PINK REBEL

Korzystam z mojej smegmy tak, jak inni z flakonu perfum. Palec na krótko zanurzyć w cipce, położyć odrobinę śluzu za uszami i rozetrzeć. Zdziała cuda już przy pocałunku na powitanie.



Charlotte Roche Wilgotne Miejsca Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009, Wydanie I, przekład: Magdalena Kamińska-Maurugeon

Dear PINK’s

Przeczytałem Wilgotne miejsca. Kilka konceptów mnie zachwyciło, całość generalnie raczej rozczarowała. Zbyt dla mnie jednowymiarowa. No i Gówno, mimo iż sam posługuję się taką figurą, jako produkt sublimacji, konkluzja erotyki / kultury nie cieszy jednak aż tak bardzo… Cóż nie jestem japończykiem. Tak czy siak doceniam efektywność. Ponieważ jednak obsceniczność jest niezwykle nośna a dla tej książki fundamentalna więc nie jest to taka znowu niespodzianka. Gdyby autorem był facet napewno nie było by wokół niej takiego szumu. Napisana przez kobietę uzyskuje wymiar polityczny. To również doceniam. Tyle, że to nie moja walka. Dynamika przekroczeń ma to do siebie, że jest uzależniona od granic, bez nich nie istnieje. Ja zaś ciekawy jestem innej wolności – sfokusowanej ku a nie od. Higiena niewątpliwie jest wrogiem rozkoszy ale tylko do pewnego stopnia. Oczywiście, że pizda ma pachnieć pizdą a chuj chujem. Sosnowy płyn do kąpieli w majtkach jest nieporozumieniem. Dziura w dupie jest ciasna a seks analny relaksujący – jestem za. Natomiast ser genitalny oraz gourmet z wągrów i glutów mogę sobie spokojnie darować. Podobnie jak dyskusję o tym czy to pornografia czy feminizm. To świadomy i sprytny zabieg autorki by bohaterką uczynić 18-tkę. Radykalizm młodości jest atrakcyjny również i wtedy gdy jest nie do przyjęcia. Radykalizm konserwatywny jest zaś żałosny i aż prosi się o wyśmianie. Bunt jak wiadomo jest tylko etapem drogi. Konsekwentnie koniec książki sugeruje, że niesforna Helen po przebyciu bolesnego analnego katharsis wykluwa się do nowego życia zostawiając freudowskie zmory za sobą. Wszystko gra, recepta na sukces a jednak dla mnie zbyt to czarno-białe. Niby odważne a jednak schematyczne. Jazda bez trzymanki kontra gorset mnie nie przekonuje. A jednak warto przeczytać. Szczególnie jeśli kwestionujemy własne wyobrażenia a te zdrowo jest kwestionować. Personalnie myślę, że jest moment na wszystko. Cenię sobie różnorodność. Podobają mi się i tipsy i żałoba za paznokciami. Może po prostu mam za mało zahamowań i jestem niedostatecznie wkurwiony na świat i rodziców żeby polubić tę książkę. Za to lubię jak mi wąsy pachną pizdą 😉

PINK NOT DEAD!

maurycy

PS: zastanawiam się czy w kontekście esseju Littella możemy mowić o epoce szlamu w literaturze 😉

Check also:

Charlotte Roche o Wilgotnych miejscach

„Wilgotne miejsca” – pornografia, czy nowa jakość?