PINK LANDSCAPE

Murzynek Bambo w Afryce mieszka,
Czarną ma skórę ten nasz koleżka.





Richard Mosse Men Of Good Fortune, from the series Infra, North Kivu, Eastern Congo, 2011

Dear PINK’s

Let’s take a trip to Congo’s battlefields for a change. As we know beauty is tricky and it definitely isn’t an ethical category but its powerful. So are Richard Mosse’s infrared images

PINK NOT DEAD! (YET)

maurycy



Richard Mosse Taking Tiger Mountain, from the series Infra, North Kivu, Eastern Congo, 2011



Richard Mosse General Février, from the series Infra, North Kivu, Eastern Congo, 2011



Richard Mosse Growing Up In Public, from the series Infra, North Kivu, Eastern Congo, 2011

Szkoda, że Bambo czarny, wesoły,
Nie chodzi razem z nami do szkoły.



check also:

SHIBAZAKURA PINK

BAKONGO PINK

PINK LAKES

PINK ISLANDS

&

GREAT MISTAKES: RICHARD MOSSE

RICHARD MOSSE INFRA SERIES

LILICOPTERE

Qu’ils mangent de la brioche.





LilicoptereJoana Vasconcelos, Versailles, 2012

Dear PINK’s

⨌ Vasconcelos takes Versailles ⨌



It’s Pink, It’s Big & It’s Great!

PINK NOT DEAD!

maurycy

check also:

Joana Vasconcelos “Marlin”

Joana Vasconcelos “Le dauphin et la dauphine”

Joana Vasconcelos “Blue Champagne”

Joana Vasconcelos “A Noiva”

Joana Vasconcelos Works

PINK ROCOCO

PINK FRAGONARD

ROZKOSZNE ROKOKO

PINK LENDEMAIN

PUSSY ORNAMENT

SANCTUARY

SWEET SKULL

PINK TOM

It has been said by someone years before that to see Lady Sybil Ramkin upholstered bosom rise and fall was to understand the history of empires.





Tom Wesselmann – study for Study for Bedroom Painting #8, 1967 (detail edited on pink background)

Dear PINK’s

✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭

I Love it when Art makes me Horny! ❤

Thanks Tom ❤

✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭ ✭

PINK NOT DEAD!?

maurycy

small selection of my favorite Wesselmann paintings:

➽ Seascape (oil on shaped canvas)

➽ Seascape dropout (woodcut on paper) 1982

➽ Seascape #24 (oil on shaped canvas), 1967

➽ Seascape (porcelain multiple), 1984

➽ Seascape Nude (silk screen on paper), 1965

➽ Seascape #17 (“Avant Garde” issue 5) 1966

➽ Seascape (silk screen on paper), 1967

➽ Seascape #26 (oil on canvas), 1970

➽ Great American Nude #99, 1968

➽ Bedroom Painting #38 (detail), 1978

➽ Yellow Stockings Nude (oil on canvas), 1982

ROSA TURPIS

Pięknym jest brzydkie, brzydkim piękne.





Paradizo, Jakub Julian Ziółkowski 2012

Dear PINK’s

Brzydko tu ostatnio – obiecuję, że niedługo znowu będzie ładnie ale dziś jeszcze raz pokatuję brudny róż. Niedawno, w kontekście kujawsko–łowickim pozwoliłem sobie na stwierdzenie “Pizda Polska to Wielki Temat”. Honza zwrócił mi wtedy uwagę na fakt, że Jakub Julian Ziółkowski niejedną był popełnił przeszłego roku. Zastrzygłem uszami i obejrzałem – niepiękne one ale i taka jest formuła jego malarstwa. Pominąć mi go jednak nie sposób. Nieoczekiwanie dwóch artystów z tej samej ekskluzywnej stajni pojawia się na różowej orbicie w krótkim odstępie czasu i to jednocześnie pod, z grubsza biorąc, wspólnym mianownikiem. Są to jednak dwie zupełnie odmienne optyki – w przypadku Janasa mamy do czynienia z brudem cyzelowanym, JJZ zaś serwuje symboliczną surówkę nie pozbawioną ekspresyjnego potencjału dla mnie jednak zbyt oczywistą. Zresztą może nie to jest problemem – w końcu akceptuję i sam korzystam z różnych postmodernistycznych licencji, kocham banał nie wspominając o piździe, a i dziura w tyłku nie jest mi niemiłą. Przecież:

…kochać umiem kobietę i z rana

Gdy leży cicha z odklejoną rzęsą
A jak jest moja to jest całowana

W puder i w słońce W zachwyt i w mięso

Jednak mnie się te obrazy po prostu nie podobają. I na to nie ma rady. W “Szlifierzu nocnych diamentów” Grzyba widzę i dowcip i poezję a tu mi one gdzieś umykają. Podobnie jest z zakochiwaniem się i z pożądaniem. Oczywiście w momencie w którym pozwalam sobie na taką deklarację ten tekst przestaje być wypowiedzią krytyczną. I am fine with that. FGF jak wiadomo nie obstawia kulawych koni więc pewnie jeszcze nie raz będę miał okazję się zdziwić a nie wykluczam że i zachwycić malarstwem Ziółkowskiego. Póki co rejestruję zjawisko i nieco rozczarowany zasysam do różowego archiwum.

PINK NOT DEAD!

maurycy



Entrance, Jakub Julian Ziółkowski 2012

check also:

PINK OYSTER CULT

BB PINK

PINK STINK

Two in the Pink, One in the Stink!





Smród, Piotr Janas 2012

Dear PINK’s

Fajna ta wystawa Janasa w Pikto – dobre brudne malarstwo no i polecam video: tańczenie z, i dymanie własnego obrazu przekonuje mnie w 100% 😀

PINK NOT DEAD!

maurycy



Nowotko, Piotr Janas 2011

Piotr Janas, Tylko piach/ Just Sand

Tylko piach. Ziemia jałowa. Płasko. Badyle. Ściska coś. Glina. Błoto. Rzęzi. Coś wystaje. Krzywo leży. Lśni i muska. Osuwa się i wali. Pięknie. Gniecie. Śmierdzi. Znój. Unosi się. Sztywno. Mdli. Bryzga. Tańczy. Mieni się. Tłuszcz. Chlapie. Charkocze. Grzęźnie. Boli. Struktura. W głowie. Klej. Dym. Drży. Znowu. Kawa. Cukier. Nie ma nic. Szmaty. Kałuże. Nerwy. Rozciąga się. Kac. Olej. Brud. Szczekanie. Rozlewa się. Konstrukcja. Precyzyjnie. Krew. Partytura. Kręci się. Płótno. Szare. Ma zmarszczki. Grudy. Gluty. Głaszcze. Delikatnie. Lepi się. Deski. Sklecone. Sosny. Śmieci. Ugory. W każdym detalu. Prowizorka. Paruje. Chwieje się. Szczękościsk. Za dużo. Za dużo. Za dużo. Plamy. Nie do wytrzymania. Pieszczoty. Luźne. Muchy. Nie skacze. Pali się. Nie stoi. Nie leży. Opiera się. Złoto. Cieliste. Miękkie. Pulchne. Włochate. Jeszcze więcej. Lakier. Róż. Skwierczy. Szczecina. Fiolet. Brąz. Łomotanie. A gwiazdy wirują, wirują. Podłoga. Wszystko się układa. Niebieski tryska. Upadek. Spokój. Tylko w tym miejscu. Site specific.

24.11.2012 – 26.01.2013
Kurator: Michał Woliński

Piktogram/BLA, ul. Mińska 25, Soho Factory, 03-808 Warsaw, Poland

check also:

PINK OYSTER CULT

Bureau of Loose Associations

TREASURE

Edmond remua à poignée les diamants, les perles, les rubis, qui, cascade étincelante, faisaient, en
retombant les uns sur les autres, le bruit de la grêle sur les vitres.





Pink Diamond 6.6 ct

Dear PINK’s

Serdecznie zapraszam na, nie 100% różową ale jednak z mojej strony przyjemnie lubieżną, II odsłonę projektu andel’s Quarter
 

O wiele rzeczy za dużo


 

18.01.2013, godzina 18.00
 

O wiele rzeczy za dużo” to projekt łączący trzy realizacje współczesnych polskich artystów: Mikołaja Długosza, Maurycego Gomulickiego oraz Iwo Rutkiewicza – każda zaprezentowana w innym apartamencie łódzkiego hotelu andel’s.

Kurator Marcin Krasny

“Far too many things” is a project that joins three fascinating realizations of three contemporary Polish artists: Mikołaj Długosz, Maurycy Gomulicki and Iwo Rutkiewicz – each of the projects will be presented in a different hotel apartment.

Curated by Marcin Krasny 

18.01.2013, 18.00 hrs.
 

O 20.00 zapraszamy na koncert “Blisko Pola”

PINK NOT DEAD!

maurycy

O wiele rzeczy za dużo

Powiedzmy, że lecicie do Honolulu. Pierwsza czynność, jaką robicie w hotelu: «Położę parę rzeczy tutaj, położę parę rzeczy tam. Ty połóż swoje rzeczy tam, a ja swoje położę tu. Hej, mamy więcej miejsca niż rzeczy! Musimy kupić więcej rzeczy!!!». Jesteście tysiące mil od domu, więc czujecie się trochę nieswojo, ale wiecie, że wszystko musi być OK, bo macie trochę swoich rzeczy przy sobie. Dzięki temu odpoczywacie w Honolulu.

„O wiele rzeczy za dużo” to projekt łączący trzy fascynujące realizacje trzech współczesnych polskich artystów: Mikołaja Długosza, Maurycego Gomulickiego oraz Iwa Rutkiewicza – każdą zaprezentowaną w innym hotelowym apartamencie.

„Real foto” Długosza to niezwykły zbiór najciekawszych zdjęć zamieszczanych przez sprzedawców w internetowym serwisie aukcyjnym Allegro – tym razem zawieszonych na ścianie salonu w aranżacji przypominającej zdjęcia wyświetlane przez Google Images. Półnagi osiłek w dresowych spodniach, kobieta w futrze, z torbą foliową naciągniętą na głowę, a nawet samolot stojący w ogródku – te amatorskie obrazy w pierwszej chwili wywołują śmiech. Po chwili jednak każą skupić uwagę na szczegółach, elementach tła, detalach świadczących o ukrytych intencjach swoich właścicieli, ich statusie społecznym, a nawet marzeniach i wyznawanym światopoglądzie. Można tu przywołać opowiadanie „Numery” Olgi Tokarczuk, w którym w roli narratorki wystąpiła tajemnicza pokojówka, odgadująca, kim są hotelowi goście, na podstawie pozostawionych przez nich przedmiotów. „Co mnie obchodzi, skąd jest kolejny gość Hotelu i co tu robi. Ja się spotykam z jego rzeczami. Człowiek jest ledwie powodem, dla którego te wszystkie rzeczy znalazły się tutaj, tylko figurą, która przemieszcza rzeczy w czasie i przestrzeni” – opowiadała.

Maurycy Gomulicki zdecydował się zaingerować w intymną przestrzeń sypialni. „Skarb” jest kolekcją sztucznej biżuterii umieszczonej wewnątrz specjalnie wykonanej witryny u wezgłowia hotelowego łoża. Podświetlone stosy tanich błyskotek i efektownych szkiełek tworzą niesamowity efekt, kojarzący się z pełnymi przepychu wnętrzami sklepów jubilerskich lub baśniowymi komnatami skarbów. Masa odpustowych świecidełek mami i kusi w swej bezwstydnej ostentacyjności – fascynuje, wywołuje pożądanie i nadzieję na spełnienie marzeń. W tym kontekście warto przypomnieć prowadzoną przez Gomulickiego od połowy lat 90. w miesięczniku „Machina” rubrykę „Rzecz kultowa”, w której prezentował najbardziej osobliwe i kuriozalne gadżety ze swoich zbiorów. Tym razem skupił się na samych precjozach, potęgując zmysłowy aspekt ich oddziaływania.

Cykl fotografii Iwa Rutkiewicza „Wszystkie rzeczy, które mam” przedstawia prywatne przedmioty autora, starannie ułożone w malownicze stosy, starannie uporządkowane według kategorii: czarne, białe, żółte, czerwone, zielone, niebieskie, tekstylia, mające termin ważności, urządzenia elektryczne, okrągłe, przezroczyste, nawet pożyczone. Ich funkcja przestaje być tutaj ważna, istotniejsza staje się forma oraz miejsce zajmowane w osobistej systematyce artysty.
Każda z tych prac wpisuje się w gatunek sztuki uprawiany w Europie już od ponad pięciuset lat: martwą naturę – uwspółcześniając go jednak, a nawet definiując na nowo. Każda dotyczy uwodzicielskiego potencjału tkwiącego w przedmiotach codziennego użytku: tych, których chcemy się pozbyć, wystawiając na aukcji i podkreślając ich zalety, tych, do których tęsknimy i których z zawstydzeniem pożądamy oraz tych, które już posiadamy, porządkując je nieustannie w celu odkrycia układu, który najlepiej odpowiadałby naszym potrzebom.

Dlaczego w hotelu? Bo jest on, jak wiadomo, instytucją zajmującą się udostępnianiem prywatności, a najlepszym sposobem oswojenia obcej przestrzeni jest rozmieszczenie w niej swoich rzeczy. „Po co kupujemy domy? Żeby zmieścić w nich nasze rzeczy” – tłumaczy amerykański komik George Carlin. „O wiele rzeczy za dużo, by zmieścić w tak małym pudełku” – chciałoby się zacytować jego krajana, artystę Lawrence’a Weinera.

Marcin Krasny

check also:

PINK TREASURE

MAMSAM (Kubki Długiego)



Heyman Pink Diamond and Diamond Ring

POISONOUS PINK

Każdéj się nocy przystraja inaczéj;
Za księdza, diabła, żandarma, studenta
Pysk maże wapnem, karminem lub gliną.
Jak wąż na wiosnę, on każdego ranka
Z skóry się leni i barwę odmienia.



Viper 01 – new decoration

Dear PINK’s

I’am cheatin’ on Pink again – this time becouse of the venomous voluptuousness of the Yellow:

……………..V-1

……………..V-2

……………..V-3

sSstill the Pink remainsSs insSside 🙂

PINK NOT DEAD!

maurycy

check also:

VIPERS

LORD OF THE FLOWERS

Rappelez-vous l’objet que nous vîmes, mon âme, ce beau matin d’été si doux…





Foetus flower skeleton by Cedric Laquieze, 2012

Dear PINK’s

Cedric Laquieze – pretty amazing florist he is. Check also his
Pussy & Fairies. Those last ones made me think again of of Jan Swammerdam*.

PINK NOT DEAD!

maurycy

check also:

JUST VENUS PINK BOMB

JAK POWSTAŁY KOBIETY

COMO SE ORIGINARON LAS MUJERES

PND! MINA Hagerman

PINK INFAME ET COQUET

* bonus:

Piekło owadów

Jan Swammerdam od urodzenia był wątły i chorowity. Tylko dzięki sztuce dwu wybitnych lekarzy zdołano go utrzymać przy życiu, natomiast wysiłki, by obudzić ospałe jego humory, nie dały rezultatu. W szkole uczył się dobrze, acz bez zapału. Nie zdradzał żadnych określonych zainteresowań i jego ojciec, właściciel świetnie prosperującej apteki „Pod Łabędziem”, położonej koło starego Ratusza w Amsterdamie, szybko, choć nie bez żalu, pogodził się z myślą, że po śmierci piękny sklep, wypełniony zapachami botaniki i chemii, z wiszącym u pułapu krokodylem, gabinetem przyrodniczych osobliwości — przejmą obce ręce.
Po długich wahaniach Jan zdecydował się wreszcie, że będzie studiował na uniwersytecie w Lejdzie medycynę. Rodzina pochwaliła ten zamiar, obiecała stosowną pomoc materialną, żywiąc cichą nadzieję, że zmiana środowiska, dyscyplina naukowa wpłyną dodatnio na okrzepnięcie chwiejnego charakteru jedynaka.
Jan uległ urokom wiedzy, i to w sposób przesadny — studiował wszystko. Uczęszczał na wykłady matematyki, teologii i astronomii, nie zaniedbywał lektoratów, gdzie czytano teksty autorów starożytnych, pasjonowały go także języki orientalne. Najmniej uwagi poświęcał wybranej dziedzinie wiedzy — medycynie.
„Bóg doświadcza ciężko twojego ojca — pisała matka Jana — dodając do udręk starości troskę o los syna. Trwonisz bezcenny czas młodości, błąkając się jak po lesie, zamiast dążyć prostą drogą do celu. Jeśli w ciągu dwu lat nie zdobędziesz dyplomu lekarza, ojciec przestanie wysyłać tobie pieniądze. Taka jest jego wola.”
Jan skończył wprawdzie medycynę, ale przez całe swoje życie nie opatrzył ani jednej rany. Jego nową pasją, która nie opuściła go aż do śmierci, stało się badanie świata owadów. Entomologia nie istniała jeszcze jako odrębna dziedzina wiedzy. Jan Swammerdam zakładał jej fundamenty. Wszelako badanie czułek żuka gnojarza, przewodu pokarmowego osy czy nóg komara widliszka nie przynosiły Janowi ani dochodów, ani zbyt wielkiej sławy. Na domiar złego, on sam trwał w przekonaniu, że marnuje swoje życie oddając się zajęciom jałowym i bezużytecznym. Religijny, ze skłonnościami do mistycyzmu, Swammerdam cierpiał, bowiem przedmiotem jego studiów były stwory umieszczone na najniższym szczeblu drabiny gatunków, na śmietnisku natury, w bliskim sąsiedztwie gorącego przedsionka piekła. Któż może dostrzec palec Boży w anatomii wszy? I czyż jednodniowa łątka nie jest raczej odpryskiem nicości niż trwałą cegiełką bytu? Zazdrościł tedy astronomom, którzy badając ruchy planet odkrywają architekturę wszechświata, wolę Wiekuistego i prawa Harmonii.
W nocy nawiedzali go wysłannicy Niebios. Łagodnie namawiali, aby porzucił płoche zajęcia. Swammerdam nie bronił się, a tylko przepraszał. Obiecywał poprawę, ale dobrze wiedział, że nie zdobędzie się na spalenie rękopisów, pięknych, precyzyjnych rysunków i notatek. Aniołowie, którzy znają tajemnicę serc, opuszczali go i wtedy rozpoczynało się pande-monium małych stworów latających nisko, pełzających po ziemi, z pyskami diabłów, z zajadłością diabłów ciągnęły udręczoną duszę Swammerdama w dół, w proch i zatracenie.
Los uśmiechnął się do niego tylko raz, i to dwuznacznie. Książę Toskanii zaproponował 12 tysięcy florenów za jego kolekcję owadów, pod warunkiem, że Swammerdam zamieszka we Florencji, co było propozycją nęcącą, oraz przejdzie na katolicyzm. Ten ostatni warunek był dla udręczonego konfliktami sumienia nie do przyjęcia. Odrzucił wspaniałomyślną ofertę. Kilka lat przez zgonem (umierał mając 43 lata) wyglądał jak zgrzybiały starzec. Wątłe ciało Swammerdama opierało się dziwnie długo, tak jakby śmierć wzgardziła nędznym łupem, skazując go na długą agonię.
Doświadczył wtedy, że świat, który badał, zstąpił w niego, zagnieździł się w nim i pustoszy od środka. Przez korytarze żył maszerowały długie korowody mrówek, roje pszczół piły gorzki nektar jego serca, na oczach spały wielkie szare i brązowe ćmy. Dusza, która zwykle ulatuje w przestworza w momencie śmierci, opuściła przedwcześnie udręczone ciało Swammerdama. Nie mogła znieść szelestu ocierających się o siebie chitynowych pancerzy ani bezsensownego bzykania, które mąci cichą muzykę Wszechświata.

Zbigniew Herbert
Martwa natura z wędzidłem
Wydawnictwo Dolnośląskie, 1993

bonus 2:

“Heaven of Delight” – Jan Fabre, Royal Palace in Brussels, 2002