innego miał w głowie. Jak tylko Roksana weszła z walizką i wspomniała coś o Metropolitan Opera, roześmiał się szyderczo, zdjął spodnie i podarł na niej nowy sweter. Roksana najpierw wyrzuciła przez okno walizkę, w której miała dwie pary baletek, czarny trykot i zapasowy sweter, a następnie skoczyła za nią z pierwszego piętra. Złamała nogę, ale miała szczęście bo uderzyła o chodnik niedaleko Bronka, który akurat wracał z renowacji. Bronek najpierw ją podniósł, potem się oburzył, następnie zawiózł ją do szpitala, a jeszcze później taksówką w górę miasta. I mimo że Roksana była od niego wyższa, wniósł ją razem z tą nogą i gipsem na trzecie piętro. Wszystko dlatego, że się w niej z wzajemnością zakochał.

Janusz Głowacki “Z głowy”, str. 91-92
Świat Książki, Warszawa 2004

PINK CHRISTINE

❤ ❤ ❤ Wenus miała miękkie kształty, białą, atłasową skórę i pełne, jędrne piersi, o cynobrowych sutkach. W nagłym pochyleniu ud ujrzałam jej wargi, różowe i delikatne ❤ ❤ ❤

Dear PINK’s

Biało-różowe wargi, różowo-brązowe wargi. Różowieją różowo-brunatne koniuszki piersi. Ssanie różowych pączków róży !!! Dziś Różowe Szaleństwo – “Pamiętnik Krystyny” – kolejna perła erotycznej grafomanii i to tym razem pierwszej wody 🙂 Jest lato 1916 młody porucznik pruskiej cieżkiej artylerii Heinrich von Neumann odnajduje przypadkiem niepozorny rękopis pisany kobiecą ręką i sygnowany Christine S – jako, że w rzeczywistość jest wysoko postawionym oficerem niemieckiego wywiadu przesyła go specjanym kurierem do Berlina – zamiast tajnego raportu. Nie można wrazić słowami konsternacji dowództwa sztabu niemieckiego. (…) Tak oto zaczyna się zawrotna światowa kariera “Pamiętnika Krystyny”. 47 wydań brytyjskich, masowa dziesięciomilionowa edycja Whellarda w USA, tłumaczenie na 68 języków, 9 ekranizacji kinowych i telewizyjnych – to zaledwie część sukcesów tego utworu. Kiedy w 1978 r. prezes Francuskiego Stowarzyszenia Pisarzy Brukowych, Michel Firadoux zwrócił się z apelem o odnalezienie autorki “Pamiętnika” i zapowiedział przedstawienie jej do Nagrody Nobla przez świat przeszła najpierw fala procesów o ustalenie autorstwa, potem procesów o zniesławienie, następnie fala rozwodów i wreszcie dysertacji naukowych. – to wszystko z posłowia doc. dr hab. Tycjusza Morawińskigo z bliżej nie określonego Instytut Historii Sztuki. Chapeau bas! Tajemniczy Tycjuszu – posłowie godne jest tekstu. A must know dla wszystkich wielbicieli lierackich kuriozów, książeczka przezabawna, momentami napisana i zredagowana po prostu skandalicznie*, jednocześnie niesamowicie przerysowana i literalnie ociekająca seksem. Literatura akcji w pełnej erotycznej glorii 😀

PINK NOT DEAD!

maurycy

Już jako trzynastoletnia dziewczyna o białoróżowej cerze odznaczałam się wyjątkową urodą i harmonijną budową ciała. Zapowiadałam się na piękną kobietę. Do trzynastego roku życia mój temperament zupełnie milczał. Dopiero gdy na różnych częściach mojego ciała ukazały się pierwsze objawy dojrzałości, gdy zaczął narastać meszek kędzierzawych włosów w miejscu, które matka pozwalała obnażać tylko przy kąpieli i które uważała za bardzo wstydliwe, wtedy do ciekawości zaczęło dołączać samouwielbienie.

str. 3

Stryjenka znajdowała się w łazience. Postanowiłam zrobić jej niespodziankę gdy nadejdzie – i z kwiatami schowałam się w garderobie między suknie. Stałam cichutko zadowolona ze swego planu. W kilka chwil potem Helena weszła do sypialni. Przed lustrem zrzuciła z siebie płaszcz kąpielowy i stanęła zupełnie naga. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam całe piękno jej wspaniałego aksamitnego ciała. Smukłe biodra, jędrne nogi, kuliste przepiękne piersi o różowych koniuszkach.

str. 5

Z taką ciekawością i napięciem pożerałam wzrokiem ów przedmiot, że oczy mi niemal wyszły na wierzch – był to długi, gruby, mięsisty wał. Jakiż był inny od tych, które widziałam na posągach i u młodych chłopców. Bałam się go a jednocześnie dreszcz rozkoszy przenikał moje ciało. Stryj Artur nie patrzył w moją stronę, oczy jego pochłaniało nagie ciało kobiety. Wydawało mi się, że ręką chce poskromić buntowniczy członek, bo wodził po nim zgiętymi palcami w jedną i drugą stronę. Zobaczyłam, że nagle odsłonił jego grubą główkę; lęk mój wzrósł, lecz wzrosło i uczucie rozkoszy. Mocno zacisnęłam uda, Stryj ujął bezsilnie zwisającą rękę Heleny i poprowadził ją ku temu mięsistemu wałowi, który lekko drgał nad zwisającymi dwiema kulami.

str. 7

Uda miała rozszerzone niemal do granic pod naporem ogromnych, muskularnych, ciemnobrązowych łędźwi hrabiego. Widać było czerwień warg sromowych, różową miękkość wilgotnej łechtaczki, a także puszyste, naperfumowane kudełki, łączące się na jej wzgórku z czarnymi jak węgiel, silnie kręconymi włosami hrabiego Borysa. Był to widok niezrównany, oszałamiający i upojny. Samo jego wspomnienie doprowadzało ją do szału.

str. 35

Widziałam więc dwa piękne ciała splecione w uścisku. Książę wpychał jej głęboko, swój członek aż po same jądra, gniotąc jej delikatny brzuszek, a twardym torsem miażdżąc piersi. Rudolfina oddawała się mężczyźnie z całym szalonym entuzjazmem płciowym, odpowiadała na jego gorąco coraz szybszymi ruchami. Aplikował jej serię pchnięć, falowaniem bioder. (…) W chwilę potem Rudolfina owładnęła sztywnym jeszcze członkiem księcia i bawiła się nim jakiś czas. Następnie rozwarła uda i wytarła swą napęczniałą szparkę batystową chusteczką. Uśmiechnęła się zadowolona, że jej uda zgarnęły pierwsze siły księcia. Postanowiłam się zrewanżować. Książę Eugeniusz był nadzwyczaj uprzejmy. Traktował nas z niezwykłą delikatnością (…)

str. 51

Płonącym spojrzeniem książę pochłaniał rozwarte przed nim skarby mojej szparki, którą na próżno usiłowałam zakryć ręką. Palącymi pocałunkami całował moją dłoń, lizał szparkę, aż ciarki zaczęły chodzić mi po krzyżu. Potem ukląkł między udami i pochylił swój twardy, potężny korzeń, aby jego wyrzeźbioną glowicą poszukać wejścia (…)

str. 52

Przeszliśmy po moście na wyspę i tam sprowokowałam Arpada do wyznań. Młodzieniec rzucił mi się do nóg i oświadczył, że będzie mnie kochać aż do śmierci. Uwielbia ziemię, po której stąpam. Blagał bym mu pozwoliła ucałować swoje stopy. (…) Drżałam i wiłam się z rozkoszy… Traciłam niemal zmysły z podniecenia. Przymknęłam na chwilę powieki. Gdy je otworzyłam, dostrzegłam blisko mych ust wspaniale napęczniały, gruby, podobny do rogów byka – członek Arpada.

str. 59

W sypialni Róża padła mi na szyję i skarżyła się, że jej nie kocham, skoro pozwoliłam mężczyźnie na posiadanie mego ciała. Była bez majteczek. Ściągnęłam z niej sukienkę i pochyliwszy ją nad krawędzią fotela zaczęłam całować różowe koniuszki jej piersi, lizać jędrne dziewczęce wargi między udami. Ferry pomógł mi pieścić Różę i obnażyć ją zupełnie. Wielką głowicą swego członka począł rozchylać krawędzie jej muszelki…

str. 74

“Pamiętnik Krystyny”
Wydawnictwo A.T., Warszawa, 1990

“Pamiętnik Krystyny” – kompletny tekst bez posłowia:

❤ Word

❤ ❤ HTML (scroll down)

przy okazji Kiϟϟ: Christine Sixteen – jednen z ich najpopularniejszych kawałków – niewiarygodny poziom prostoty…

* we wszystkich cytatach zachowana została oryginalna pisownia i interpunkcja

PHANTOM PINK

Dear PINK’s

Początek lat 90 wydaje się być w Polsce szczególnie owocnym okresem dla różowej literatury – wraz z nastaniem nowych wspaniałych czasów ramię w ramię z duchem wolności pojawił się również fantom libertynizmu. Obok z dnia na dzień legalnych kantorów wymiany walut (konkretny przekręt ale to inna bajka) i dumnie puszących się sklepów z bronią (sic!) w najbardziej nieoczekiwanych (i często nieadekwatnych) miejscach zaczęły jak grzyby po deszczu wyrastać sexshopy. Kioski Ruchu zatonęły pod nawałem publikacji erotycznych począwszy od masówek jak importowany Cats czy rodzimy Wamp a skończywszy na totalnie niszowych wydawnictwach takich jak np. Piesica Marcusa Zaanda czy Pamięć oczu Durvilla de Cardè.* Co się dziać musiało na głebokiej prowincji gdy pozycje te trafiły pod strzechy – uszami duszy już słyszę ten skrzyp sprężyn w materacach i zduszone krzyki rozkoszy rozchodzące się po fabrykach i PGR-ach 🙂 Najbardzie interesujący dla mnie w tym okresie jest fakt, że stadarty europejskie czy światowe zwyczajnie nie miały jeszcze czasu by zadomowić się w naszej rzeczywistości – na rynku panowała wolna amerykanka a wraz z całym tym chaosem i entuzjazmem do głosu dochodziły najdziwaczniejsze pomysły. Jednym z “gigantów” edytorskich tego czasu był gdański Phantom Press International, który niebawem jednak przekfalifikował się zasadniczo na Fantasy i Horror. PP specjalizował się w szybkich licencjach, ekspolatując erotyczną literaturę aglosaską, głównie wiktoriańską i pseudowiktoriańską czyli jednak obowiązujący do dziś na świecie pornograficzny stadart powieściowy. Tłumaczenia to najczęściej spod ciemnej gwiazdy lecz cóż z tego gdy lakierowane okładki z tłoczonymi złotymi literami kusiły spragnionego luksusu, a nawykłego do bumagi offsetowej klasy VIII, mechacącej się tektury i nieczytelnych fotografii, dopiero co post-socjalistycznego człowieka. Do dziś pamiętam nazwisko Grahama Mastertona dumnie sczerzące się do mnie w złotym uśmiechu z wystawy nieistniejącej już dziś księgarni na Placu Wilsona. (Było tam coś o wtykaniu szczotki do włosów w tyłek – mam nadzieję skonfrontować się jeszcze kiedyś z tą obiecującą pozycją) Wtedy nie miałem czasu ani dyspozycji by swobodnie zanurzyć się w słodko cuchnące bagno grafomanii – dziś czynię to z lubością (choć są pewne granice ale o Dnach Den takich jak Różowa Seria Pink Press [2000] czy Seria Erotyczna Cats [1993] innym razem) i zmiennym szcześciem – ostatnio udało mi się przechwycić dwie pozycje wydane przez PP w osławionej Kolekcji Afrodyty: jedna to wydane anonimowo Młodzieńcze awantury – naprawdę wdzięczny kawałek pornografii przerabijący klasyczny motyw przyjaciół z lat dziecięcych spotykających się z miluchnymi a ciekawskimi kuzyneczkami jedego z nich na wakacjach na wsi, drugi to Celeste Piano Instrument Rozkoszy – konkretna już chała, typowa literatura akcji, grubymi nićmi szyta mistyfikacja będąca rzekomą autobiografią autorki. W tej materii wszelkie rekordy bije jednak Pamiętnik Krystyny ale ten zachowuję sobie na osobną okazję bo zaiste smakowity to kąsek. Poniżej kilka fragmentów z Różowego Anonima. Pozostaje mi życzyć przyjemnej lektury, której mam nadzieję towarzyszyć będą westchnienia, rumieńce, imponujące erekcje i obfitość miłosnych soków 🙂

PINK NOT DEAD!

maurycy

Zanim dziewczęta spostrzegły, do czego zmierzamy, ich koronkowe halki powędrowały do góry, a cudownie białe pośladki zaczęły cieszyć nasze oczy. Nie mogliśmy ich shańbić używając rózg. Kilka klapsów wywołało na gładkich powierzchniach koloru kości słoniowej prześliczny odcień różu.

str. 37-38

Oboje wszelkimi siłami, w szalonych uściskach, wspomagając się wzajemnie, usiłowali wcisnąć jeszcze głębiej ów czarodziejski klin w siedlisko rozkoszy. Zaraz też zdziwiła mnie wprost doskonała harmonia, którą odnalazło tych dwoje. Widziałem ją przedewszystkim we współpracy unoszących się dziewczęcych bioder i susów drżących chłopięcych pośladków. Wytężona praca, bo przecież jeszcze nie sztuka, niebawem przyniosłą swój kojący skutek. Roznamiętniony młodzieniec, zanurzony w oceanie rozkoszy wystrzelił strumieniami spełnienia. Niemniej oczarowana panna, osiągnąwszy równy poziom bezgranicznej błogości, w zamian za ten hołd złożony jej utraconemu dziewictwu, oddała niemałą porcję wilgoci. Jeszcze chwilę smakowali doskonałość, demonstrując wszelkie odcienie zachwytu.

str. 55

Przywarliśmy do siebie złączeni lubym spoiwem. Jednym słowem, do zamka włożono właściwy klucz, przez co otwarcie drzwi do krainy rozkoszy nie przedstawiało większych trudności.

str. 64

Gorący pocałunek i czuły uścisk były odpowiedzią Marii na delikatne ruchy do przodu i w tył mojego sztyletu w nowej pochewce. Potraktowałem to jako sygnał do rozpoczęcia wspinaczki na szczyt kojącego zachwytu. Krok za krokiem, w tempie regularnej sekwencji uderzeń, narastało w niej zmysłowe podniecenie. Z trudem mogłem oddychać, uduszony prawie żarliwymi pocałunkami już nie dziewczęcia, a samej namiętności.

str. 82

Przesunąłem dłoń nieco wyżej odnajdując mały, wrażliwy występ. Wiedziałem, że pieszczota tego miejsca dostarcza dziewczętom wiele rozkoszy. Przyjęłą dotyk dreszczem (…) Miałem więc powody by sądzidzić, że moja partnerka coraz lepiej uzmysławia sobie podstawę uczucia solidarności łączącego dwoje ludzi, że już zaczyna doświadczać przedsmaku tych zmysłowych wrażeń, do których zamierzałem doprowadzić.

str. 100

Przeto nie wiele mówiąc spoczywałem na łożu obok dziewczęcia, leniwie od czasu do czasu przyciskając ją do siebie i spijając słodycz z jej warg i piersi.

str. 118

Młodzieńcze Awantury – Anonymous
przełożył Karol Fryc
Phantom Press International, Gdańsk, 1991
Printed and bound in Great Britain (cena 11 500 zl)

* Sam mam na koncie zrobioną w 1992 okałdkę do erotycznej powieści (nazywała się bodajże Londyński Harem) – mój debiut designerski – dość nieudolne pierwsze koty za płoty – wykorzystałem w nim jednak Róż oraz motywy z Ropsa i Modiglianiego 🙂

PINK MAZE

Marta już wracała do brzegu płynąc na plecach tak, że nad gładką powierzchnią wody widać było różane czubki jej piersi.




Labyrinth 8, 1997 by Toni Pecoraro

Dear PINK’s

Ponieważ skumulowała mi się już solidna porcyjka różowych i paralelnych cytatów czas zacząć wypuszczać ptaszki z sieci 🙂 Na początek SF Pink – kilka fragmentów z Człowieka w Labiryncie Roberta Silverberga. Silverberg nie jest autorem miary Bradburego czy Dicka ale to niewątpliwie utalentowany pisarz. Spotkanie z nim zawdzięczam mojej mamie, która od maleńkości pasła mnie kosmicznymi fantazjami. The Man in the Maze dziś być może już nikogo nie zaskoczy ale warto pamiętać, że powieść tę napisanono na dobre dwie dekady zanim gry komputerowe o strukturze labiryntów pełnych pułapek stały się oczywistością. Różowe, różane czubki, stożki i koniuszki piersi to już swoiste standarty frazeologiczne – niebawem więcej przykładów bezpośrednio z “różowej” literatury różnej maści i proweniencji. Otchłanie grafomanii zostawiam sobie na specjalną okazję – na razie trochę słów, które może nie tyle przyprawiły mnie o rumieńce co literalnie zdetonowały moją jedynastoletnią wyobraźnię. Konsekwencje tego faktu z przyjemnością ponoszę do dziś.

PINK NOT DEAD!

maurycy

Na imię miała Marta – wysoka, smukła, o dużych ciemnych oczach modnie podmalowanych czerwoną szminką i o świetlistych niebieskich włosach, opadających jej na pięknie toczone ramiona. Wyglądała na dziewczynę dwudziestoletnią, ale oczywiście równie dobrze mogła ukonczyć już lat dziewięćdziesiąt i przechodzić trzecie swoje przeobrażenie; w ogóle trudno odgadnąć czyjś wiek a cóż dopiero wiek kobiety. Muller jednak przypuszczał, że ona jest naprawdę młoda. Sprawiała to nie tyle jej gibkość, źrebięca zwierzęcość – bo te cechy są do nabycia – ile jej subtelny entuzjazm, prawdziwa dziewczęcość nie mogła być – wolał tak przypuszczać – osiągnięciem medycyny.

str.63

Wróciła Marta. Była morka, lśniąca, włosy miała przyklejone do smukłej szyji. Piersi jej falowały gwałtownie – małe stożki mięśni z okrągłymi różowymi czubkami. Mogłaby równie dobrze być długonogą czternastolatką, pomyślał Muller, patrząc na jej wąskie biodra, szczupłe uda. Boardman z daleka podał jej suszarkę. Nacisnęła aparacik i w żółtym kręgu promieniowania wykonała jeden pełny obrót. Już sucha, wzięła z półki swoje wdzianko. Narzuciła je bez pośpiechu.

str. 79

Obrazy zmieniały się na złocistym ekranie umieszczonym na wspornikach pod ścianą w pobliżu wewnętrznego skraju Strefy H. Rawlins zobaczył, jak twarz jego ojca, zrazu wyraźna, powoli zlewa się z tłem, całym w pręgi i krzyże, po czym ogarnia ją płomień. Projekcję w jakiś sposób stanowił wzrok patrzącego. Roboty przechodząc tędy widziały ekran pusty. Rawilns teraz ujrzał szesnastoletnią Maribeth Chambers, uczennicę drugiej klasy liceum pod wezwaniem Panny Łaskawej w Rockford w stanie Illinois. Maribeth Chambers z nieśmiałym uśmiechem zaczęła się rozbierać. Włosy miała miękkie, jedwabiste, jak chmurka prześwietlona słońcem, oczy niebieskie, usta pulchne i wilgotne. Rozpięła stanik i odsłoniła dwie jędrne, białe kule o czubkach niby ogniki. Były to piersi osadzone tak wysoko, jakby nie ulegały żadnej sile ciążenia, i oddzielone od siebie rowkiem szerokim zaledwie na jedną szesnastą cala, chociaż sześciocalowej głębokości. Maribeth Chambers zarumieniła się i obnażyła z kolei dolną połowę ciała. W dołkach tuż nad jej pośladkami błyskały ametysty. Biodra zdobił złoty łańcuszek z krzyżykiem z kości słoniowej. Rawlins usiłował nie patrzeć na ekran. Słuchał głosu komputera kierującego każdym jego krokiem.
– Ja jestem zmartwychstanie i życie – powiedziała Maribeth Chambers ochryple, namiętnie.
Przyzywała go kiwając trzema palcami. Robiła do niego oko. Gruchała sprośności.
– Przyjdź tu, za ten ekran, mój ty zuchu! Pokażę ci, jak może być przyjemnie…
Chichotała. Wiła się. Podnosiła ramiona i wtedy piersi biły jak dzwony.

str. 126-127

Robert Silverberg “Człowiek w Labiryncie”, 1969
Państwowe Wydawnictwo “Iskry” Warszawa 1973
przełożyła Zofia Kierszys




To cool down chek The Imperial Snow Maze by Navin Bahl

MO PINK


– Jak to wspaniale żeśmy się urwali. Teraz się tam zacznie zbiorowa orgia. Nie znoszę tego.


Zygmunt Zeydler Zborowski – “Nawet umarli kłamią” Iskry, Warszawa 1971, str. 31



“Ścigany przez samego siebie” – 07 zgłoś się odc. 13 (12?), reż. Krzysztof Szmagier, Zespół Filmowy Kadr, 1981

Dear PINK’s

Mam koszmarną grypę, gorączka, dreszcze, mózg mi wypływa nosem, generalnie awaria i tak praktycznie odkąd przyjechałem do Słonecznego Meksyku… przed cuchnącą czeluścią depresji ratują mnie w tej chwili praktycznie tylko dwie rzeczy: tęcza uśmiechów mojego synka Tolutka i porucznik Borewicz (na piękne dziewczyny jak wiadomo nie ma co liczyć – interesują się człowiekiem tylko jak jest zdrów i gotów) Nawrót kryminalnego nałogu (zeszyty z serii Ewa wzywa 07 podciągałem w dzieciństwie mojej Babci Murce) przeżyłem kilka lat temu za namową Konrada i dobrze mi z tym. ( Nomen omen Zygmunt Zaydler-Zborowski i Barbara Gordon gościli już na tym forum 🙂 Proszę sobie wyobrazić moje zdumienie i zachwyt kiedy wczoraj natrafiłem, w 13 odcinku serialu, na powyższą scenografię, której towarzyszł ni mniej ni więcej tylko taki dialog:


– Ładnie tutaj. (Borewicz)

– Kocham różowy kolor. Może tutaj jest zbyt dużo tego różowego koloru ale każdy ma swoje słabostki. Poza tym to jest kolor ochronny. Pająki bardzo nie lubią różowego koloru. Boją się go. (Pani)

– No tak. (Zubek)

No to tyle. Choć swoją drogą warto jeszcze wspomnieć, że jest to swoisty “double MO pink” bo jako była żona Borewicza – cudowna, amoralna blondynka, która porzuciła porucznika dla nanaba z Bejrutu występuje tu nie kto inny jak Izabella Trojanowska a pasuje do tej roli trzeba przyznać wyśmienicie 🙂 Poniżej jeszcze kolejna garść “różowych szlafroczków” rodem z rodzimej literatury kryminalno-sensacyjnej 🙂

PINK NOT DEAD!

maurycy


“Różowy, pikowany szlafrok, bogato przystrojony koronkami. Na starannie zaondulowanej głowie kokieteryjny czepeczek.
– Pan do kogo?”

Zygmunt Zeydler Zborowski – “Gość z Londynu” Czytelnik, 1968, str. 72


Właśnie zastanawiał się nad tym, czy wypada mu zabrać się do kanapek (pociągały go szczególnie te z kawiorem), kiedy tuż przed nim uklękła śliczna, młodziutka dziewczyna. Miała na sobie króciutką i bardzo wydekoltowaną sukienkę. Niecierpliwym ruchem odgarnęła z czoła długie, rozpuszczone włosy i oparła podbródek na kolanie Franka.


– Czy chcesz, abym została twoją niewolnicą? – spytała zniżając głos do teatralnego szeptu.


Zygmunt Zeydler Zborowski – “Nawet umarli kłamią” Iskry, Warszawa 1971, str. 24


– Uwaga! Uwaga! Zobaczą teraz państwo taniec Ewy.
Pięknie zbudowana dziewczyna miała na sobie wyłącznie duży listek figowy, który trzymał się zapewne na nylonowych żyłkach. Jej partner przebrany był za węża. Czarny trykot połyskiwał złotawą łuską, a na ramionach osadzony był łeb potwornego gada.
Tańczyli świetnie. Byli nadzwyczajnie zgrani i robili wrażenie pary zawodowców.
Kociuba błyszczącymi oczami wpatrywał się w nagą tancerkę. Już nie chciało mu się spać. Coraz bardziej zaczynał mu się udzielać nastrój tego pokoju.
Potem tańczyła inna dziewczyna, która zrezygnowała nawet z listka figowego. Miała obfitsze kształty i poruszała się wolno, niezwykle sugestywnie, w rytm jakiejś wschodniej melodii. Taniec jej był o wiele bardziej zmysłowy.


Zygmunt Zeydler Zborowski – “Nawet umarli kłamią” Iskry, Warszawa 1971, str. 28

“… cały personel był młody. Żadna z pielęgniarek nie przekroczyła chyba trzydziestki. Majorowi przemknęła myśl, że Niekwasz dobierał zespół, kierując się urodą dziewcząt. Wszystkie bowiem były wysokie, zgrabne, postawne i przystojne. Biel odzieży jeszcze bardziej to podkreślała. Zwłaszcza zgrabne czepeczki z czarnymi paskami.”


Jerzy Edigey – “Szklanka czystej wody”, Czytelnik, Warszawa 1974, str. 97

PHILOSOPHICAL PINK

Marguerite Yourcenar as a child

Dear PINK’s

Tym razem trzy głosy o rozkoszy. Marquerite Yourcenar.

PINK NOT DEAD!

maurycy

Czy cenisz piękność bracie Henryku?

– Tak – odpowiedział Flamand. – Niewieścią. Anakreon jest dobrym poetą, a Sokrates bardzo wielkim człowiekiem, ale ja wcale nie pojmuję jak można wyrzekać się tych delikatnych różowych krągłości, tych obfitych kształtów tak wdzięcznie różnych niż nasze, w które przenikamy niby zwycięzcy do radosnego ukwieconego miasta, na ich cześć przystrojonego flagami. A jeżeli nawet ta radość jest kłamliwa, a flagi służą do zmylenia nas, cóż to szkodzi? Owych pomad, fryzur, pachnideł, których stosowanie przynosi ujmę mężczyźnie, używam za pośrednictwem kobiet, Po cóż miałbym szukać tajemnych uliczek, skoro mam przed sobą słoneczną drogę, którą mogę obrać bez uszczerbku dla honoru? Nie lubię tych policzków, które tak szybko tracą gładkość i bardziej się nadają dla cyrulika niż kochanka!
– Ja – rzekł Zenon – nade wszystko cenię tę przyjemność nieco sekretniejszą od innych, to ciało podobne do mojego i odbijające moją rozkosz, tę powabną nieobecność wszystkiego, co mieszają do rozkoszy minki kurtyzan i żargon petrarkistów, haftowane koszule signory Livii i giezła pani Laury, cenię tę miłosną zażyłość, która nie szuka obłudnego uzasadnienia w konieczności przedłużenia gatunku ludzkiego, bo rodzi się z żądzy i wraz z nią przemija, a jeżeli łączy się z tym jakaś miłość, to wcale nie dlatego, że wzbudziły ją wprzód we mnie modne piosenki…

(…)

– Czy wiesz, że Zygmut Flugger, mój krewniak z Kolonii, został, jak mówią, śmiertelnie ranny w bitwie w kraju Inków? Człowiek ten podobno miał sto niewolnic, sto miedzianych ciał inkrustowanych koralem, o namaszczonych oliwą włosach, pachnących korzeniami. Gdy zrozumiał, że nadchodzi śmierć, Zygmunt kazał obciąć włosy stu swoim brankom i rozsypać je na pościeli; położył się i wyzionął ducha na tym runie przesyconym wonią cynamonu, potu i kobiety.

Marquerite Yourcenar
Kamień Filozoficzny, 1968
Przekład Eligia Bąkowska, Pierwsze wydanie polskie, PIW, 1970

NKWD PINK

Stalin był mężczyzną z XIX stulecia: kokieteryjnym i pełnym podziwu dla dobrze ubranych kobiet ze swego otoczenia, rygorystycznie pruderyjnym wobec własnej córki, zgorszonym feminizmem i wolną miłością początku lat dwudziestych, ale odgrywającym twardego brutala wśród najbliższych przyjaciół płci męskiej. Jego pruderia była na wskroś “wiktoriańska”: widok gołych kolan Swietłany, a nawet jej śmiałe spojrzenie na fotografiach wywoływały absurdalne awantury. Stalinowi nie spodobał się “pierwszy pocałunek” w filmie Aleksandrowa Wołga, Wołga gdyż uznał go za zbyt namiętny, co miało taki skutek, że nie tylko wycięto scenę pocałunku, lecz nadgorliwi urzędnicy zakazali też “wszelkiego całowania” we wszystkich radzieckich filmach.

Simon Sebag MontefioreStalin Dwór czerwonego cara, str. 235 – 236, Jeżowik przy pracy i zabawie

Dear PINK’s

Wystawa, którą zapowiadałem w poprzednim poście przeniesiona na 4 listopada – jadowite penisy rozpełzły się już po zgniłych ścianch mrocznego zamczyska – na razie jedynie w postaci szkiców ale od jutra mam nadzieję zaczną nabierać koloru. Ponieważ mam wreszcie internet w mojej żoliborskiej pustelni a nie mam dziś wieczór ochoty ani na gruziński koniak ani na nargile pozwalam sobie wrzucić na blog kilka cytatów z Dworu Czerwonego Cara gwoli uzupełnienia poprzedniego postu i małej próbki “różowego” terroru. Muszę przyznać iż zaniepokoił mnie nieco fakt, że zarówno Jagoda jak Beria dzielili moje pasje kolekcjonerskie…

PINK NOT DEAD!

maurycy

Awel Jenukidze

(…) Ten jowilany sybaryta popisywał się swoimi podbojami seksualnymi wśród coraz młodszych dziewcząt, w tym nastoletnich baletnic. Dziewczęta nieustannie przychodziły do jego gabinetu, który stał się czymś w rodzaju bolszewickiej agencji towarzyskiej.

W otoczeniu Stalina było już głośno o jego wybrykach. Rozpustny i zmysłowy Jenukidze pozostawiał swąd wszędzie, gdzie się pojawiał, stręcząc kobiety, rozbijając rodziny, uwodząc dziewczęta – napisała Maria Swanidze – Mając do swej dyspozycji znaczne środki […] używał ich do własnych brudnych celów, kupując dziewczęta i kobiety. Co więcej Jenukidze był seksualnie anormalny, wybierał coraz młodsze dziewczęta, aż w koncu zaczęły go pociągać dziewięcio- i jedenastolatki. Ich matkom płacono za milczenie.*

str. 167-168, Wzlot karła, upadek Casanovy

Gienrich Jagoda

Kolekcja pornografii, jaką zgromadził, obejmowała 3904 fotografie i 11 amatorskich filmów. Jego karierę kobieciarza ilustrował bogaty asortyment damskiej garderoby, którą przechowywał w swoim mieszkaniu, zupełnie jakby prowadził sklep z konfekcją, a nie kierował slużbą bezpieczeństwa. Znaleziono u niego 9 płaszczy damskich, 4 futra z wiewiórek, 3 płaszcze z foczej skóry i kilka z astrachańskiej wełny, 31 par damskich butow, 91 damskich beretów, 22 damskie kapelusze, 130 par zagranicznych jedwabnych pończoch, 10 damskich pasków, 13 torebek, 11 garsonek, 57 bluzek, 69 koszul nocnych, 31 żakietow, kolejne 70 par jedwabnych pończoch, 4 jedwabne szale – a także kolekcję 165 obscenicznych fajek i cygarniczek oraz jeden gumowy penis.

str. 213, Rzeź generałów, upadek Jagody i śmierć matki

Nikołaj Jeżow

Jeżow szukał pocieszenia w pijackich i biseksualnych orgiach w swoim kremlowskim mieszkaniu. Zaprosiwszy dwóch kompanów od kieliszka, pogrążył się “w najbardziej wynaturzonej rozpuście”. Bratankowie sprowadzali mu dziewczęta ale wrócił też do homoseksualizmu. Kiedy jeden z kolegów, niejaki Konstatinow, przyprowadził na przyjęcie żonę, Jeżow zatańczył z nią foxtrota i zaciągnął ją do łóżka. Następnego wieczoru kiedy zjawił się wyrozumiały Konstantinow, pili i tańczyli przy muzyce z gramofonu, dopóki gość nie zasnął. Ale nie spał długo: “Poczułem coś w ustach. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że Jeżow wsunął mi członek do ust”. W taki sposób, pijany z rozpiętym rozporkiem, Jeżow oczekiwał swojego losu.

str. 277, Tragedia i zepsucie Jeżowów

Ławrentij Beria

W swoim gabinecie trzymał narzędzia do torturowania ludzi, a także damską bieliznę, erotyczne zabawki i pornografię co stało się już zwyczajem szefów resortu bezpieczenstwa. Znaleziono tam również 11 par jedwabnych pończoch, 11 pluszowych misiów, 7 jedwabnych koszul nocnych, kobiece stroje sportowe, bluzki, jedwabne szale, niezliczone obsceniczne listy i “ogromną liczbę obscenicznych przedmiotów”.

Pomimo nawału pracy Beria znajdował czas na bujne życie seksualne, w którym miłość, gwałt i perwersja łączyły się w niemal równych proporcjach. Wojna pozwoliła mu wieść życie jeszcze bardziej rozwiązłe niż jego poprzednicy. Szefowie bezpieczenstwa zawsze cieszyli się największą swobodą seksualną: tylko Smiersz obserwował Berię; poza tym mógł robić co chciał. Uważano kiedyś, że opowieści o występkach i gwałtach Berii były przesadzone, ale zachowane w archiwach dokumenty, jak również zeznania świadfków i ofiar świadczą, iż wykorzystwał swoją władzę, by nurzać się w wyuzdanej rozpuście. W wielu przypadkach nie da się przeprowadzić rozróżnienia pomiędzy kobietami, które uwiódł, gdy przyszły do niego błagać o łaskę dla swoich ukochanych a tymi, które po prostu uprowadził i zgwałcił. Mimo to matki często stręczyły mu swoje córki w zamian za limuzyny i przywileje.

str. 507, Beria: potentat, mąż, ojciec, kochanek, morderca, gwałciciel

Beria miał jeszcze jeden powód do radości: poznał piękną kobietę nazwiskiem Drozdowa, której mąż pracował na Kremlu. Mógł mieć z nią romans, zanim przedstawiła go swojej córce Lilii, zaledwie czternastoletniej ale już “niebieskookiej, długonogiej rosyjskiej piękności z długimi jasnymi warkoczami”, jak opisała ją Marfa Pieszkowa. Beria był zauroczony: spotkał swoją “ostatnią wielką miłość”. Matka chciała odciąć wszystkie kupony:
– Nie pozwalaj mu na to, dopóki nie dostaniesz mieszkania, samochodu, daczy – powiedziała Lilii jeśli wierzyć Pieszkowej. Beria urządził ją w wielkim stylu. Nina Beria tolerowała ten romans.

str. 604, Morderstwo i małżeństwo: “sprawa leningradzka”

(…) Lilia urodziłą mu córkę, którą na cześć jego matki nazwali Marfą. Lilia miałą już siedemnaście lat i od kilku lat byłą kochanką Berii.

str. 623, Pigmej i spisek lekarzy: bić, bić i jeszcze raz bić!

Lilia Drozdowa, “ostatnia miłość” Berii nigdy go nie zdradziła. Mieszka w Moskwie i w wieku sześćdziesięciu kilku lat wciąż pozostaje piękna.

str. 662, Posłowie

wszystkie cytaty według przekładu Macieja Antosiewicza

Stalin Dwór czerwonego cara
Simon Sebag Montefiore
2003

wydanie polskie: 2004/2008 wydawnictwo Magnum

* Sam terror, oprócz wielu jego znacznie ważniejszych aspektów, był triumfem świętoszkowatej bolszewickiej moralności nad seksualną swobodą lat dwudziestych. W zniszczeniu Jenukidzego, Tuchaczewskiego i Radzutaka niepoślednią rolę odegrało to, co Mołotow określił jako “słaby punkt […] kobiety!” garderoby aktorek, wspaniałość dyplomatycznych balów i blask zagranicznej dekadencji wystarczały czasem by przekonać samotnego Stalina i kołtuńskiego Mołotowa, przepełnionych purytanską zawiścią, że za tym wszystkim kryje się zdrada i dwulicowość. Ale rozwiązlość nigdy nie stanowiłą prawdziwego powodu, dla ktorego niszczyli swoje ofiary. Ten był zawsze polityczny. Oskarżenia o dewiacje seksualne slużyły do tego, by skompromitować aresztowanych w oczach dawnych kolegów. Jenukidze i Radzutak mieli rzekomo, jak ujął to Kaganowicz, uwodzić “małe dziewczynki” . Ponieważ jednak trudno przypuścić, by Komitet Centralny stał się siedliskiem pedofilów, tak jak nie był z pewnością siatką szpiegów i terrorystów, wydaje się bardziej prawdopodobne, że ci partyjni hedoniści po prostu “opiekowali się” baletnicami tak jak dawni i dzisiejsi milionerzy.

str. 235, Jeżowik przy pracy i zabawie

check also: PRISON PINK

ALOIS HITLER PINK PHLIOSOPHY

Dear PINK’s

As I was lately reading Norman Mailer’s “The Castle in the Forest” – fascinating and freighting fiction based on Adolf Hitler’s childhood (The book, written from devil’s point of view gives us a terrible insight into the process of the crystallization of Evil. Blood-scandal is a key point in the story) I came across the following fragment that fits well on this blog, especially after Walter’s declaration on the very same matter.

If, at present, the horse came first, soon it would be all about girls. The father knew this as well as if sperm were stirring in his own good equipment. Those revelations! Nothing could be better than the moment when a woman opened her legs for you. That first time! If you had an eye for little differences, you knew twice as much about her as you could learn from her face. Alois Senior would attest to that. The female organ! Whoever designed this form had certainly been sly about the job. (This was about as close as Alois ever came to admiring the Creator.) Such a wonderful array of meats and juices – such a panoply of flesh in miniature – this offering of archways and caverns and lips. Alois was certainly no philosopher, so he not have known how to speak of Becoming (that state of existence when Being suddenly feels itself out in the open), but all the same, he could have given a tip to Heidegger. Becoming is, yes, exactly when a woman opens her legs! Alois felt like a poet. How not? These were poetic thoughts.

Norman Mailer “The Castle in the Forest”
Random House Trade Paperbacks
New York 2007

PINK NOT DEAD!

maurycy

LANDRYNKI (Rated T for Tuwim)

Landrynka lubi być landrynką
Landrynka to jest rzecz OSOBNA;
Landrynki prawem jest normalna
Odrębność indywidualna;
Gdy się w nią ktoś ustami wessie,
Chce mieć walory sama przez się;
Schrupana pragnie być, schrupana!
Ona nie syrop, proszę pana!



Tuwim by Witkacy

Dear PINK’s

Pomyślałem sobie, że po tych wszystkich okrutnych mutacjach jakie serwowałem ostatnio odrobina rasowej różowej poezji nikomu nie zaszkodzi tak więc dzisiaj trochę różowych wyimków z Tuwima – głównie z “Kwiatów Polskich” ale też i z kilku osobnych wierszy (“Świt”, “W” i “Semi-Eros”) – Tuwim Not Dead!

PINK NOT DEAD!

maurycy

Tu bliziutko – coś zawołało,
A daleko odróżowiało.
Nie wiem co, bo ni to, ni owo,
Na ćwierć ptasio, na trzy ćwierci różowo.

(…)

“Świt” 1923

Zakochany w różowej sklepowej,
Mieszkam w szybie nieżywy i płaski,
Kalkomanią, janusowym obrazkiem
W szkło wpuszczony amant kolorowy.

Jestem “w”. Płynę farbą, hosanną
Dla tęgiej, soczystej dziewczyny.
Gdy tęczuję, mrużysz oczy, czereśniowa panno,
I nóż błyska, krający wędliny.

(…)

“W” 1929

(…)

Więc mizdrzą się bestyjki:
tuczą sobie łydki,
Bielą giętkie szyjki,
Różują ryjki:

(…)

“Semi-Eros” 1934

(…)

Po błyszczącej trawie,
Po pachnącej świeżo,
Chodzą panny ulubione,
Spódniczkami śnieżą.

Nie byle dziewczyny,
Panów majstrów córki!
Pochrzęstują na staniczkach
Koralików sznurki.

Zobaczyły chłopców,
Otoczyły mgiełką,
Nawionęło, zawoniało
Różowe mydełko.

(…)

(…)

Gorąco. Zdjęła płaszczyk zwiędły,
Siwy sweterk swój obciąga
I wczesne wzgórza piersi prężnych,
Dumna z nich ślicznie wyokrągla;

Od lata to już w niej wzbierało…
I gdy w czerwcowym blasku rzeki
Pluskała przebudzone ciało,
Lubiła że owocowało
Zagłaskiwała, przemieniona
Złocony atłas morelowy

(…)

(…)

Przystaje warszawianka śliczna
I, przedgwiazdkowo elektryczna,
Napływem pragnień podniecona,
Klejnoty poleruje wzrokiem…
Oczy, porwane skier potokiem,
Z błyskami skaczą po kamieniach…
Rozpromieniona do olśnienia
Gwiazdeczki mroźne ma na futrze,
A rzęsy w lodowatym cukrze.

(…)

“Kwiaty polskie” 1940-44

PINK OCTOBER

Dear Pink’s

Dziś wzruszający różowy fragmencik z gorzkich jednak mocno wspomnień wspaniałego Kira Bułyczowa:

… Po drugiej rewolucji, w ramach zwalczania szlacheckich przywilejów, instytut połączono z korpusem kadetów. Całą jesień i zimę przełomu 1917/18 kadeci i panienki z instytutu spędzili razem. Mama wspominała, że młodsze dziewczynki nosiły drwa i wodę, gotowały kaszę, a nawet prały, ponieważ cała niemal obsługa zajmowała się sprawami rewolucji i nie mogła się od nich odrywać w imię niedobitych resztek przeszłości.
Maluchy nosiły wodę i strasznie zazdrościły starszym rocznikom – w zimnych dortuarach płoneły namiętności, powstawały i umierały romanse, kwitły zdrady i tragedie. Wyobraźcie sobie szesnastoletnie dzieciaki, wychowane w klasztornych zasadach zakładów zamkniętych, gdzie istoty płci przeciwnej nie były wpuszczane. I te dzieciaki nagle na kilka miesięcy znalazły się w sąsiednich pokojach i klasach, w pustych korytarzach – bez żadnej kontroli i niemal bez dorosłych wokół. To było królestwo wolnej miłości dziesiątków Romeo i Julii, głodnych i marznących po nocach.

Kir Byłyczow Jak zostać pisarzem fantastą 2001; tłum. Ewa Skórska; wyd. polskie Prószyński i S-ka, Warszawa 2003

PINK NOT DEAD!

maurycy

Kir Bulychov Official Website

Kir Bulychov Wiki ENG