ZA MINUTĘ PIERWSZA MIŁOŚĆ

Do zakochania jeden krok, jeden jedyny krok nic więcej / Do zakochania jeden krok, trzeba go zrobić jak najprędzej





“A czy to moja wina, że jestem ładna i wszystkim się podobam?” (Ewa Jagodzianka)

Gwidon Miklaszewski ilustracja do “Za minutę pierwsza miłość” Hanny Ożogowskiej

Dear PINK’s

Mój stosunek do powieści Hanny Ożogowskiej daleki jest od bałwochwalstwa z jakim odnoszę się do twórczości Edmunda Nizurskiego czy Adama Bahdaja mimo jednak iż miejscami sztywne i nachalnie dydaktyczne nie są one jednak pozbawione wdzięku. Podobnie rzecz ma się z Gwidonem Miklaszewskim – mam wrażenie, że chwilami coś mu się wymyka i że dzieci z siódmej klasy podstawówki wyglądają na jego rysunkach jak młodzi inżynierowie i sekretarki ponieważ jednak jego dziewczątka czasami naprawdę wspaniale łypią jestem mu skłonny wiele wybaczyć. Poniżej garść cytatów i kilka obrazków funkcjonujących w przyjemnym duecie.

PINK NOT DEAD!



“I chcę, żeby był elegancki i delikatny, na przykład taki, jak Marek Grechuta. Irka, mówię ci, jak go widzę w telewizorze, serce mi zamiera!…” (Ewa Jagodzianka)

Gwidon Miklaszewski ilustracja do “Za minutę pierwsza miłość” Hanny Ożogowskiej



“A widziałaś film „Marysia i Napoleon”? Śliczny! Jak ona go kochała!” (Ewa Jagodzianka)

Gwidon Miklaszewski ilustracja do “Za minutę pierwsza miłość” Hanny Ożogowskiej

check also:

PINK PLANS

INTERPINK

…na golasa ciężko wygłaszać radykalne opinie, utrzymać patos czy nieść pochodnię nienawiści …



Me 25 y.o., Swamps at Białowieża Forest, 1994

Dear PINK’s

K Mag jaki jest każdy widzi. Tak czy siak w ostatnim numerze można znaleźć wywiad jaki przeprowadził ze mną Cyryl Rozwadowski, którego tyleż lubię co cenię. Ponieważ większość szanownej kompanii rzeczonego magazynu raczej nie będzie miała w ręku pozwalam sobie tutaj tę wypowiedź w całości przytoczyć – robię to i dlatego, że po raz pierwszy chyba nie dostałem tekstu do autoryzacji w rezultacie VI piętro zmieniło się w czwarte, “jednocześnie” zastąpiono jakże ponętnym “ale” etc. – na szczęście obyło się bez jakichś poważniejszych obrażeń 3:)

– Jakim byłeś dzieckiem?

O to chyba powinieneś zapytać się mojej mamy. Z tego co słyszałem to raczej miłym i czułym chociaż na pewno też trochę maminsynkiem za co zresztą w pewnym momencie dostałem konkretny wycisk. Funkcjonowałem w dość specyficznym świecie – przez pierwsze sześć lat życia mieszkałem w domu mojego dziadka ergo w bibliotece. Książki i komiksy były więc dla mnie pierwszą przestrzenią eksploracji, nawet w tych najwcześniejszych latach kiedy tylko oglądałem obrazki i słuchałem opowieści. Zresztą nauczyłem się czytać dosyć wcześnie, jeszcze przed pójściem do szkoły. Rytuałem mojego dzieciństwa było wylegiwanie się po lekcjach na wersalce z książką i talerzem kanapek co sprawiło, że jako 7 latek byłem dość pucołowaty za to miałem za sobą już sporo podróży odbytych wspólnie z Vernem, Stevensonem czy Szklarskim. Oczywiście chodziłem na spacery, do zoo i do parku, na cmentarz i na perski, jeździłem na wakacje ale świat zewnętrzny zaskoczył mi nieco później i nigdy nie przestał być przestrzenią dla snucia fantazji.

– Kiedy zacząłeś zwracać uwagę na swoje otoczenie? Dostrzegać niuanse i intrygujące drobiazgi?

Sroką byłem od zawsze – już jako szkrab pośród ukochanych skarbów miałem kryształ bizmutu, kauczukową piłeczkę z wstrzykniętą wstążką pigmentu i znalezioną na ulicy opalizującą blaszkę – kawałek stopu z jakiego wykonana była jakaś część samochodowa. Pewne predyspozycje ma się od urodzenia: albo patrząc na plamy mchów i porostów widzimy archipelagi albo nie. Kasztanami jarają się chyba wszystkie dzieci ale owocami cisu już niekoniecznie. Oko wyostrza się z czasem, gust definiuje i ulega rafinacji. Do rzeczy najprostszych częstokroć trzeba długo dorastać. Nocne, żoliborskie spacery z moim nieżyjącym przyjacielem Kusym były dla mnie piekielnie istotnym doświadczeniem a szlajaliśmy się razem dobre 30 lat.

– Pamiętasz swój pierwszy kontakt z pornografią?

Doskonale. Moim młodzieńczym doświadczeniom z erotyką przeróżnej maści poświęciłem osobny felieton opublikowany swego czasu na łamach “Przekroju”, jest on też dostępny na moim blogu – poszukaj pod hasłem “Syndrom King Konga”. Na potrzeby tego wywiadu mogę ci zaserwować jedną ładną anegdotę. Na gołe panie miałem ciśnienie odkąd pamiętam, jednak, jako że nie miałem taty, w domu żadnych “pisemek” nie było. Z materiału wizualnego miałem do dyspozycji jedynie nieduży albumik o pop-arcie, reprodukcje aktów na serii znaczków z Paragwaju i “Zakochanych” Peyenta – de facto same świetne rzeczy ale ja pożądałem konkretu. Zwróciłem się więc do mamy domagając się “Playboya” a moja mądra mama zamiast mnie pogonić zadzwoniła do swojego brata, który miał używane audi, zegarek płetwonurka, psa wilczura i generalnie był 100% facetem i nadała mu temat. Wujek Jurek zabrał mnie najpierw na spacer a potem do siebie na Wawrzyszew gdzie dał mi do oglądania dwa francuskie magazyny a sam dyskretnie zniknął w kuchni, żeby zrobić sobie kawę. W “Lui” dziewczyny były w majtkach ale w “Oui” pokazywały już futerka – byłem totalnie zachwycony. To był sam początek podstawówki – nigdy nie zapomnę mamie, że to dla mnie zrobiła. Jeżeli chodzi zaś o ruchome obrazy to pierwszy stricte pornograficzny film oglądałem w wieku lat bodajże dwunastu. Mój kupel z VI piętra Marek pożyczył go w pakiecie z magnetowidem od jednego z niepełnosprawnych pacjentów swojej mamy. Nazywał się “Sex Boat”. Produkcja z 1980 roku. Była to opowieść o dwóch napalonych matołach w przebraniu kobiet przemycających się na luksusowy statek, którym w karny rejs udaje się cała horda rozpustnych panienek. Nie tak dawno znalazłem go w sieci i z niemałą satysfakcją stwierdziłem, że wspomnienia nie przerosły oryginału i że cały czas mnie kręci. Na dokładkę po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć go w kolorze.

– Jesteś w stanie zarysować ogólne postulaty promowanej przez ciebie estetyki przyjemności?

Nie jestem aktywistą nie mam więc sprecyzowanego programu. Zajmuję się nie tyle estetyką co kulturą rozkoszy. Estetyka, jak istotna i nośna by nie była, pozostaje w tym wypadku jedynie wehikułem. Przyjemność traktuję jako realną wartość w życiu. Staram się zwracać na nią uwagę bo jest powszechnie dostępna, w dużej mierze uwarunkowana jedynie indywidualną wrażliwością a jednocześnie w naszym poważnym i cierpiętniczym kraju pozostaje kwestią jeżeli nie wstydliwą to na pewno zmarginalizowaną w dyskursie. Nie próbuję jednak z przyjemności zrobić wartości nadrzędnej staram się raczej kompensować istniejący brak równowagi.

– Czy we współczesnym świecie można być pełnokrwistym hedonistą?

Nie wiem co ukrywa się w tym wypadku pod twoją definicją pełnokrwistości. Bezrefleksyjny, pozbawiony skrupułów hedonizm jest postawą naganną, natomiast umiejętność doceniania tysięcznych przejawów urody życia i cieszenia się nimi uważam za coś absolutnie elementarnego. Świadomy hedonizm wydaje mi się jedynie racjonalnym wyborem skoro przyszło mi już żyć na tym padole łez. Współczesność nie ma tu nic do rzeczy. 

– Nie stronisz od używania żywych kolorów. Zarówno w swoich pracach jak i codziennym ubiorze. Czujesz potrzebę wyróżnienia się na co dzień?

Na pewno nie czuję potrzeby wtapiania się w masę. Nie mam 14 lat więc ubiór nie jest dla mnie czymś co determinuje moją tożsamość a raczej zabawą. Niewątpliwie jednak jest to zarazem swoiste credo. Soczysty kolor traktuję jako synonim witalności. Jest to też jeden z kluczowych elementów rytuałów godowych i seksualnych kodów w świecie przyrody a kwestie te są dla mnie fundamentalne. Nie godzę się na burość. Wizja humanizmu opartego na nijakości mnie obraża. Nie chcę być szarym człowiekiem.

– Przez lata pokazywałeś rozmaite przedmioty ze swoich zbiorów na rozkładówkach w Machinie i Fluidzie. Masz jeden ulubiony gadżet?

– Jeżeli pominę własnego chuja to zdecydowanie nie. Jedną z cech świata, które najbardziej mnie cieszą jest jego różnorodność. Fascynuję się oczywiście partykularnymi manifestacjami piękna, harmonii, wdzięku czy absurdu ale nie widzę powodu by limitować się do jednego złotego medalu. Na tym etapie życia na jakim jestem przestałem właściwie zbierać fizyczne artefakty – nieliczne precjoza po jakie do tej pory zdarza mi się jeszcze wyciągnąć szpony to te które mogę w miarę natychmiastowo spożytkować jako element scenografii – na spacerze albo w sypialni. Natura jednak ciągnie wilka do lasu – nie przestałem więc całkowicie kolekcjonować ale teraz są to raczej dobra wirtualne – tyleż czerpię, co dokładam się do masy krytycznej słów i obrazów kłębiących się w sieci.

– W wielu wywiadach z Tobą, twoja sztuka jest zestawiana z ogólnie przyjętymi konwenansami. Czujesz w tym implikacje, że Twoje prace są wynaturzeniem lub kuriozum?

Miętę do kuriozów odziedziczyłem po moim dziadku Juliuszu. Przez większą cześć życia byłem uważany za dziwaka i nie mam z tym większego problemu nie oznacza to jednak, że dziwność jest dla mnie wartością nadrzędną, że łaknę jej jako takiej. Nie staram się dopasowywać do powszechnie funkcjonujących modeli. Zdecydowałem się zaufać swojemu instynktowi i zajmować się tym co naprawdę mnie fascynuje. Czy czyni to ze mnie i z moich prac aberracje? Wszystko zależy od perspektywy – jeżeli pojęcie normy jest dla kogoś czymś zasadniczym istnieje duża szansa, że nie zmieszczę się w jego spektrum.

– Myślisz, że współczesna sztuka cierpi przez zbytnią intelektualizację?

Nie interesuję się sztuką jako taką a pojęcie sztuka współczesna jest tyleż pojemne co nieprecyzyjne. W XX wieku sztuka niesłychanie rozszerzyła swoje pole, zdobyła nowe tereny, redefiniowała się wielokrotnie. Pojawiły się takie jej obszary, które wymagają bardzo solidnego przygotowania intelektualnego a wręcz i strefy quasi hermetyczne – nie widzę w tym nic niepokojącego. Problemem jest raczej to, że ludzie często a priori uważają, że sztuka współczesna jest niezrozumiała zarazem oczekując, że będzie ona dla nich bez żadnego przygotowania stuprocentowo komunikatywna. Jednocześnie sztuka współczesna będąc pozbawioną ściśle określonych reguł przestrzenią eksperymentu stwarza więcej możliwości dla intelektualnego hochsztaplerstwa niż inne dziedziny ludzkiej twórczości. Wszystko to prowadzi do rozlicznych konfuzji nie powinno jednak w żadnym wypadku dyskredytować sztuki jako takiej. Wydaje mi się, że jest to moment szalenie interesujący w jej dziejach. Jest w czym wybierać. Jeżeli zaś poszukujemy po prostu tradycyjnego komfortu estetycznego, którym bynajmniej nie gardzę, znajdziemy go z łatwością.

– Definiujesz jakoś odbiorcę swoich prac?

Nie jestem gwiazdą popu – nie mam i nie muszę mieć sprecyzowanego targetu. Staram się pakować w moją pracę maksimum serca i głowy. Wierzę, że kwestie, którymi się zajmuję są na tyle istotne i uniwersalne by wzbudzić rezonans w bardzo różnych ludziach.

– Jednym z motywów tego numer K Maga jest hasło “Get naked”. Czym jest dla Ciebie nagość? Jakie skojarzenia wywołuje w Tobie to słowo?

Tym razem pewnie cię rozczaruję ale zdecydowanie nie seksualne. Nagość jest poważna, wymagająca i jednoznaczna zaś zmysłowym igraszkom sprzyja niefrasobliwość, pewna doza przewrotności i nieoczywistość.  Erotycznie jestem bytem post-naturalnym i od dawna bardziej interesuje mnie ubieranie dziewczyn do łóżka niż nagość sauté. Pitigrilli doskonale by mnie zrozumiał. Zawsze natomiast jeżeli to możliwe pływam nago. Lubię nago obcować z przyrodą: ganiać po jesiennym lesie, wspinać się na drzewa, tarzać po mchu i śniegu. Rozbierając się usuwamy pewną banalną ale silną barierę pomiędzy nami a światem, stajemy się delikatniejsi ale i wrażliwsi. Jako młody chłopak często fotografowałem nagich ludzi, w tym również siebie, nie były to jednak zdjęcia erotyczne – interesowało mnie przede wszystkim usunięcie kontekstu jaki narzuca ubranie, obcowanie z moimi bohaterami w postaci czystej. Paradoksalnie poprzez nagość stawali się bytami bardziej duchowymi. 

– Uważasz, że należy oswajać polskie społeczeństwo z nagością i zręcznie podaną erotyką?

Sądzę, że z poprzedniej wypowiedzi wynika dość jasno, że są to dla mnie osobne kwestie. Nagość posiada swoisty aspekt terapeutyczny – na golasa ciężko wygłaszać radykalne opinie, utrzymać patos czy nieść pochodnię nienawiści – takie ćwiczenie wydaje się nie od rzeczy w polskich realiach. Seksualność zaś jest, niezależnie czy się do tego przyznajemy czy nie, czymś fundamentalnym w naszym życiu. Myślę, że generalnie warto obcować z wyrafinowanymi formami erotyki, poszukiwać w niej zachwytu i dążyć do sublimacji seksualnego doświadczenia. Polskie społeczeństwo ma wiele do przepracowania w tej materii. Jestem urodzonym przemytnikiem ale nie sądzę żeby “zręczne podanie” załatwiało sprawę. Jesteśmy potwornie konserwatywni a nasz wstyd i zahamowania najchętniej kryjemy pod maską sarkazmu i ironii. Oswajać to powinniśmy własne demony, z erotyką zaś trzeba się skonfrontować co wymaga odwagi i szczerości nie wspominając o tym, że przydałaby się też odrobina lekkości i wdzięku a w tej materii też mamy poważny deficyt.

– Dzielisz życie pomiędzy Meksyk i Polskę. Co Cię przeciągnęło na drugą stronę oceanu?

Początkowo przypadek. Studiowałem na jednym roku z chłopakiem z Meksyku, zaprzyjaźniliśmy się i w 89 Gabriel zaprosił mnie do siebie. Dla dwudziestolatka, który praktycznie całe życie spędził w Polsce było to kosmiczne doświadczenie. Później przyszła świadoma decyzja związana tyleż z tęsknotą co potrzeba głębszej eksploracji. W 97 wróciłem tu na stypendium, zrobiłem mój ostatni film animowany i poznałem dziewczynę z którą spędziłem kolejnych 13 lat życia. W tej chwili najważniejszym elementem mojej relacji z Meksykiem jest mój syn Tolek.

– Jesteś w stanie zestawić dynamikę życia w tych krajach?

Jest skrajnie spolaryzowana. Każdy z tych światów stanowi dla mnie doskonałe remedium na ten drugi a przemieszczam się między nimi nader regularnie.

– Jak wpływają na Twoją sztukę?

Meksyk był dla mnie idealnym katalizatorem. Moim podstawowym punktem odniesienia pozostaje Polska.

– Czy odbiór Twoich prac różni się w zależności od współrzędnych geograficznych?

Maksymalnie. W tej chwili pracuję głównie w Polsce a do Meksyku jeżdżę zasadniczo po to, żeby spędzać czas z synkiem. Jeszcze kilka lat temu jednak prowadziłem tu bardzo aktywne życie zawodowe i wiele osób z Meksyku mówiło mi wtedy, że dopiero po wizycie w Polsce zrozumiało, że moja pozorna frywolność jest całkowicie świadomą postawą.  Przyjemność i kolor są bardzo silnie osadzone w meksykańskiej kulturze – nie ma po co wozić drewna do lasu, jednocześnie Meksyk przeżywa aktualnie nad wyraz krytyczny, wręcz tragiczny okres i potrzebuje zupełnie innego publicznego dyskursu, również w sztuce. Mimo wszystko myślę, że mój projekt “Eco Fever” eksplorujący m.in. wątek “klasizmu” kolorystycznego był trafiony w punkt. Jako projektant z kolei znalazłem się w Meksyku na o wiele żyźniejszym gruncie niż w mojej, posiadającej w tej dziedzinie tak wspaniałe tradycje, ojczyźnie.

– Utożsamiasz się z jakąś postacią literacką, filmową lub komiksową?

Nie. Natomiast na pewno jestem konglomeratem wielu. Życie jest bardziej wielowymiarowe niż jakakolwiek fikcja – można być jednocześnie Muminkiem i Włóczykijem co wcale nie przeszkadza temu, żeby od czasu do czasu wychodzili z nas i Buka i Mimbla i Mała Mi. Hatifnaci bliscy są mojemu sercu.

PINK NOT DEAD!

check also:

KING KONG PINK

MINIMAL FETISH wywiad

RÓŻOWE-OBCASY wywiad

KULTURA ROZKOSZY wywiad

RELAX & LUXUS statement + linki do wywiadów

PINK NAIAD

…wianek Hekate zasyczał jadowicie…





Pink Naiad

Dear PINK’s

Tym razem miast landrynkowych kości rzucę wam pod stół garść wianków:

„W Kamieńczoku zakwitały wszystkie kwiaty. Były to ogromnie śmieszne kwiaty, te wszystkie kaczeńce, gęsie pępki, żabie oczka, podbiałowe koszyczki i kluczyki; były tak bardzo śmieszne, jakby je wymyśliły najmłodsze aniołki, takie anielskie niemowlęta. Urzekały jednak tak bardzo, że gdy się na nie patrzyło, serce zaczynało bić mocno, coś zatykało dech, a Julka plotła z nich wianek i kładła na głowę. Potem przeglądała się w tamtym topielisku w najgłębszej jamie Kamieńczoka i odmieniona pytała się nas dziwnie:
— Jestem piękna?
Owszem, była piękna, podobna do wiosny o czarnych warkoczach przerzuconych na piersi i o czarnych oczach, lecz było to jednak strasznie głupie pytanie. Przytakiwaliśmy jej przeto, że jest piękna, lecz gdy jej nie było, przekonywaliśmy się wzajemnie, że zaczadziła ją wiosna i jeżeli to dłużej potrwa, nasza banda rozleci się i nic z niej nie będzie. Z tej bandy.”

Gustaw Morcinek Czarna Julka (1957)

„— Ach, to ty — powiedział.
— Tak mi smutno — rzekła Panna Migotka i spojrzała na niego prosząco spod grzywki. Na uszach miała wianek z fiołków i okropnie nudziła się od samego rana.
Muminek mruknął przyjaźnie.
— Pobawmy się — powiedziała Panna Migotka. — Pobawmy się, że ja jestem wyjątkowo piękna i że ty mnie porywasz!
— Nie wiem, czy jestem w odpowiednim nastroju — odparł Muminek.
Panna Migotka opuściła uszy. Wtedy Muminek szybko potarł pyszczkiem o jej pyszczek i powiedział:
— W to, że jesteś wyjątkowo piękna, nie potrzebujemy się bawić, bo jesteś piękna. Ale wolałbym cię porwać raczej jutro.
Dzień czerwcowy minął i zapadł zmierzch.
Ale upał wciąż nie ustawał.”

Tove Jansson Lato Muminków (1954)
Przełożyła Irena Szuch – Wyszomirska

„Ale chcąc jej zrobić przyjemność, nazrywał kwiatów i splótł wianek, który zamierzał włożyć jej na głowę. Kwiatki były bardzo ładne – róże, lilie, kwiat pomarańczy i wiele, wiele innych, a wszystkie zostawiały za sobą smugę woni, kiedy Epimeteusz niósł je w dłoniach. Wianek został spleciony z największą zręcznością, jakiej można było oczekiwać od małego chłopca. Palce dziewczynek (tak mi się zawsze wydawało) są zręczniejsze do plecenia wianków, ale w tamtych czasach chłopcy robili to o wiele lepiej niż dziś.”

Nathaniel Hawthorne Opowiesci z zaczarowanego lasu (1853)
Przełożyli Krystyna Tarnowska i Andrzej Konarek

„— Okażę się godna tego zaszczytu przez to, że go odrzucę. Och, przyjacielu, w jakim niebiańskim upojeniu znajduje się moja dusza! Więc ma pan dla mnie szacunek? Śmiałby pan poprowadzić mnie z podniesionym czołem na te pokoje, gdzie wiszą portrety pańskich przodków, do kaplicy, gdzie się znajduje grobowiec pańskiej matki? Zniosłabym bez obawy spojrzenie umarłych, którzy wiedzą wszystko, a wianek dziewiczy nie skłamałby na moim czole.
— Jak to? — zawołał baron. — Mówi pani, że mnie kocha, a nie chce mnie pani przyjąć ani za kochanka, ani za męża?
— Ofiarował mi pan swoje nazwisko, to wystarczy. Zwracam je panu, zatrzymawszy je przez chwilę w moim sercu. Przez chwilę byłam pańską żoną i nigdy nie będę należała do nikogo innego. Przez cały czas mojego pocałunku dawałam panu w myśli odpowiedź: „Zgadzam się”. Nie mam jednak prawa do tak wielkiego szczęścia na ziemi. Byłoby niewybaczalnym błędem z pańskiej strony obarczyć się biedną aktorką, której by zawsze wyrzucano życie teatralne, choć było pełne godności i czyste. Zimne i nieszczere miny, którymi by mnie przyjęły wielkie damy, sprawiłyby panu przykrość, a tych złośliwych istot nie mógłby pan wyzwać na pojedynek.”

Teofil Gautier Kapitan Fracasse (1863)
Przełożył Wojciech Natanson

„— Zupełnie podzielam zdanie łaskawej pani — pan Edwin z godnością pochyla ufryzowaną głowę — wobec tego myślę, iż z przodu nad czołem lekko tylko włosy ułożymy, natomiast z tyłu zrobimy loki, aby móc na nich upiąć welon i wianek ślubny!
— Wianek ślubny, mój Boże! — wzruszyła się Genowefcia i już była skłonna do zaszlochania, ale w tym momencie pan Edwin zażądał świeżych, płonących węgli, więc pobiegła do kuchni, aby spełnić jego życzenie.”

Maria Krüger Godzina pąsowej róży (1960)

PINK NOT DEAD!

check also:

PINK NYMPHAEUM

SALTY PINK

S is for Space, L is for lo-o-o-ove *





Salt Evaporation Pond, Newark, California, US. Photo Cris Benton

Dear PINK’s

They leaped into the canal water, and he let himself sink down and down to the bottom like a golden statue and lie there in green silence. All was water, quiet and deep, all was peace. He felt the steady, slow current drift him easily.
If I lie here long enough, he thought, the water will work and eat away my flesh until the bones show like coral. Just my skeleton left. And then the water can build on that skeleton – green things, deep-water things, red things, yellow things. Change. Change. Slow, deep, silent change.
* *

During such hot summer at the end of the world there’s nothing better than swimming in lakes and reading Bradbury. Seriously. I mean it.

PINK NOT DEAD!

check also:

PINK LAGOON

ON THE PINK WATERS

PINK LAKES

*
this candy specially for U Bartek ‘Abażur’ Żurowski

**
Ray Bradbury
Dark They Were, and Golden-Eyed
(1949)

PS: Bradbury on My Tumblr

THE PINK DAY

С праздником весны вас поздравляю!
Счастья, здоровья, веселья желаю!



International Women’s Day – Soviet Postcard

Dear GIRLS


since feeling is first
who pays any attention
to the syntax of things
will never wholly kiss you;

wholly to be a fool
while Spring is in the world

my blood approves,
and kisses are a better fate
than wisdom
lady i swear by all the flowers. Don’t cry
– the best gesture of my brain is less than
your eyelids’ flutter which says

we are for each other: then
laugh, leaning back in my arms
for life’s not a paragraph

and death i think is no parenthesis

E. E. Cummings
from the volume iS 5, 1926

PINK NOT DEAD!

maurycy



International Women’s Day – Soviet Postcard



International Women’s Day – Soviet Postcard

❤ Dzięki Dziewczyny! ❤

PS: przy okazji chciałbym też zaproponować kilka toastów za zdrowie Pizdy – ułożyliśmy je swego czasu z Michałem w chwili natchnienia/wzruszenia/rozpasania – są to słowa proste i szczere:


Za Pizdę!

Za Mokrą Pizdę!

Za Pizdę Zawsze i Wszędzie!

Za Kobietę i jej Pizdę!

Za Pizdę Wiecznie Mokrą!

Za Twoją Wspaniałą Pizdę!

Za Pizdę Mojej Dziewczyny!

Za Dzikość Pizdy!

Za Piękno Pizdy!

Niech Żyje Pizda!

Vivat Pizdusia!

PINK PUSSYCATS

Kociłapcie mordki zabawne / I wesołe oczka mają; /
Lubią stroić miny wdzięczne i powabne / Na Kociłapci księżyc czekając.



Three Graces, Two Beasts – Kiff & her mates

Dear PINK’s

Jellicle Cats are black and white,
Jellicle Cats are rather small;
Jellicle Cats are merry and bright,
And pleasant to hear when they caterwaul.
Jellicle Cats have cheerful faces,
Jellicle Cats have bright black eyes;
They like to practise their airs and graces
And wait for the Jellicle Moon to rise.

PINK NOT DEAD!

maurycy

check also:

PINK NONSENSE

PINK & BLACK

PINK PUSSY

PINK POEMS

PINK GHOST

Read or Die!





Library Ghost by Max Capacity

Dear PINK’s

Jeszcze jednen fragmencik z “Rękopisu” – Potocki skutecznie rozgania wszelkie smutki:

Orlandyna przysunęła krzesła przed zwierciadło, po czym odpięła krezę Tybalda i rzekła:
– Masz szyję prawie taką jak moja, ramiona też – lecz jakże odmienne piersi! Przed rokiem nie byłoby jeszcze tej różnicy, ale dziś moich wprost poznać nie mogę, takiej zmianie uległy. Zrzuć, proszę, twój pas i rozepnij kaftan. Cóż to za frędzle?…
Tybald nie panował już nad sobą, poniósł Orlandynę na sofę i uważał się za najszczęśliwszego z ludzi… Nagle doznał uczucia, jak gdyby kto szpony zapuszczał mu w szyję.
– Orlandyno! – zawołał – Orlandyno, co to ma znaczyć?
Nie było już Orlandyny; Tybald ujrzał w jej miejscu okropne, nie znane mu dotąd kształty.
– Jam nie Orlandyna – krzyknął potwór straszliwym głosem – jam Lucyfer!

PINK & DEAD!

maurycy

check also:

LE VOL MAGIQUE

ZOMBIE CATHARSIS

BIBLIOPHILIA

PULP FICTION

RADIGUET II

…miał dokładnie swoje lata. A jeśli ze wszystkich pór roku wiosna najbardziej jest twarzowa, jest to jednocześnie strój do noszenia najtrudniejszy.



Raymond Radiguet at the age of fifteen by Jean Cocteau

Dear PINK’s

Moja meksykańska biblioteka pozostaje jeżeli nie w diasporze to przynajmniej w dość nieciekawej sytuacji obozu dla uchodźców. Odbierałem dziś od mojej przyjaciółki Marii trochę książek – niewiele coś około 50 tytułów ale jednak swoiste crème de la crème: dwa śliczne wydania Fizjologii miłości Remy de Gourmonta, cały mój zbiór Pierre Louÿsa, Pochwałę piersi kobiecych – głównie półskórki, smakowite introligatorskie oprawy. Prosiłem, żeby je postawiła na półeczce bo bałem się, że wyniesione na stryszek mogą zawilgnąć w czasie pory deszczowej – nie wziąłem jednak pod uwagę, że ma tam mieć miejsce remont kapitalny i że jakieś nienawykłe do literatury pięknej, spracowane dłonie będą przenosić moje skarby z miejsca na miejsce. W rezultacie Arabeski E.A.P. z księgozbioru JWG mają na okładce wgniecenie jakby nimi rzucano o ścianę a dopiero co oprawiony w skórę Marco Polo (egzemplarz moich rodziców, który dostarczył nam wszystkim wiele radości a poległ na karaibskiej plaży) wygląda jakby z uporem godnym lepszej sprawy ktoś po nim smyrał pumeksem… Moja meksykańska rzeczywistość obfituje aktualnie w dużo poważniejsze problemy (rozwód to nie bajka) ale mimo to ten mały bibliofilski dramacik napsuł mi trochę krwi :} Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło: ponieważ przy okazji zaginął także Bal u hrabiego d’Orgel, którym po raz kolejny namiętnie zaczytywałem się w roku ubiegłym zacząłem bezsenną nocą ryć w sieci wokół Radigueta. W efekcie natrafiłem na kuriozalną pornograficzną pozycję Vers Libres* z przyjemnymi acz wysoce niemoralnymi ilustracjami przypisywanymi Rojanowi**. Przy okazji wypatrzyłem sporo innych smakołyków, poczynając od ilustrowanych wydań rozmaitych obscenicznych pozycji mojego ukochanego Louÿsa a kończąc na opatrzonym ślicznymi, choć w moim odczuciu nieadekwatnymi, ilustracjami wydaniu Chwili ulotnej Dominika Vivant De Nona. Przejrzałem też sporo fotek Radigueta i uświadomiłem sobie, że na wielu wygląda on na dość złośliwego gnoma. To symptomatyczne, że na większości poświęconych mu stron (włączając w to odsłony na tym blogu) powtarzają się te same “piękne” wizerunki (portrety naszkicowane przez Picassa i Cocteau, romantyczna fotografia zadumanego młodego człowieka) – proza Radigueta jest tak prosta, subtelna i przejmująca, a jego przedwczesna śmierć tak doskonale nadaje się do idealizacji, że po prostu nie sposób pogodzić się z faktem by miał być brzydki czy wręcz antypatyczny. Trafiłem też na kilka zabawnych fotek Radigueta i Georgesa Aurica z lata 1921 – chłopaki kąpią się nago***, fotografował ktoś bliski – prawdopodobnie Cocteau. Postanowiłem więc, że skoro i tak spać nie mogę podzielę się z państwem tymi smakołykami. Poniżej moje ulubione cytaty z Balu u hrabiego d’Orgel – nie wszystkie można uznać za “różowe” ale myślę, że i tak warto poświęcić im chwilę uwagi. Radiguet może i był bardziej nieznośny niż byśmy chcieli ale na pewno był geniuszem – naprawdę nie ma lepszych książek o miłości.

PINK NOT DEAD!

maurycy

Należy bowiem zrozumieć, że panna Grimoard de la Verberie stworzona by żyć w hamaku pod wyrozumiałym niebem, nie posiadała broni, jakiej nie brak kobietom Paryża i skądinąd, niezależnie od ich pochodzenia.

str. 8

Mahaut wzrastała w Verberie jak dzika liana. Jej uroda, jej umysł nie rozwinęły się w ciągu jednego dnia, lecz za to rozwijały się bardzo pewnie. Prawdziwą czułość znajdowała Mahaut u starej Murzynki Marii, którą w rodzinie Grimoardów wypożyczano sobie jak przedmiot; była to czułość służebna, to znaczy najbardziej zbliżona do miłości.

str. 10

Paweł był przeświadczony, że udało mu się stworzyć pewną postać; w rzeczywistości ograniczał się do tego, że nie zwalczał swoich przywar.

str. 13

Wydawała mu się piękna, wzgardliwa i nieobecna myślą. Rzeczywiście była nieobecna; prawie nic nie potrafiło oderwać jej myśli od hrabiego. Jej sposób mówienia miał w sobie coś szorstkiego. Ten głos o surowym wdzięku naiwnym wydawał się ochrypły, męski. Bardziej niż rysy głos daje świadectwo rasie.

str. 17

W czasie wojny miał możność zetknąć się z ludźmi z różnych klas. Dlatego wojna go bawiła.

str. 19

Po zawieszeniu broni modne były zabawy na przedmieściach. Każda moda, podyktowana koniecznością a nie dziwactwem, jest rozkoszna. Surowość policji zmuszała do tej ostateczności tych wszystkich, którzy nie umieją kłaść się wcześnie spać. Tańce za miastem odbywały się nocą. Kolację jadało się niemal na trawie.

str. 22

Gapie tworzący szpaler przylepiali nosy do szyb pojazdów, żeby lepiej widzieć właścicieli. Kobiety udawały, że te katusze są czymś rozkosznym. Guzdralstwo akcyźnika przedłużało je nadmiernie. Ta lustracja, ta pożądliwość przez szybę dawała co strachliwszym zaznać lekkiego zawrotu głowy jak w Grand Guignolu. ten motłoch to byłą rewolucja niegroźna. Parweniuszka czuje, gdy ma naszyjnik na szyi; trzeba było jednak dopiero tych spojrzeń, by elegantki poczuły perły, którym ten nowy ciężar dodawał wartości. oprócz nierozważnych były też i nieśmiałe; i te, jakby zziębnięte, podnosiły do góry sobolowe kołnierze.

str. 23

Pod gazową latarnią, w wieczorowej sukni i w diademie na głowie, księżna d’Austerlitz drygowała szoferem, śmiała się, fukała na zebranych.

(…)

Co do księżnej d’Austerlitz, to pod tą latarni, której światło korzystniejsze dla niej było niż blask żyrandoli, była wspaniałą. Kręciła się, otoczona ulicznikami, z taką swobodą, jakby zawsze żyła w ich towarzystwie.

str. 24

Czy to przodkowi swemu marszałkowi Redout, we wczesnej młodości subiektowi u rzeźnika, zawdzięczała Hortensja tę karnację zbyt bogatą, te kędzierzawe włosy, które nasuwają nam czasem myśl, że są może wynikiem obracania się pośród surowych mięs. Poczciwości kobieta, zyskiwała sobie sympatię pospólstwa, w oczach, którego byłą kobietą piękną. Poczciwości kobieta, a i poczciwości prawnuczka, gdyż nie tylko nie wypierała się swojego pochodzenia, ale oddawała marszałkowi cześć nawet w miłości. Lubiła krzepę Hal, a tymczasem zarzucano jej, że ma niezdrowe apetyty!

str. 25

Gérard, dawny krupier, był jednym z dwóch czy trzech ludzi, którzy w czasie wojny dostarczali rozrywek paryżanom. Jako jeden z pierwszych zorganizował potajemne dansingi. Tropiony przez policję i obawiając się jej bardziej dla dawnych swych sprawek niż dla obecnego łamania przepisów, zmieniał lokal co dwa tygodnie.
Kiedy zwędrował już cały Paryż, on to właśnie przeniósł dansingi z wynajętych pokojów do domków na przedmieściu. Najbardziej znany był domek w Neuilly. Przez wiele miesięcy eleganckie pary froterowały podłogę tego domu zbrodni, odpoczywając między jednym a drugim tańcem na żelaznych krzesełkach.
Gérard, upojony sukcesem, postanowił wówczas rozszerzyć swe przedsiębiorstwo. Wynajął za absurdalną cenę olbrzymi pałac w Robinson, zbudowany przy końcu ubiegłego wieku na polecenie obłąkanej, córki słynnego fabrykanta perfum Duca, tego samego, który korzystając z gry słów przyozdobił swe prospekty i etykietki koroną diuka.
Korona ta widniała również na bramie i na frontonie pałacu, w którym panna Duc do końca życia trwałą w oczekiwaniu na niewiernego cygana.
Parę kilometrów za rogatką Orleańską mężczyźni zaopatrzeni w latarki kieszonkowe wskazywali automobilistom drogę do pałacu.

str. 28

W Paryżu Mirza pokazywał się w świetle frywolnym. Przypisywano temu księciu zmysł zabawy. Powód tego był prosty: jeżeli gdzieś było smutno, Mirza zawracał z drogi. Łowca niestrudzony, nie upierał się nigdy; zajadłość z jaką tropił szczęście, rozkosz, dowodziła najlepiej, że ich nie posiadał.

str. 30

Pani Forbach poślubiła w roku 1860 posiadacza ziemskiego z Prus, von Forbacha, alkoholika, kolekcjonera przecinków. Kolekcja ta polegała na zaznaczaniu przecinków zawartych w wydaniu Dantego. Suma nigdy się nie zgadzała. Pan von Forbach niestrudzenie zaczynał od nowa. Jako jeden z pierwszych zbierał też znaczki, co w owych czasach uchodziło za szaleństwo.

str. 41

W salonie palił się ogień. Widok kominka obudził we Franciszku wspomnienia ze wsi. Płomienie topiły lód, który, czuł to, zaczynał go mrozić.
Przemówił. Przemówił prosto. Ta prostot zaszokowała z początku hrabiego d’Orgel, jakby wykluczała go z udziału w rozmowie. Nie pomyślał nigdy, by ktoś mógł powiedzieć: “Lubię ogień.” Za to twarz pani d’Orgel, przeciwnie ożyła. Siedziała na skórzanej ławeczce górującej na metalową osłoną kominka. Słowa Franciszka orzeźwiły ją jak bukiet polnych kwiatów. Rozwarła nozdrza, wciągnęła głęboko powietrze. Otworzyła zaciśnięte wargi. Oboje zaczęli mówić o wsi.

str. 50

Franciszek spojrzał na matkę nowym okiem. Nigdy dotąd nie zauważył, że jest młoda. Pani de Séryeuse miała trzydzieści siedem lat. Wyglądała na jeszcze mniej. Lecz tak samo jak jej młodość, i uroda nie rzucała się w oczy. Może dlatego, że nie była współczesna?

str. 68

Kobiece wydaje nam się dziś tylko to, co kruche. Mocne rysy pani de Séryeuse pozbawiały ją w oczach innych wdzięku. Jej uroda nie robiła wrażenia na mężczyznach. Jeden tylko ją ocenił; nie żył już. Pani de Séryeuse trwała dla niego, jakby mieli się znów kiedyś spotkać, nie tknięta żadnym pożądliwym spojrzeniem, jakich nie mogą uniknąć nawet kobiety najuczciwsze.

str. 68

Kochając już panią d’Orgel, Franciszek bał się uczynić cokolwiek, co mogłoby się jej nie spodobać. I dlatego właśnie nie myślał o Mahaut; gdyż żadna z jego myśli nie wydawała mu się jej jeszcze godna.

str. 70

Hrabia d’Orgel rodził się do nowego uczucia. Do tej pory unikał zawsze miłości jako rzeczy zbyt ekskluzywnej. By kochać, trzeba mieć czas, a jego pochłaniały błahostki. Lecz namiętność wślizgnęła się weń tak zręcznie, że ledwo to postrzegł.

str. 78

Robił on, co tylko mógł, by rozerwać swą siostrzenicę piętnastoletnią wdowę, którą europejskie wychowanie uwolniło od obyczajów wschodu.

str. 100

Jego pochodzenie ujawniało się w momentach, kiedy najmniej można się było tego spodziewać. Któregoś wieczora, gdy cała paczka jechała aleją Lasku Bulońskiego, Mirza podrywa się nagle, wyciąga rewolwer, każe zatrzymać auto i powstrzymując oddech staje za drzewem. Zobaczył dwie łanie.
Na darmo byłoby mu tłumaczyć, że na łanie z Lasku Bulońskiego się nie poluje.
Szczęściem broń, jaką posiadał, była zbyt udoskonalona, by mogła być skuteczna. Wrócił więc do samochodu, zły na swój rewolwer. Pragnął ofiarować te dwie łanie siostrzenicy i pani d’Orgel. Co najbardziej ubawiło Orgelów i Séryeuse’a, to dąsy małej Persjanki. Żałowała, że nie będzie mogła wrócić do Ritza z łupem upolowanym przez wuja.

str.101-102

Międzynarodówka istnieje od dawna, nie tam jednak, gdzie przypuszczamy. Czyż panowie mają wadzić się ze sobą dlatego, że pokłóciła się służba? Orgelowie austriaccy w ten sposób traktowali wojnę.

str. 121

Nie szedł tu za głosem pożądania: te malutkie zdrady nie dawały mu wiele. Gdyby słowo to nie było zbyt mocne, można by rzec, że Anna zdradzał żonę z obowiązku. Według niego wchodziło to w skład jego rzemiosła światowca. Jedyną przyjemnością, jaką z tego czerpał, było zadowolenie miłości własnej.

str. 122

Żaden uśmiech nie zetrze z twarzy śladów jakie zostawiło cierpienie.

str. 156

Cierpienia wysubtelniły Narumowa; poza tym był Rosjaninem: dwie racje pozwalające mu lepiej pojąć dziwaczne odruchy serca.

str. 167

wszystkie cytaty zgodne z:

Rajmund Radiguet
Bal u hrabiego d’Orgel
przełożyła Krystyna Doltaowska
PIW Warszawa 1958
wydanie pierwsze.

*

28 ręcznie kolorowanych ilustracji, 300 numerowanych egz. (1926)., drugie wydanie (1937) uzupełnione o trzy wiersze i cztery ilustracje dochodzi na aukcjach do 1600 €; przy okazji natrafiłem również na późniejszą (1939) również b. smakowitą edycję z ilustracjami przypisywanymi z kolei René Ransonowi za jedyne 200 € – to tylko tak gdyby ktoś chciał mi sprawić przyjemność 😛

**

Фёдор Степанович Рожанковский

***

Radiguet & Auric, Auvergne 1921 (01)

Radiguet & Auric, Auvergne 1921 (02)

Radiguet & Auric, Auvergne 1921 (03)

check also:

PINK IN THE FLESH

PINK SAVOIR VIVRE

Le Bal du comte d’Orgel (texte intégral)

PINK NONSENSE

O lovely Pussy! O Pussy, my love,
What a beautiful Pussy you are!



The Owl and the Pussy-Cat by Dan Lundberg

Dear PINK’s

Wprawdzie Dong rozświetlał swoim nosem aksamitne mroki moich lat szczenięcych ale w pamięci pozostał mi raczej niesforny negatyw Butenki niż fajność wierszyków Pana Leara. Mały acz nieuświadomiony come back w objęcia genialnego brodacza miałem w połowie lat 90-tych kiedy to malując i fotografując w piwnicy namiętnie słuchałemBright Red” Laurie Anderson. Kilka dni temu mama wsunęła mi do łapki śliczne wydanie
Księgi Nonsensu” (Ach! Mamo!, Mamo! – bez ciebie nie poznałbym ani Sabatiniego, ani De Nona, ani Alcoforado – jesteś Wspaniała! ❤) – lekkość i wdzięk learowskich strofek raz jeszcze rzuciły mnie na kolana. Postanowiłem podzielić się tą przyjemnością na pink forum tym razem jednak miast pilnie tropić różowe słówka (Sznurkiem przywiązał go do głowy / I pomalował na kolor różowy), uznałem za zasadne pozostać przy dwóch klasycznych wierszykach, które są, że tak powiem “pink by nature”: przeuroczym “The Owl and the Pussy-Cat” oraz paradoksalnie fetyszystycznym “The Pobble Who Has No Toes”. W tym ostatnim przypadku pozwalam sobie również przywołać czarujące polskie tłumaczenie Andrzeja Nowickiego. Mojemu pięcioletniemu synkowi z kolei wyjątkowo wpadł w ucho Akond ze Skwak – wcale mu się nie dziwię 🙂

PINK NOT DEAD!

maurycy

The Owl and the Pussy-Cat

The Owl and the Pussy-cat went to sea
In a beautiful pea-green boat,
They took some honey, and plenty of money,
Wrapped up in a five-pound note.
The Owl looked up to the stars above,
And sang to a small guitar,
“O lovely Pussy! O Pussy, my love,
What a beautiful Pussy you are,
You are,
You are!
What a beautiful Pussy you are!”

Pussy said to the Owl, “You elegant fowl!
How charmingly sweet you sing!
O let us be married! too long we have tarried:
But what shall we do for a ring?”
They sailed away, for a year and a day,
To the land where the Bong-Tree grows
And there in a wood a Piggy-wig stood
With a ring at the end of his nose,
His nose,
His nose,
With a ring at the end of his nose.

“Dear Pig, are you willing to sell for one shilling
Your ring?” Said the Piggy, “I will.”
So they took it away, and were married next day
By the Turkey who lives on the hill.
They dined on mince, and slices of quince,
Which they ate with a runcible spoon;

And hand in hand, on the edge of the sand,
They danced by the light of the moon,
The moon,
The moon,
They danced by the light of the moon.

The Pobble Who Has No Toes

The Pobble who has no toes
Had once as many as we;
When they said “Some day you may lose them all;”
He replied “Fish, fiddle-de-dee!”
And his Aunt Jobiska made him drink
Lavender water tinged with pink,
For she said “The World in general knows
There’s nothing so good for a Pobble’s toes!”

The Pobble who has no toes
Swam across the Bristol Channel;
But before he set out he wrapped his nose
In a piece of scarlet flannel.
For his Aunt Jobiska said “No harm
Can come to his toes if his nose is warm;
And it’s perfectly known that a Pobble’s toes
Are safe, — provided he minds his nose!”

The Pobble swam fast and well,
And when boats or ships came near him,
He tinkledy-blinkledy-winkled a bell,
So that all the world could hear him.
And all the Sailors and Admirals cried,
When they saw him nearing the further side –
“He has gone to fish for his Aunt Jobiska’s
Runcible Cat with crimson whiskers!”

But before he touched the shore,
The shore of the Bristol Channel,
A sea-green porpoise carried away
His wrapper of scarlet flannel.
And when he came to observe his feet,
Formerly garnished with toes so neat,
His face at once became forlorn,
On perceiving that all his toes were gone!

And nobody ever knew,
From that dark day to the present,
Whoso had taken the Pobble’s toes,
In a manner so far from pleasant.
Whether the shrimps, or crawfish grey,
Or crafty Mermaids stole them away –
Nobody knew: and nobody knows
How the Pobble was robbed of his twice five toes!

The Pobble who has no toes
Was placed in a friendly Bark,
And they rowed him back, and carried him up
To his Aunt Jobiska’s Park.
And she made him a feast at his earnest wish
Of eggs and buttercups fried with fish, –
And she said “It’s a fact the whole world knows,
That Pobbles are happier without their toes!”

Paluszki Okruszka

Okruszek, co nie ma paluszków u nóg,

Miał kiedyś tak wiele, jak my;

I nigdy nie wierzył, by stracić je mógł,

Jak ja bym nie wierzył lub ty.

Lecz Ciocia, co dbała o nóżki Okruszka,
Przed snem mu dawała dwie łyżki do łóżka

Wody miodowej, by wypił raz dwa –

Najlepsze lekarstwo, jakie Swiat zna!

Okruszek, co nie ma paluszków u nog,

Przez morze chciał płynąć na skos;

Lecz przedtem dokładnie, najlepiej, jak mógł,

Owinał szaliczkiem swój nos.

Bo Ciocia mówiła nie raz i nie dwa,
Ze Świat caly prawdę tę jedną zna:

Okruszka paluszków bezpieczny jest los,

O ile, o ile jest ciepło mu w nos!

I płynął Okruszek przez morze, przez toń

Tak coś ze dwanaście lat;

I dzwonił dzwoneczkiem diń-doń i diń-doń

By słyszec go mógł cały świat
.
I wszyscy Żeglarze i Admirałowie

Krzyczeli:”Ach patrzcie, ach, patrzcie ,Panowie!

Tam płynie Okruszek dwunasty juz rok,

By złowić dla Cioci najpiękniejszą z fok!”

Lecz zanim zakończył wspaniały swój łów

I zanim zobaczył znów brzeg,

Straszliwy zielony Wieloryb czy Żółw

Skradł szalik, co noska mu strzegł.

A kiedy popatrzył Okruszek na nóżki,

Co zawsze je śliczne zdobiły paluszki,

Posmutniał – a bylo mu zmartwić się czym,

Bo wszystkie paluszki zniknęły jak sen!

I nigdy już z nas nie dowiedział się nikt,

Choć gnębi od wieków to Świat:

Czy każdy z osobna paluszek mu nikł
I kto to właściwie je skradł?

I jak to tam było, choć chcemy – nie wiemy,

Czy moźe to Ryby, czy moźe Syreny?

I głowi się każdy, kto głowić ma chęć,

Jak znikło paluszków dwa razy po pięć?

Okruszka, co nie ma paluszkow u nóg,

Rybacy złowili na gwałt!

I wnet go zanieśli (choc sam chodzić mógł)

Do Cioci, by wyschnął i zjadł.

A Ciocia mu dała najlepsze przysmaczki:

Wątrobki, ozorki, półgęski, półkaczki,

I tylko mówiła: “Każdy wie, że przecież
Bez paluszków Okruszkom jest lepiej na świecie”.

tłumaczył Andrzej Nowicki

check also:

Edward Lear’s Nonsense Poetry and Art

ALICE IN PINK

PINK MUMINKI

PINK POEMS


‎عبد ل غفور

…and his Aunt Jobiska made him drink
Lavender water tinged with pink
🙂

PINK WORDS

Entre tant de beautés que partout on peut voir,
Je contemple bien, amis, que le désir balance;
Mais on voit scintiller en Lola de Valence
Le charme inattendu d’un bijou rose et noir.

Dear PINK’s

Tym razem mała próbka “różowego” językoznawstwa. Od kilku lat jestem szczęśliwym posiadaczem amerykańskiego słownika terminów seksualnych pt. “Libido“. Monolit ten zestawił J. E. Shmidt, Ph, B. S., M.D., Litt. D., President of The American Society of Grammatolators, Chairman of National Association on Stadard Medical Vocabulary [Uff!], adnotacja na obwolucie informuje nas, że jest on Avialable only on direct order from the publisher. All orders from undergraduate students must be endorsed by a member of the faculty. [Oh!] lecz co kuriozalne termin Pink w żadnym związku frazeologicznym w nim nie występuje. Pod literą P zdecydowanie dominującą pozycje zajmuje Phallus – 188 haseł, Penis pozostaje nieco w tyle (48) pojawia się oczywiście Pimp lecz zaraz po nim straszy Pinch hit*… – cóż wygląda na to, że w roku pańskim 1960 grypsy takie jak: 2 in the pink and 1 in the stink, Hot pink russian earmuffs czy Pink sock siedziały jeszcze w otchłaniach szafy. (Co wydaje mi się nieco podejrzane zważywszy, że Mr. Shmidt [Ph, B. S., M.D., Litt. D. etc.] swą publikację dedykuje tajemniczemu Olivierowi – ale niech będzie – “Jestem człowiek zgodny i nie lubię się kłócić” – rzekł Izrael Hands i celnym strzałem w ucho położył O’Briena na miejscu.) Slight dissapointment but anyway książeczka to nad wyraz smakowita – znajdziemy w niej pozycje takie jak: Palliase (1), Pansyland (2), Pareunophilia (3), Pareunophrenia (4), Peacherino (5), Pearls (6), Phallioloquence (7), Pigeonhole (8), Pullet (9), Putz (10), które powinny nam zrekompensować to karygodne manko. Moja żądza słowa została jednak ostatnio nagrodzona – wypatrzyłem u znajomego (nomen omen w pokoju dziecinnym (!?) paralelną współczesną (2010) francuską publikację. Jej autorka – Agnès Pierron nie obwarowuje się tak bujną tytulaturą ale niewątpliwie wykonała kawał solidnej “różowej” roboty. “Dictionnaire des mots du Sexe” ma ponad 900 stron, a róż zajmuje w nim poczesne miejsce. Strukturę ma ta cegiełka dość pekuliarną ale reaserch i egzemplifikacja są na piątkę z plusem – wszystkich gorących frankofilów zachęcam do lektury. Poniżej (dla zachęty) różowe fragmenty 😛

PINK NOT DEAD!

maurycy

Agnès Pierron
“Dictionnaire des mots du Sexe”
(sélection des mots rose)

COULEURS

ROSE

Les parties roses : le sexe de la femme.

Variante baudelarienne : le bijou rose et noir

La Langue rose : la manière de s’exprimer des amoureux.
À côté de la langue noire des savants, de la langue blanche des bourgeois (on dirait, aujourd’hui, la langue de bois), de la langue verte du peuple.

Le placard rose : les mœurs des clients à passions.
Les employés de la Mondaine appelaient ainsi, avant la Fermeture (des maisons closes) en 1946, les rapports des hommes à passions ; pour s’en amuser.
Certains demandaient à se faire enfoncer des épingles dans le corps ; d’autres se déguisaient en bébés ‘ d’autres encore avaient le complexe ancillaire et exigeaient de la fille de porter le petit tablier blanc. Il y avait, aussi, les stercoraires, les amateurs d’excréments.

Les ballets roses : les partouzes en compagnie de jeunes filles.

Le téléphone rose : le retape par téléphone interposé.

Le site rose : les contacts par internet interposé.

Le triangle rose : le quartier du Marais, à Paris.
C’est le quartier de prédilection des homosexuelles.
Le triangle est, a priori, lié au sexe : il désigne le pubis.
Le triangle de Bermudes est un espace d’ atterrissage des avions jugé dangereux : la femme et son delta font peur.

p. 273-274

FLORE

ROSE

Dire des roses : dire des choses aimables, faire la cour (XVIIIe siècle).

Variante: conter fleurette.

La rose est valorisée. En témoigne cet adage rimé et patoisant, cite par Marcel Proust dans Du côté chez Swann :

“Qui du cul d’un chien s’amourose,
Il lui partaît une rose.”

Jouer avec les roses de Vénus : caresser une femme en manière de préliminaires.

“(…) il tient furieusement au plaisir (…). Charmant à une toilette, intègre sur les fleurs de lys, sa main joue avec les roses de Vénus (…).” (Godard d’Ancour, Thérmidore, 1745).

Équivalent contemporain : avoir la main baladeuse.

La rose : le sexe de la femme.
Chanson :

“Non Lucas, tu n’auras pas ma rose,
Non Lucas, u n’auras rien…
Monsieur le curé a défendu la chose (…).”
“En quatre mois, la marchandise [Juliette] est successivement vendue à près de cent personnes ; les uns se contentent de la rose, d’autres plus délicats ou plus dépravés (car la question n’est pas résolue) veulent épanouir le bouton qui fleurit à côté.” (Sade, Justine, ou les malheurs de la vertu, 1791)
“Le désir la picote
Sous sa cotte,
Et souvent elle doit
Metter un doigt
Qui longtemps se repose
Sur la rose.” (Théophile Gautier, L’Épouser de famille, XIXe siècle, in Anthologie de la poésie érotique)

Variantes longues : la rose mystique, la rose des prés

Cette dernière locution fait d’autant mieux image qu’elle associe deux composantes visibles du sexe féminin : la fente et le mont de Vénus, le souris vertical et le barbu.

Donner sa rose : donner sa virginité
La rose ente dans la composition d’une décoction destinée à faire recouvrir aux filles qui ont vu le loup, l’apparence de la virginité : astringent de vinaigre, de gland, de prunelle sauvage, de myrrhe, de roses de Provins et de bourgeons de cyprès.

Un roman à l’eau de rose : une littérature sentimentale, douceâtre, pour les jeunes filles, l’eau de rose étant associée à la virginité.

Équivalent : un roman de gare.

Cueillir la rose : prendre la virginité d’une jeune fille.

“On me dira, qu’un Baron ayant trouvé aux champs une Bergère qu’il aimait donna son cheval à garder à son laquais , et la mena en un lieu écarté où il voulut cueillir la rose : (…), elle ne lui tira les bottes qu’à demi s’enfuit, le laissant là si empêtré, qu’au premier pas qu’il voulut faire pour la poursuivre, il se laissa tomber entre des épines qui lui déchirèrent tout le visage.” (Charles Sorel, Histoire comique de Francion, 1623)

Le bouton de rose : le clitoris
En guise de superstition pour conjurer le sort, Guy de Maupassant écrit à Gustave Flaubert, dans une lettre datée du 18 février 1879, avant la représentation privée de sa pièce À la feuille de rose, maison turque : “Je touche le bouton de Sœur Clitoris” un équivalent de “Je croise les doigts”.
Un jeu de mots lié au fait qu’il y a bouton et bouton “

” Au lieu d’y [au bordel] rencontrer des roses,
On n’y trouve que des boutons. ” (L’intrigue au bordel, vaudeville ebn un acte, in Théâtre érotique français du XIXe siècle)

Cueillir un bouton de rose sur le nombril : coïter
Le bouton de rose, en l’occurrence, pouvant renvoyer au clitoris. Ou bien : pendant le coït, le gland parviendrait jusqu’à la hauteur du nombril, l’imagine suggérant un pénis de bonne taille. Cette taille, une obsession masculine, se retrouvant dans cette expression cocasse : avoir une envie de pisser qui prend à la gorge.

La rose : le cul
Con ou cul, l’image active est celle de l’épanouissement et de la beauté. Selon les goûts de chacun.
Un nouvel exemple de la capacité de transgression – et de permisivité – du langage : les deux orifices les plus clivés en matière érotique, portent le même nom.

“[À Domo d’Ossola, en Italie] : (…) les lieux (…) étaient peints à fresque et représentaient des bosquets de roses qui s’épanouissaient comme des trous de cul de blonde avec une touche de pourpre au milieu. Il est fort agréable de s’accroupir ayant l’œil sur ces anus fleuris, ou sur ces fleurs anales, dépilant leurs pétales comme les fronçures d’un sphincter prêt à boire une pine ou à vomir un étron.”
Théophile Gautier, Lettres à la Présidente, 1855)
“Dans quel vertige ne tombe pas l’esprit qui se complaît au spectacle de sa proche chute, ô Néant, boche de l’anus, rose des acarus, fleur écarlate des boyaux et des intestins, grouillantes hémorroïdes, boucles, nœuds, serpentins, vermicelles, sanglant macaroni, sauce tomate, vomissure par en bas, serpent qui se mord la queue, s’avale, s’aspire, se vide, se remplit le ventre de vent, s’enfle, souffle, cornemuse, cacade refouée, zéro, zéro!” (Blaise Cendrars, Bourlinguer, 1948)

Faire feuille de rose : pratiquer le cunnilinctus, la caresse bucco-anale.

Au debut de XXe siècle, une fille du maison close refusant de faire cette caresse à un client, s’exprimait ainsi : “Chez moi, les feuilles ne poussent pas.”

“Tout ce que l’art peut inverter fut mis en usage : nous avions la nature à nos ordres. Le moindre obstacle ne fut mis à nos empressements ; on écarta tout ; nous donnâmes l’exclusion à une feuille de rose. ” (Godard d’Ancour, Thérmidore, 1745).
Ah, faites-moi feuille de rose,
Prenez en pité mon aveu :
C’est une langue que je veux,
C’est mon cul que je vous propose. ” (Guillaume Apillinaire, Poésies libres, début du XXe siècle)
“Ne faites plus honte à une jeune fille qui vient d’exécuter sur le trou de votre cul ses plus savantes feuilles de rose. Elle l’a fait certainement dans une bonne intention.” Pierre Louÿs, Manuel de civilité pour les petites filles à l’usage des maisons d’éducation, 1919)

Mais les feuilles de rose plus célèbres sont la yole de Guy de Maupassant, sur laquelle il aimait canoter dans les environs de La Grenouillère, ainsi que sa pièce de théâtre À la feuille de rose, maison turque, créée le 15 mai 1877 dans l’atelier du peintre Becker, au 26 de la rue de Fleurus, à Paris.
Reprise le 31 mai de la même année dans l’atelier du peintre Maurice Leloir, la pièce fut représentée devant huit femmes élégantes, qui y assistaient masquées, tandis que Gustave Flaubert disait à l’oreille d’Émile Zola : “Nom de Dieu… que c’est rafraîchissant ! ” L’auteur du Jardin des supplices, Octave Mirabeau, tenait le rôle de Beauflanquet.

Variante : faire pétale de rose.

La rose de vents : le trou du cul.
L’image joue sur les plissures rayonnantes de cet orifice, sur les vents susceptibles de lui échapper et, en même temps, sur la reine des fleurs, la rose.

Variante : la rosette.

Se faire déplisser la rosette : se laisser sodomiser.

“Ainsi vous n’aviez pas attendu vos vingt ans ni même vos seize pour vous faire déplisser la rosette ! Quatorze ans, c’est la belle âge por s’y mettre : la tête y invite, le pudeur y consent, la nature s’y prête et chacun y trouve son compte. ” Jacques Cellard, Mi-sainte, mi-touche, 1994)

Être de la rosette : être pédéraste.
Il s’agit, ici, d’une autre rosette, celle de la Légion d’honneur (voir ROSETTE dans la section “Objects”).

Variante longue : Être chevalier de la rosette.

Le rhoudoudou : la vulve
Du grec “rhodos”, la rose
Le rhoudoudou, c’est la ” petite rose ” (voir ROUDOUDOU dans la section ” Nourritures, boissons et friandises “). En passant de la vulve à la friandise, le mot perdu son ” h “.

p. 315 – 318

OBJECTS

ROSETTE

Prendre de la rosette : être homosexuel actif.
Allusion à la rosette de la Légion d’honneur.

p. 629

NOURRITURES, BOISSONS ET FRIANDISES

ROUDOUDOU

Aller au roudoudou(x) : coïter (début du XXe siècle).
Le roudoudou, du sucre coloré dans un vrai coquillage, évoque le sexe féminin. Cette friandise était très appréciée des filles dans les maisons de tolérance.

Lécher le roudoudou : pratiquer le cunnilinctus.
Aujourd’hui, le roudoudou a perdu son ” x “, ce qui est révélateur, puisqu’il est réservé aux enfants et plus aux filles de joie… Il n’appartient plus au registre du ” x “. il a perdu aussi son ” h “, le mot venant du grec ” rhodos ” : la rose, la vulve.

p. 562-563

Agnès Pierron
Dictionnaire des mots du Sexe
Balland Éditeur, 2010 Paris
ISBN : 978-2-35315-079-3



Agnès Pierron via Le blog officiel de Femmes pour toujours

* … The cuckold, phallate the wife of another when the other is unable or away.

(1) … A whore as an inferior phallating target, in allusion to paillasse, a cheap, straw filled mattress.
(2) … The world, real and imaginary, of male homosexuals.
(3) … Fondness of sexual intercourse.
(4) … A state of mind dominated by thoughts of or a carving for sexual intercourse.
(5) … A young attractive girl even better tan a Peach (… An attractive young girl who, if squeezed, squeezes most delectably.)
(6) … Bits of dried mucus or seminal fluid found in and around the vulva.
(7) … Phallic sweet talk, i.e. a phallic cavorting in the female hopper or pudendal hiatus.
(8) … The space between the labia of the female pudendum.
(9) … A young girl, pudendally speaking.
(10) … The male rhizome which has a natural pudendotropism for the female lower hawsehole

check also:

Tomek Kozak: RÓŻOWA MASKA NOWOCZESNOŚCI