PINK PORCELAIN

I have this porcelain fetish. I’ve had it since I was a kid, because there were so many kids in my family, the only place I had any solace was in the bathroom.



Shary Boyle Little Brown Bat

Dear PINK’s

Great pink piece. I covet that one. It would fit perfectly in “Ladies with Dog & Monkey” show – it’s a shame I came across of it too late. Big thanks to Ania Goszczyńska for introducing me to this universe of bizarre sweetness 🙂

PINK NOT DEAD!

maurycy



Shary Boyle Little Brown Bat

check also:

PINK METAL

PINK LENDEMAIN

SANCTUARIO

PINK PEARL

PINK GLITCH

Glitch porn – literally not figuratively.



Porn Glitch #593

Dear PINK’s

Glitch porn – a blog exploring porn in similar way as Love Camp (I wonder if there is some direct connection) but roughest, more abstract & extremely expressive. Although I remain hardcore fan of Love Camp I appreciate Glitch porn experiments very much. The site is pretty diversified – U can easily notice different levels of exploration – I am particularly fond of very simple, mega pixelated face close up’s but some of the more dense sex images, although less exciting for me, I find them fascinating too – especially because of the association with painting. Powerful Shit. Porn Gif’s at its best. Chapeau Bas Mr. Glitch.

PINK NOT DEAD!

maurycy



Porn Glitch #636



Porn Glitch #270



Porn Glitch #200

check also:

MAX CAPACITY

LOVE CAMP



Porn Glitch #566

BUNNY BOY

When someone is completely enclosed in pink fuzzy fur, they have no race, age or gender.



Bunny Boy, Nick Cave, 2009 [photo by James Prinz]

Dear PINK’s

I saw this creature first at Air France magazine (featured as le géant échevelé) during my last flight to Mexico. It appeared there because of Lille 3000 festival*. It was one of those brief notes that tell U nothin’ but point Ur attention at somethin’ which finally isn’t that bad. It looked sort of ghoulish and I liked it at the first sight but I was quite surprised to read that Nick Cave is the author. Nick Cave** doin’ fluffy costumes? WTF but well I remember “Paris Match” article with photographs of Sylvester Stallone paintings so finally why not. Once at the ground, my jet lag more or less controlled I found out that this is completely different Nick Cave. I have no time to investigate deeper but the guy seems pretty clear with his goals and his soundsuits surely are amazing, specially in movement – it make me think of some of the creations of my favorite Spanish designer and friend Carlos Diez Diez (Collection 2008/09 – based on similar bird alike floating feather experience) but taken to a different level.

PINK NOT DEAD!

maurycy

* and Lille will always mean Milady Winter ❤ for me.

** Oh! My Birthday Party EP, lost along with first Suicide and PIL bootleg in Wilanów’s Dark Waters… Snif…

check also:

Giant Pink Rabbit by Gelitin

RELAX & LUXUS

Powiadają, że białe piersi słynnej kokoty ubiegłego stulecia posłużyły jako model dla dwóch kopuł tworzących dach hotelu Carlton w Cannes.



Relax & Luxus, MG, Sopot 2012

Dear PINK’s

Relax & Luxus – my installation in Sopot’s Marina (part of Kurort exhibition)

Buoys. Fiberglass, resin, steel, polyurethane paint. Ø 180 cm each.

Artloop festival, Sopot, Poland, September 6th-9th, 2012

project curator: Cezary Pieczyński
festival curator: Lena Dula
buoys elaborated by Grzegorz Olech & Ewa Lepczyk
buoys painted by Kuba Psuja
festival producer: Paulina Neugebauer
technical team: Error

Special thanks to: my Mom, Ewa, Klaudyna, Lena, Paulina, Cezary, Daniel, Esiek, Grzesiek, Kuba, Kudłaty, Kolor, Seba & whole Error team fot their enthusiasm & support.

Relax & Luxus

Sopot. Polskie Acapulco. Kurort nad szarym morzem. Nie ma tu palm, koloru też niewiele. Trochę słońca, dużo wiatru. Miasto wdzięczne w swej pomorskiej melancholii – lubię je od zaplecza – podobają mi się dwupiętrowe przeszklone werandy, drewniane ornamenty na nich, pajęcze siatki firanek za szybami. Promenada trochę bez charakteru, panuje tu estetyczna urawniłowka, standardyzacja fantazji – na stoisku z pamiątkami łatwiej kupić konika morskiego niż znaczek z flądrą. Za wszelką cenę staramy się sobie wmówić, że jesteśmy na Kanarach, turyści i sprzedawcy uporczywie próbują wywołać ducha Karaibów – trochę to beznadziejne a jednak uzasadnione – polskie lato krótkie jest i kapryśne co tylko potęguje potrzebę tropikalnych rozkoszy. Jest jednak pewien wspólny mianownik dla tych wszystkich miejsc: dla Jałty, Złotych Piasków, Sopotu, Krynicy Morskiej, Cancun i Cannes: nadzieja na letnią przygodę. Wczasy to oczywiście wypoczynek ale jeżeli jesteśmy młodzi, nieważne ciałem czy duchem, liczy się przede wszystkim zabawa, romans i seks. Dwa miesiące wakacji, dwa tygodnie urlopu – coś musi się zdarzyć.

Sopot może pochwalić się naprawdę imponującym molo. To prawdziwe targowisko próżności, wybieg na którym wszystkie panie i panienki jeżeli tylko wierzą w siebie choć trochę mają szansę na swoje pięć minut czerwonego dywanu. Dziewczyny eksponujące swe wdzięki w chmurny dzień, wydekoltowane, paradujące w kusych spódniczkach ani mnie nie śmieszą ani nie żenują raczej budzą moją sympatię swą determinacją. Blade ciała, gęsia skórka na ramionach i łydkach, pastelowa szminka, tipsy – taka właśnie jest wenus polska – chapeu bas mademoiselles. Jeżeli jednak sezon okaże się łaskawy: “pogoda mur”, niebo niebieskie, słońce palące zaraz plaża nam się zarumieni – rozpoczyna się realny teatr letni: opalone ciała, jaskrawe kolory, bikini, mini – faceci pożerają oczami smukłe nogi, rozkołysane zadki i cycki.

Cycki – o tym jest ten projekt – bezlitośnie eksploatowane przez szowinistyczny marketing, magnetyzujące swą krągłością. Bouncing Boobs – hiptnotyczne drgania. Mamma, Mamita, Mamacita – fundamentalna męska fascynacja – możemy opowiadać i wierzyć, że najpiękniejsze są te drobne, że naprawdę liczy się tylko charakter i piękne sutki każdy jednak chciałby zanurkować w kanion majestatycznego dekoltu, skłonić nań strudzone czoło. Paradise in the flesh – Tom Wesselmann wiedział co robi. Podobno w zeszłym roku aresztowali jakąś opalającą się topless dziewczynę na Helu. Śmieszy mnie pruderia. Cycki są fajne – to konkretny kapitał – nie ma to tamto.

Właśnie: kapitał – sopocka marina – jachty – nie cumuje tu wprawdzie “Disco Volante” ale i tak te łodzie: polskie, szwedzkie i niemieckie to konkretny synonim luksusu, zapach zachodu. Kiedyś zastanawialiśmy się z przyjacielem co byłoby adekwatnym ekwiwalentem miliona dolarów (niewyobrażalnej fortuny w oczach człowieka PRL-u) wymyśliliśmy wtedy miliard złotych motorówek. Skandynawia z czego słynie wiadomo: wolna miłość, Color Climax. Jacht też ma konkretny wymiar erotyczny. Luksus – tenis, sportowe bryki, rejsy daleko i blisko-morskie – słońce, łopot żagli, bezmiar turkusu, naoliwione ciała. Cycki to też luksus. Komis, Pewex, Baltona – fantasmagorie szczęścia uosobionego przez irracjonalny a cudowny dostatek. Raz jeszcze zajmuję się ewaluacja banału, konfirmacją potencjałów. Marzą mi się wielkie różowe melony, kołyszące się na łagodnej fali sopockiej mariny – zobaczymy jak się spiszą tym w kontekście – stawiam na nie. Słoń a sprawa polska – dziękuję, cycki jako leitmoif w sztuce jak najbardziej – podpisuję się oboma rękami.

Maurycy Gomulicki, Sopot, 30 maja 2012

PINK NOT DEAD!

maurycy

RELAX & LUXUS – full photoset at my Flickr

natemat.pl [wywiad]

trójmiasto.pl [wywiad nieautoryzowany]

check also:

PINK PRIDE PL

PINK POSER

FUTURE BOOBS

Boobs!, Boobs!, Boobs!

Pink Trophy

Pink Bonus

PINK GATE

Кто сказал, что дважды два четыре?





Кра́сные воро́та – simulation 01 MG 2010

Dear PINK’s

Pink gradient over entrance to Krasnye Vorota (Кра́сные воро́та) metro station – simulation – my unrealized project for Moscow. 2010

PINK NOT DEAD!

maurycy



Кра́сные воро́та – simulation 02 MG 2010

check also:

PINK BRIDGE

RED WEDGE

CANDY BAR

Алла Пугачева – Арлекино

ROSE VIOLÉ

…non seulement elle en était idolâtrée, mais aussi faible que sensible, elle avait malheureusement laissé déjà cueillir à son délicieux amant cette fleur qui, bien différente des roses quoiqu’on les lui compare quelquefois, n’a pas comme elles la faculté de renaître à chaque printemps.



Hans Bellmer frontispiece for Sade’s “Justine” via Pazzo Books

Dear PINK’s

Today Raped Pink of Hans Bellmer.

Rose au cœur violet

Se vouer à toi ô cruel

A toi, couleuvre rose

O, vouloir être cause

Couvre-toi, la rue ose

Ouvre-toi, ô la sucrée

Va où surréel côtoie

O, l’oiseau crève-tour

Vil os écœura route

Cœur violé osa tuer

Sœur à voile courte — écolier vous a outré

Curé, où Eros t’a violé — où l’écu osera te voir

Où verte coloriée sua — cou ouvert sera loi

O rire sous le couteau

Roses au cœur violet

Nora Mitrani / Hans Bellmer, 1950

PINK NOT DEAD!

maurycy



Hans Bellmer Oeuvre Grave by Andre Pieyre De Mandiargues



Hans Bellmer La Cephalapode Double, 1965 (my friend Michał bears this one on his ribs)

check also:

Hans Bellmer La Bouche 1936

PINK NYMPHAEUM

NIEDZIELNY RÓŻ (ROSE MACABRE)

– jest w tym przyjemność okropna i szkoda, żem dopiero na to przyszła. Uczucie to szalenie błogie, tak błogie, że z nadmiaru szczęścia zdaje się, jakoby człek miał umrzeć.



Leopold Sacher-Masoch “Lola”



Clovis Trouille, Les Palais des merveilles (full color), 1907

Dear PINK’s

Od X czasu powtarzam sobie, że Clovis Trouille musi znaleźć się na różowym blogu – donc, Voilà! Tekst napisałem dla Machiny 14 lat temu – to było wtedy naprawdę fajne forum. Myślę, że cały czas dogadałbym się z tamtym mną 🙂

PINK NOT DEAD!

maurycy

Gabinet figur marcepanowych Clovisa Trouille’a

Clovis Trouille – arcykapłan Wielkiego Fetyszu, najniepokorniejszy spośród malarzy niedzielnych, nawet w swej ojczystej Francji pozostaje wciąż malarzem zapoznanym. W czasach wielkiej penetracji popkultury, wchłaniającej łapczywie z minionych dekad wszystko, co efektowne i przerysowane, zdaje się to paradoksem. Wielkie polowanie na kolor, formę, na różnokształtną zmysłowość dawno rozpoczęte, różowa bandera kiczu triumfalnie powiewa nad współczesnym światem, de Sade trafił pod strzechy, a lukrowane pornogramy metafizyczne małego Francuza ciągle skrzą w cieniu. W każdym większym opracowaniu dotyczącym surrealizmu można natrafić na wzmiankę o nim, jedną lub dwie reprodukcje, lecz nic więcej. Nie był ważny, ale był jedyny.

Trouille urodził się w roku budowy wieży Eiflla 1889, u schyłku wieku, w kołysce więc już oddychał powietrzem przesyconym oparami dekadencji. Jego edukacja artystyczna, obok l’Ecole des Beaux-Arts, to typowe lektury pokolenia surrealistów (Freud, Rimbaud, Sade) z którymi związany był zresztą w dosyć luźny sposób. Poznał bretona, uczestniczył w kilku wystawach surrealistów. Dość szybko jednak się od nich odciął, cierpiał jak wielu artystów na chroniczną megalomanię, zagłębiał się coraz bardziej w świat swoich erotycznych fantazji. Na pierwszą indywidualną wystawę musiał czekać aż do 1963 roku – galeria w obawie przed skandalem byłą otwarta jedynie dla zaproszonych gości. Namalował niewiele ponad sto obrazów, zmarł w Neuilly sur Marne w 1975 roku. W jego dość monotonnej biografii na uwagę zasługują dwa fakty: brał czynny udział w pierwszej wojnie światowej na frontach Szampanii i Pikardii, a od 1925 roku pracował nieprzerwanie (aż do emerytury) jako makijażysta w paryskiej fabryce manekinów. Fakty te można uznać za kluczowe dla interpretacji jego twórczości. Blisko 10 lat spędzonych w wojsku zaszczepiło w nim szczerą nienawiść do wszelkich struktur i form kontroli (również dla kleru). Epizodyczna praca projektanta w paryskich żurnalach mody (1912 r.) i lata spędzone pośród manekinów pozwalają lepiej zrozumieć pochodzenie kreowanego przezeń ideału kobiety-idola. Te dwa przeplatające się motywy, degradacja człowieka do roli lalki i fascynacja kostiumem, będą przewodnim motywem jego malarstwa.

Życie Trouille’a to wielka ucieczka od realnego świata – melanż mieszczańskości i metafizyki, wielka tęsknota za erotyczną przygodą zapisywana cienkim pędzelkiem na malutkich blejtramach. Jego pierwszy zdeklarowany w charakterze obraz to namalowany w wieku lat 18 Palais des merveilles (Pałac cudów) łączący motywy secesyjne z estetyką jarmarcznej budy. To pierwszy z cyklu kiczów ostatecznych i symbolicznych, jakie tworzyć będzie do końca dni swoich. Motyle kwitnące pod krągłymi pachami dam, prezerwatywy z baranich jelit i czarny pudelek w koloratce prężący różowy zadek – oto teatrum Trouille’a. Galeria bachantek o sterczących piersiach z dumnie ciemniejącymi talerzykami sutek, gdzie tiara i pastorał obok kirasjerskiego kasku i kapelusza z piórami tworzą jedyną w swoim rodzaju, spójną całość. Zasadnicza formuła jego malarstwa już się nie zmieni. Po okresie twórczości obfitującym w obrazy przedstawiaķjące sceny uliczne, fety, zdemobilizowanych żołnierzy, prostytutki, marynarzy i atletki, nastąpił okres obrazów buduarowych. Wspólna jednak dla jednych i drugich teatralność, powtarzające się motywy, a przede wszystkim atmosfera tandetnej cukierkowej zmysłowości obecna we wszystkich pracach, nie pozwala na postawienie pomiędzy nimi wyraźnej granicy. Swoistą odrębną całość stanowi tryptyk pogrzebowy: kondukt, pogrzeb a wreszcie grób artysty (umieszczony pomiędzy grobem Lautremonta* i Sacher-Masocha), i tu jednak lubieżne płaczki świecą krągłościami, obwąchują się korowody małych piesków, nietoperze przesłaniają kobiece łona, a palące papierosy zakonnice, noszące ślady uścisków demona na biodrach, odbierają telefony prosto z piekła. Motywy religijne będą powracać zresztą wielokrotnie – w malarskiej garderobie Clovisa Trouille’s nie mogło zabraknąć habitów. Do częściej reprodukowanych obrazów należą zresztą Dialogue au Caramel (Rozmowa u Karmelitanek) i Rêve Claustral (Sen klasztorny) – całujące się siostry, pończoszki, gromnice. Obrazoburstwo w imię rozkoszy – infantylne i słodkie.

Archetyp kobiety Trouille’a to ostateczny collage z Mae West, Marleny Dietrich i Giny Lolobrigidy aż do uzyskania kliszy skrajnie esencjonalnej. Jego idole są wulgarne i wyidealizowane do całkowitej utraty wszelkich śladów osobowości – lecz czy wulgarność i taka właśnie zatrata w wykreowanym na modłę ołtarza ciele nie są nierozłącznymi atrybutami atrakcyjności seksualnej? Postacie rozpoznawane na obrazach Trouille’a to raczej panteon męski – jego wielcy: Sade, Caligari, Nosferatu, lecz i tych jest niewielu. Również mężczyźni roztapiają się w obietnicy uniwersalnej słodyczy seksualnej, której znakiem stają się dragońskie ostrogi czy marynarski kołnierz. Śmiechu warte, a jednak czyż nie jest słodko pozostać tylko kształtem dla wyobraźni, kształt tylko ofiarować i kształt otrzymać.

Pomysły Trouille’a wydają się banalne, szczególnie dziś, kiedy wymieszanie motywów i stylów, powielanie estetycznych klisz i kanonów znane jest nam tak dobrze z teledysków czy ilustrowanych magazynów. Wyobraźnia rodem z kina. Jednak ta marcepanowa diaboliczność i libertynizm mają atmosferę wręcz hipnotyczną. Banał w postaci czystej okazuje się niezmiernie pociągający. Kiście loków spływające po białych plecach. Cały obraz zbudowany wkoło pieprzyka na aksamitnej pupie – czy to nie piękne? Do moich ulubionych prac należy Le Bateau ivre (Statek pijany), na którym podziwać możemy grupę marynarzy ucztującą w towarzystwie dziwek na szalupie z wymalowaną na burcie dewizą anarchistów Ni Dieu ni maître (Ni boga ni mistrza). Rzecz cała ma miejsce pośród szalejącej nawałnicy, między wrakami tonących statków, w jednym z rozbitków rozpoznać możemy twarz Cezanne’a. Rozkoszna wizja katastrofy, która może nawrócić na grzech; magia czy iluzja?

Trouille malował i przemalowywał swe obrazki latami, w niedzielne popołudnia, na tarasie domu, w towarzystwie cichutko szydełkującej żony. Więc jednak marzenia, naiwność, spełnienie poprzez wyobraźnię. Cóż, wyobraźnia w seksie jest nie tylko miła, ale i konieczna. Z Trouille’a można się śmiać, ja tam się cieszę i wdzięczny mu jestem, że to właśnie podkradane z dziadkowej biblioteki reprodukcje jego obrazków wprowadzały mnie w świat marzeń erotycznych.

Oglądajmy więc te obrazki i niech gorący lukier krąży w naszych żyłach.

Maurycy Gomulicki, Machina, Luty 1998 **



Clovis Trouille, Luxure (full color), 1959



Clovis Trouille, Stigma diaboli (full color), 1960



Clovis Trouille, Mes funérailles (full color), 1940

check also:

Clovis Trouille, Justine (full color), 1937

Clovis Trouille, Le Magicien (full color), 1944

PINK ALLEUJA

RÓŻOWY RYJEK FRENCH PINK

* tego Lautremonta to wyprodukowała chyba moja robaczywa wyobraźnia – oglądałem dziś ponownie ten tryptyk i ani dudu :} anyway – pasuje, a że nie ciąży na mnie odpowiedzialność akademicka więc zostawiam “na wieczną rzeczy pamiątkę” 🙂

** tekst zasadniczo w wersji oryginalnej – dokonałem jedynie minimalnych poprawek: zamieniłem określenie zakonny na klasztorny a nieco dalej motto na dewizę, dodałem przymiotnik anarchistów i podszlifowałem nieznacznie całe to zdanie. Raz zmieniłem szyk wyrazów – zamiast “w czystej postaci” dałem “w postaci czystej”.

PINK ALLEUJA

Apage, apage Balaam, apage Isaakaron!



Jean-Jacques Lequeu Et nous aussi nous serons mères car… etching, 1793-1794 Bibliothèque Nationale. via Pinupmania

Dear PINK’s


Matka Joanna śmiała się wciąż przeciągle i opierała się dłonią o biały mur. Jednocześnie ojciec Suryn zauważył, że pod habitem zakonnicy dzieje się jakiś ruch. Machinalnie czynił wielokrotny znak krzyża nad nią, a ona, jak gdyby z trudem wydobywając spod długiej spódnicy swoją nogę, nagle bystrym ruchem podniosła w górę stopę obutą w prosty trzewik zakonny i z całej siły kopnęła ojca Suryna w kolano. Ksiądz zachwiał się pod niespodziewanym ciosem, a matka Joanna tymczasem prześliznęła się pod jego ramieniem, nie przestając się śmiać, i szybkim, jakimś mysim ruchem dobiegła do drzwi i znikła za nimi, zamykając je gwałtownie. Ojciec Suryn spojrzał za nią, a potem odwrócił wzrok na ścianę. W tym miejscu, gdzie matka oparła się ręką o mur, widniał na białym tle, jak wypalony, pięciopalcowy ślad krogulczej dłoni.
*

Wesołego Alleluja!

PINK NOT DEAD!

maurycy



Clovis Trouille Reve claustral oil, 1952 via Tenebrous Kate

* Jarosław Iwaszkiewicz

“Matka Joanna od Aniołów”

check also:

MORE PINK NUNS at PND! Blog

PINK CHARACTER NUN at PND! Blog