PINK PARIO

Obłoki znowu nabierały wspaniałości wszechrzeczy… *





Marcel Christ from Pario series

Dear PINK’s

Divine Macro by Marcel Christ

PINK NOT DEAD!



Marcel Christ from Pario series



Marcel Christ from Pario series

check also:

PINK MIST

PINK CLOUD

PINK IN THE SKY

PINK COTTON

*
Joseph Henri Rosny
Walka o Ogień (La Guerre du Feu, 1909)
[Powieść z czasów pierwotnych]
przeład Ignacy Mrozowski
Krajowa Agencja Wydawnicza, Białystok, 1988

PASTORAL PINK

He put a wreath of violets upon her and began to tell her the story of Echo, but only after asking in return for his lesson a payment of ten more of her kisses.





Jean Nicolas Laugier Daphnis and Chloe, etching, 1817

Dear PINK’s

Below an small, naughty extract from Longus inmortal pink pages:

She ordered him to sit down beside her, just as he was, and to kiss her in the usual way and number. Then, while he was kissing her, she told him to embrace her and lie down on the ground. He sat down, kissed her, and lay down on the ground. By now Lykainion knew that he was swollen and ready for the deed. She raised him from lying on his side and, wiggling under him, she guided him on the road so long sought. As for what followed, she didn’t do anything special. Nature itself taught him what was left to be done.

His education in Eros completed, Daphnis still had the shepherd’s way of thinking and started to run back to Chloe and do right away with her what he had learned. He was afraid he would forget if waited around. But Lykainion helped him up and said: “There’s more you have to learn, Daphnis. I am a woman and did not feel pain, for long ago another man taught me what I now tell you–at the cost of my virginity. Should Chloe wrestle with you, she will weep and cry, and lie in a lot of blood. Don’t be afraid of the blood, but when you’ve persuaded her, bring her here to this place so that, if she cries out, no one will hear her, and if she weeps, no one will see her, and if she bleeds, she can bathe in the spring. Remember that I have made you a man before Chloe.”

If U like to get drawn in pink pool here’s the link to full text in PDF format:

DAPHNIS & CHLOE (translated by William Blake Tyrell)

PINK NOT DEAD!

check also:

Pierre Louÿs PIEŚNI BILITIS (w przekładzie Leopolda Staffa, pełny tekst PDF)

PINK NYMPHAEUM

USTKA

Moja rzeźba niewątpliwie ma charakter erotyczny i to nie tylko waginalny ale (jak każdy totem, menhir czy generalnie obiekt wertykalny) również falliczny. Nie sądzę aby była ona bardziej inwazyjna niż neolityczna Wenus bądź rokokowe akty – jest syntetyczna na sposób nowoczesny natomiast komunikat w niej zawarty jest taki sam jak od wieków – fascynacja i zachwyt erotyczną energią, kuszącym i zarazem kojącym kształtem.





jedna z symulacji mojej rzeźby w usteckim porcie

Dear PINK’s

Cały ten rejwach medialny wokół Ustki budzi mój głęboki niesmak. Kilka dni temu na stronie Vice ukazał się krótki artykuł na ten temat – odpowiadam tam na kilka zasadniczych pytań – moje wypowiedzi można potraktować jako sformułowanie oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Jeżeli ktoś ma ochotę przeczytać zapraszam / jeżeli ktoś chce się podzielić tym materiałem na swoim fb czy w jakiś inny sposób będę zobowiązany.

Cała dokumentacja projektu jest do wglądu na moim flickrze w secie Ustka.

PINK NOT DEAD!

check also:

my other projects

BUBBLEGUM SKY

Świat spowiła mgła różowa
W mgle tej Góra Magnesowa
Rozpłynęła się, przepadła
Tak jak nikną złe widziadła.
*





Paco Pomet La tempestad oil on canvas. 60 x 80 cm., 2012

Dear PINK’s

Today a couple of Paco Pomet‘s bubblegum skies thanks to Udo Wolfram – Danke Mein Herr.

PINK NOT DEAD!



Paco Pomet Eden oil on canvas. 130 x 170 cm., 2013

check also:

PINK IN THE SKY

PINK LANDSCAPE

PINK COTTON

*

Jan Brzechwa Baśń o stalowym jeżu (1947)

KUSICIEL

Znalazłem się w niedużym różowym pokoju. (…) Na wysokości mych oczu na perłowobiałym tle bioder zarysowała się czarna, duża plama, jak symbol zła o zatartych brzegach nieforemnego trójkąta.





Stefan Żechowski Demon

pastel / karton, 20,7 x 47,2 cm, 60’s / 70’s

Dear PINK’s

Stefan Żechowski – jedyny z szukalszczyków, którego twórczość zdominowała erotyka. Samotnik. Postać zapoznana, na swój sposób tyleż spełniona co tragiczna. 100% nadwrażliwiec, w wiecznym rozdarciu i konflikcie – głęboko zachwycony a jednocześnie przerażony seksualnością. Człowiek demonizujący anioły.

W ciągu ostatniego pół wieku pojawiły się trzy albumy poświęcone jego twórczości. Pierwszy: “Na jawie” wydany w 1981 – opatrzony jest dość manierycznym a chwilami nieznośnym wstępem jego głównego, jeszcze PRL-owskiego, biografa Ryszarda Wójcika. Jako komentujące autorytety pojawiają się w nim obok Andrzeja Banacha również Andrzej Osęka i (Sic!) Szymon Kobyliński. Mimo wszelkich mankamentow jakie można tej książce wytknąć należy docenić fakt, że jest to pierwsza poważna publikacja poświęcona Żechowskiemu (tu brawa dla RW) oraz to, że dostarcza ona fascynującego materiału w postaci wspomnień samego artysty. Ilustracji jest w niej stosunkowo niewiele a zgodnie ze stadardami epoki wszystkie są szaro-szare – grubym rastrem drukowane reprodukcje mogły usatysfakcjonować jedynie zauroczonego Szukalskim i Rogatym Sercem, a jednocześnie głodnego erotyki, nastolatka, którym byłem pierwszy raz je oglądając. Następny, o wiele obszerniejszy album “Kusiciel Demonów” (również pod redakcją Wójcika) wydany był równo 20 lat później – wątpliwy przepych edytorski rodem z późnych lat 90, kompensuje dość pokaźna ilość materiału – dostałem go swego czasu od Piotra Rypsona – muszę doń wrócić kiedy znowu zawitam do Warszawy. Ostatnio w Muzeum Narodowym w Kielcach oglądać można było, przygotowaną przez panią Iwonę Rajkowską, panoramiczną wystawę Żechowskiego – nie miałem okazji jej zobaczyć czego szczerze żałuję ale katalog, który kupiłem podczas ostatniej tam wizyty wydaje się nader kompletny – jest rzetelny w okrutnie muzealny sposób (1530 opisanych prac – większość przedstawiona w miniaturze), jakość druku jest bez zarzutu, niestety reprodukcjom towarzyszy fatalna typografia zaś strony sponsorskie umieszczone na końcu albumu są przykładem niewiarygodnego wprost braku taktu ze strony współczesnych mecenasów kultury.

Czy kiedyś wreszcie powstanie jakaś piękna, godna słodyczy tych obrazków publikacja? Jest tu przecież materiał na książkę-bibelot, safianowy drobiażdżek do oglądania z ukochaną w łóżku… Czas pokaże. Chętnie zająłbym się edycją i zaprojektowaniem takiego cacuszka 3:)

Uwielbiam te szerokie biodra, pełne uda, krągłe brzuchy – całą tę leniwą, miodową miękkość kształtów, nierealnie sterczące, zaprzeczające prawom grawitacji cycki w połączeniu z ogromnymi, lekko skośnymi oczami. Spośród kaskad świetlistych włosów co i raz spogląda na mnie niepojęta istota będąca syntezą kobiecości rodem z krainy marzeń. Jak połączyć Marylin Monroe, Sofię Loren i Kalinę Jędrusik? Żechowski potrafił.

Można się zastanawiać jak potoczyłyby się jego losy w innej, bardziej sprzyjającej erotyce, rzeczywistości. Spekulować na temat tego czy w gdyby urodził się w Krainie Kwitnącej Wiśni albo w Słonecznej Kalifornii zostałby kultowym artystą pop. Nie do końca ma to sens gdyż polski pierwiastek i polskie kompleksy są fundamentalne dla Żechowskiego – jest to erotyka esencjonalnie romantyczna – bez tego, kłującego, ziarnka piasku nie powstałaby ta perła, a naiwna i jednocześnie rozbuchana twórczość “Samotnika z Książa” nie byłaby tak przejmująca. Mimo wszystko lubię flankować go z jednej strony przez cudowny brud Namyio Harukawy a z drugiej przez pełną wdzięku rozwiązłość Alexa Székelego co i Państwu polecam. Tymczasem kilka wybranych, skonwertowanych na potrzeby bloga do różowego monochromu, obrazków i trzy odsłony ze wspomnień samego Żecha.



Stefan Żechowski Piękność Dnia

ołówek / papier, 29,7 x 21 cm, 1962

[marzenie]

Nad ziemią, na tle rozjaśnionego od gwiazd nieba unosi się jakiś wielobarwny obłok oświetlony z dołu blaskiem księżyca. Widzę teraz, że jest to tłum skrzydlatych aniołów. Zza tęczowych skrzydeł wyłaniają się prężne ramiona i twarze uśmiechnięte, pięknookie o jasnych rozwianych włosach. Wszyscy są nadzy. Teraz dostrzegam, że to dziewczęta i chłopcy. Oczarowany i zawstydzony tym obrazem, zakrywam go następną stronicą, myśląc jednocześnie, że do niego jeszcze wrócę…

[olśnienie]

Obok był ich pokój sypialny, duży o dwóch oknach. Mieszkała w nim również jego córka, dorosła panna, zapewne z pierwszego małżeństwa. Była to wysoka, przystojna dziewczyna o długich jasnych warkoczach i niebieskich oczach. Na imię jej było Teresa. Pracowała zapewne gdzieś w barze, bo wracała do domu późnym wieczorem, gdy światła już były pogaszone i wszyscy spali.

Czasem, zanim zdążyłem zasnąć, słyszałem jak wraca. Po lewej stronie drzwi stała umywalka, nad nią duże lustro, a z boku wisiały ręczniki. Za chwilę wychodziła z ciemnego pokoju, świeciła małą lampką nad lustrem, wlewał wodę do dużej miednicy i rozbierała się do mycia. Robiła to po cichu lecz swobodnie, zrzucając z ramion niebieski szlafrok i różową koszulę w przekonaniu, że chłopcy już zasnęli bo zwykle z ich łóżka rozlegało się głośne chrapanie.

Mnie jednak często dokuczała bezsenność, oczy w mroku miałem otwarte. Więc ich nie zamykałem, a nawet otwierałem szerzej w chwili gdy stawała naga pochylona nad miednicą. Ciało jej w żółtym świetle lampki przypominało rzeźbę, a plusk wody spłukującej namydlone, lśniące ramiona i piersi wydawał się niemal muzyką. Potem płynne ruchy rąk przy wycieraniu ciała ręcznikiem, czasem badawcze spojrzenie w stronę mojego łóżka – potem koszula narzucana przez głowę – lekki trzask przekręcanego kontaktu i już w mroku stąpanie w kierunku uchylonych drzwi sypialni.

A w oczach moich zamkniętych teraz, obraz ten, jak na ekranie świecił dalej, promieniując pięknem wszystkich szczegółów, i długo nie pozwalał zasnąć.

[uwiedzenie]

Gdy w pewnej chwili uniosłem znad obrazka głowę i spojrzałem przed siebie, zobaczyłem utkwione we mnie oczy dziewczyny. Uderzyła mnie jej oryginalna i niezwykła uroda. Ta wymiana spojrzeń trwała tylko chwilę. Pierwszy spuściłem oczy, lecz już na obrazie Rubensa nie mogłem skupić uwagi. Patrzyłem nań nie widząc go prawie po czym nieśmiało uniosłem wzrok i zobaczyłem, że piękna nieznajoma patrzy w książkę. Przyglądałem jej się już śmielej. Spostrzegłem, że ma czarne, skośne łuki brwi, długie rzęsy rzucające cień na białe policzki, krótki nos, wypukłe, czerwone usta. Uwagę moją zwróciły także bardzo czarne włosy, uczesane gładko nad czołem i zaplecione w warkocze wyrzucone na wierzch czerwonej bluzki. Wydała mi się tak piękna, że onieśmielony znowu pochyliłem twarz nad książką w obawie, by nie dostrzegła, że ją obserwuję. Musiało to trwać długo, bo gdy znów podniosłem wzrok dziewczyny już nie było.

(…)

Przeglądałem monografię D. G. Rossetiego, nieprzerwanie oczekując jej przyjścia i co chwilę spoglądając w stronę drzwi… Nagle zjawiła się. Jasnopomarańczowa sukienka, świeciła z daleka, długie, czarne warkocze odrzucone były do tyłu. Ze zdumnieniem spostrzegłem, że minęła swoje zwykłe miejsce przy stole i lekkim krokiem z książką w ręce szła wprost do mnie.

(…)

Byłem wciąż bardzo onieśmielony, wkrótce dostrzegłem na płycie stołu jej drobną rękę o wysmukłych palcach przesuwającą ku mnie niewielka karteczkę.

(…)

Nagle wyszła z łazienki. W długim złocistym szlafroku, na tle czerwonej, mieniącej się kotary tak wydawała się olśniewająco jasna, że aż zmrużyłem oczy.

– Chcesz się wykąpać? – spytała ujmując mnie za obydwie ręce. Była piękna, nie miałem siły wytrzymać jej spojrzenia i pochyliłem głowę. Nagle dostrzegłem, że jej luźny szlafrok był nie zapięty, i od szyi aż do stóp ukazywał wąską, jakże przyciągającą wzrok szparę… Była naga. Oniemiały z wrażenia podniosłem wzrok na jej twarz, czując na policzkach wypieki.

– Jesteś taki nieśmiały i smutny. Dlaczego?

(…)

Nastąpiła chwila ciszy.

– Dlaczego milczysz? Pochyliłem głowę. Wzrok padł na jej białe odsłonięte kolana nieznacznie od siebie oddalone. Wstydziłem się przyznać do prawdy, którą w owej chwili odczuwałem jako ośmieszającą, a nawet okropną, a zarazem nie chcąc kłamać spojrzałem jej w oczy i wykonałem przeczący gest głową.

Wówczas stało się z nią coś dziwnego, czego nigdy nie zapomnę. Wstała. W oczach jej pojawił się jakiś tajemniczy zachwyt, a w rozchylonych ustach zalśniły zęby. Zgasiła światło. Pokój na chwilę zatonął w mroku zupełnym. Zapanowała cisza jak przed nadchodzącą burzą. W sekundzie uświadomiłem sobie, że zaraz stanie się coś, o czym nie miałem żadnego pojęcia a wyobraźnia moja zawsze łączyła to z czymś odrażającym, zwierzęcym… Ogarnęła mnie trwoga i zarazem uczucie wstydu, a więcej jeszcze paraliżująca świadomość zawodu jaki jej sprawię za chwilę… Gdyby nie była tak demonicznie piękna, wówczas w jakimś stopniu czułbym się usprawiedliwiony.

Wśród tych myśli usłyszałem lekki szelest spadającego szlafroka i z mroku, tuż przede mną, jak nieziemska zjawa wyłaniać się zaczęła jej postać. Omgloną bielą zajaśniały uda. Na wysokości mych oczu na perłowobiałym tle bioder zarysowała się czarna, duża plama, jak symbol zła o zatartych brzegach nieforemnego trójkąta. Wyżej nad wąską talią zajaśniały pełne piersi zaznaczone ciemnymi akcentami dużych brodawek, a nad lekko w tył odrzuconymi ramionami wyłoniła się z mroku jak przedziwny kwiat jej twarz.

Teraz oczy moje już oswoiły się z mrokiem i widać było coraz wyraźniej wszystkie szczegóły.

Po niedawnej burzy wypogodziło się niebo, a światło księżyca sponad gałęzi drzew wpływało przez okno i szeroką falą oblewało srebrem jej nogi wysoko, aż po biodra.

Była piękniejsza niż obraz, niż rzeźba, niż moje marzenia. Była bogom podobna – jedynie takiemu pięknu wolno się wstydzić szat – myślałem oniemiały z zachwytu i westchnąłem głęboko.

– Dlaczego się nie rozbierasz?

Siedziałem wciąż bez ruchu na krawędzi tapczanu, nie wiedząc co począć. Więc pochyliła się nade mną, a jej zwinne palce zaczęły mnie rozbierać. Owionęło mnie ciepło jej ciała i jej zapach. Jednocześnie poczułem dotyk jej kolan.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

wszystkie cytaty za:
Stefan Żechowski “Na jawie”
słowo wstępne Ryszard Wójcik

Wydawnictwo Łódzkie, 1981

kolejno rozdziały: Sny (str. 23), Kraków (str. 38) i Czytelnia. Michał Anioł, Rembrandt, Rubens, Bocklin i Ewa (str. 67, 68, 69, 72 i 73)

PINK NOT DEAD!



Stefan Żechowski Akt kobiety tyłem z gwiazdami
kredka, ołówek / papier, 21 x 15 cm, 1966



Stefan Żechowski Erotyk z łańcuchem, księżycem i figurką mężczyzny

kredka, ołówek / karton, 50,2 x 35,2 cm, 1956



Stefan Żechowski Erotyk z księżycem

pastel / papier, 38 x 27,5 cm, 1975



Stefan Żechowski Ich dwoje w uścisku

pastel / papier, 29.7 x 21 cm, 1974



Stefan Żechowski Ich dwoje

pastel / karton, 30,1 x 42,6 cm, 1973



Stefan Żechowski Uniesieni

ołówek / karton, 25,3 x 19,3 cm, 1955 (?)



Stefan Żechowski Kobieta-Centaur (Centauryda)

pastel / papier, 29.6 x 20,1 cm, 70’s

check also:

Namio Harukawa on PND! blog

Alex Székely on PND! blog

Stefan Żechowski Tribute Page

Pustelnik – dokument Ryszarda Wójcika

MUCHOMORY

Ledwo rzekł to, wtem patrzy, a z boru

Maszeruje pułk muchomorów:
“Przychodzimy z muchami wojować,
Ty nas, królu, na wojnę prowadź!”



Dear PINK’s

Od piątku moje muchomorki rosną sobie w Nowej Hucie vis a vis
NCK. Formalnie nie jest to projekt różowy ale ponieważ miałem totalną frajdę a jest w nich konkretny potencjał radości polecam sobie “milczkiem ciszkiem” przemycić je na różowego forum. Poniżej mój statement dotyczący wszystkich trzech krakowskich odsłon + garść linków.

3 x Kraków

Kiedy zostałem zaproszony do realizacji kompleksowego projektu w przestrzeni miejskiej Krakowa poczułem się tyleż zaszczycony co lekko onieśmielony podobnym wyzwaniem. Trzy instalacje w trzech odrębnych lokalizacjach to nie w kij dmuchał. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że jestem warszawiakiem a relacji pomiędzy dwiema stolicami Polski towarzyszą tyleż humorystyczne co zadawnione animozje. Pewnym ułatwieniem był w tym wszystkim kontrapunkt multikulturowości, per se zakładający przekraczanie utartych granic i lokalnej tożsamości.

Multikulturowość tak Krakowa, w tym konkretnym przypadku, jak i Polski w ogóle jest kwestią do pewnego stopnia abiwalentną – nasz kraj w wyniku specyficznych okoliczności historyczno-politycznych jest dziś mocno homogeniczny i mimo naszego aktualnego “otwarcia na świat” nie ma co udawać, że jest inaczej, natomiast multikulturowość sama w sobie jest tematem pociągającym i coraz bardziej realnym choćby w kontekście powszechnej internetowej osmozy kultur i wypracowanych przez nie kodów.

We wszystkich trzech projektach zdecydowałem się postawić na uniwersalne i powszechnie czytelne ikony. Pierwsza z nich silnie zakotwiczona jest w świecie dziecięcych fantazji, dwie pozostałe odnoszą się pośrednio się do starożytnego Egiptu. Pośrednio gdyż prostota i monumentalny potencjał architektury faraonów zostały już bardzo silnie zasymilowane na poziomie globalnym – Egipt faraonów od wieków zapładnia wyobraźnię ludzi zachodu a niektóre jego elementy przeniknęły już na trwałe do powszechnej ikonosfery a czasami pełniły wręcz funkcje służebne w konkretnych realiach politycznych.

W efekcie powstały trzy projekty, które mają być sukcesywnie odsłaniane w trzech całkowicie odmiennych przestrzeniach miejskich Krakowa – odmiennych nie tylko ze względu na ich otoczenie – mam tu na myśli tyleż kontekst architektoniczny czy dynamikę (Nowa Huta, okolice zaprojektowanej przez Ingardena hali konferencyjnej oraz przestrzeń spacerowo-parkowa) co przekrój społeczny każdej z nich. Mamy więc trzy osobne realizacje, które mam nadzieję sprawdzą się in situ. Są one odmienne tak pod względem skali jak symbolicznej wymowy łączą je jednak pewne charakterystyki formalne oraz specyficzna nuta absurdu.

Pierwszą z nich – Muchomory – będziemy mogli oglądać niebawem w Nowej Hucie vis a vis funkcjonalistycznego pawilonu NCK, sflankowaną od tyłu przez fascynującą a jednocześnie przytłaczającą stalinowską zabudowę okolic Alei Róż. Muchomor interesuje mnie nie tyle w swoim wymiarze psychodelicznym ile jako uniwersalna ikona fantazji, która ze względu na swoją atrakcyjność wizualną zrobiła zawrotną karierę na całym świecie. W kontekście swoistej powagi jaka towarzyszy tyleż historycznemu dziedzictwu Krakowa co wspomnianej komunistycznej architekturze pociąga mnie szczególnie aspekt infantylny, surrealny tej interwencji. Istotne jest też dla mnie to, że wpisują się one w przestrzeń nie tylko jak element estetyczny czy symboliczny gest ale również posiadają swój aspekt liryczno-funkcjonalny. Mam nadzieję, że przed palącym letnim słońcem czy przed strugami jesiennego deszczu będą chronić się pod nimi ludzie chcący w spokoju popatrzeć sobie w oczy, porozmawiać czy po prostu chwilę spokojnie zebrać myśli. Ze stworzą one coś w rodzaju minimalistycznego placu zabaw dostępnego mimochodem tak dla dzieci jak dla dorosłych.

Drugą pracą, której odsłona planowana jest chwilę później jest Obelisk. To już kolejna moja wertykalna, quasi monolityczna rzeźba. Od wcześniejszych (różowy Obelisk poznański, Open’er-owski Totem czy warszawska Królowa) różni się jednak tym, że w sposób bezpośredni nawiązuje do klasycznej formy egipskiego obelisku, który zadomowił się już na dobre w tradycji zachodniej. Kojarzymy chyba wszyscy Obelisk z Luxoru na Placu Zgody w Paryżu ale też i inne egipskie obeliski rozsiane są w różnych ważnych dla naszego kręgu kulturowego miastach (Londyn, Nowy Jork, Rzym etc.), mamy obelisk w Waszyngtonie, obeliski pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie, obeliski na cmentarzach wojskowych (szczególnie radzieckich) i cmentarzach żydowskich etc. Zasadniczo wszystkie znane obeliski są neutralne w kolorze (jasno- lub ciemnoszare, czarne) zdecydowałem się więc na prostą konwersję w postaci kolumny tętniącej kolorem. Aplikacja kolorystyczna odwołuje się w tym przypadku do barwnych pasów obecnych w kulturach ludowych wielu krajów świata, żeby wspomnieć tylko meksykańskie sarape czy łowickie pasiaki. Tak więc mamy klasyczny obelisk skalą bliższy tym, które zdobiły barokowe założenia ogrodowe niż swym monumentalnym poprzednikom a jednocześnie zasadniczo od nich wszystkich różny bo pulsujący tęczą. Cztery kule na których jest wsparty funkcjonują nie tyle jako element symboliczny ile mają dodawać bryle lekkości co jest o tyle ważne iż jest to rzeźba wystawiona urodzie życia a nie powadze śmierci czy władzy.

Odsłona trzeciej zarazem ostatniej, wieńczącej cykl interwencji pracy – Piramidy – zaplanowana jest na wczesną wiosnę przyszłego roku. Wydaje się ona szczególnie zasadna w kontekście specyficznej obecności patosu w realiach Krakowa – majestatycznej prezencji Zamku Królewskiego, Kopca Kościuszki i grobowców na Wawelu. Jest prosta, uniwersalnie czytelna, monolityczna, antyczna a jednocześnie, silniej jeszcze niż Obelisk, zadomowiona w świadomości powszechnej. W przypadku proponowanej przeze mnie piramidy najważniejszym jej elementem, podobnie jak w przypadku Obelisku, jest polichromia. Zacząłem od wersji czarno-białej (“awangardowej”), którą szybko zdyskredytowałem (taka aplikacja adekwatniejsza jest w kontekście prusko-pomorskim) żeby zaraz przejść do biało-czerwonej – tu pojawia nam się wartość dodatkowa: “nowoczesna” minimalistyczna bryła wykorzystująca współczesne podejście do koloru w opozycji do zachowawczych tendencji w sztuce narodowej.

We wszystkich trzech projektach kolor jest elementem kluczowym. Nigdy dość koloru na polskiej ulicy.

MG, Warszawa, Październik 2014

PINK NOT DEAD!

check also:

Podróże są fundamentalne – wywiad

“Muchomory” – full photoset (57 pictures) on my flickr

“New Adventures of Orphan Mary or Fulfillment of the Dreams”

Amanita muscaria on my Tumblr

PS: W sieci krąży sporo notatek o Muchomorach – z jednej strony oczywiście fajnie – niech się niesie dobra nowina a z drugiej… swobodne traktowanie informacji przez dziennikarzy i wkładanie człowiekowi w usta wypowiedzi, których nigdy by nie sformułował w taki sposób jest jednak wybitnie irytujące. Najprzyjemniej rozmawiało mi się z Mike Urbaniakiem a publikacja w Beethoven Magazine jest szalenie ekskluzywna lecz i tam w korekcie zamieniono mi “ale” na “bo” co zmienia całkowicie sens zdania – chciałbym skorzystać z okazji i sprostować – powinno być “Nie czytam książek, które są światowymi bestselerami, ale mnie nudzą po kilku stronach.” a jest “Nie czytam książek, które są światowymi bestselerami, bo mnie nudzą po kilku stronach.” – litości – nie dyskredytuję niczego tylko dlatego, że jest popularne.

Radio Kraków

Wawelski Gród

Dziennki Polski

Love Kraków

Gazeta

Muchomory [ Toadstools ]



Maurycy Gomulicki, NCK, Nowa Huta, Kraków, November 2014

curator: Hanna Wróblewska

done as a part of “Wielokulturowość nie działa?” project

organized by Robert Salisz / Ludwig van Beethoven Association

5 objects – steel, car paint; 2.7 – 3.2 meters high

executed by Jacek Żakowski

Big Thanks to director Zbigniew Grzyb for his friendly cooperation and to Jacek & His Team
– Adrian, Ferdek, Grzesiek, Juliusz, Marcin, Paweł, Rafał, Stasiek, Zbyszek) – Guys Ur The Best!

PINK BOUCHER

W uszach zabrzmiał mi łagodnie, podobny do dźwięków fletu, perlisty głosik grasejujący przymilnie, jak to było w dobrym tonie za czasów Regencji wśród markiz i ludzi z towarzystwa. *





François Boucher La Toilette intime (Une Femme qui pisse), 1760s

Dear PINK’s

Dzień dłużył mi się straszliwie. Wreszcie zapadł wieczór. Wszystko odbyło się tak samo, jak poprzednio, i druga noc niczego nie musiała zazdrościć pierwszej. Markiza była coraz bardziej czarująca. *

PINK NOT DEAD!

check also:

ROZKOSZNE ROKOKO

PINK ROCOCO

PINK FRAGONARD

PINK LENDEMAIN

Szczebiotała, szczebiotała drwiąco i przymilnie, posługując się językiem zarazem eleganckim i prostym, jak przystało na wielką damę; nigdy później nie zetknąłem się u nikogo z takim sposobem bycia. *



* Théophile Gautier “Omfala”
przeł. Krystyna Dolatowska
Stopa mumii i inne opowiadania fantastyczne
PIW, Warszawa 1980