LORD OF THE FLOWERS

Rappelez-vous l’objet que nous vîmes, mon âme, ce beau matin d’été si doux…





Foetus flower skeleton by Cedric Laquieze, 2012

Dear PINK’s

Cedric Laquieze – pretty amazing florist he is. Check also his
Pussy & Fairies. Those last ones made me think again of of Jan Swammerdam*.

PINK NOT DEAD!

maurycy

check also:

JUST VENUS PINK BOMB

JAK POWSTAŁY KOBIETY

COMO SE ORIGINARON LAS MUJERES

PND! MINA Hagerman

PINK INFAME ET COQUET

* bonus:

Piekło owadów

Jan Swammerdam od urodzenia był wątły i chorowity. Tylko dzięki sztuce dwu wybitnych lekarzy zdołano go utrzymać przy życiu, natomiast wysiłki, by obudzić ospałe jego humory, nie dały rezultatu. W szkole uczył się dobrze, acz bez zapału. Nie zdradzał żadnych określonych zainteresowań i jego ojciec, właściciel świetnie prosperującej apteki „Pod Łabędziem”, położonej koło starego Ratusza w Amsterdamie, szybko, choć nie bez żalu, pogodził się z myślą, że po śmierci piękny sklep, wypełniony zapachami botaniki i chemii, z wiszącym u pułapu krokodylem, gabinetem przyrodniczych osobliwości — przejmą obce ręce.
Po długich wahaniach Jan zdecydował się wreszcie, że będzie studiował na uniwersytecie w Lejdzie medycynę. Rodzina pochwaliła ten zamiar, obiecała stosowną pomoc materialną, żywiąc cichą nadzieję, że zmiana środowiska, dyscyplina naukowa wpłyną dodatnio na okrzepnięcie chwiejnego charakteru jedynaka.
Jan uległ urokom wiedzy, i to w sposób przesadny — studiował wszystko. Uczęszczał na wykłady matematyki, teologii i astronomii, nie zaniedbywał lektoratów, gdzie czytano teksty autorów starożytnych, pasjonowały go także języki orientalne. Najmniej uwagi poświęcał wybranej dziedzinie wiedzy — medycynie.
„Bóg doświadcza ciężko twojego ojca — pisała matka Jana — dodając do udręk starości troskę o los syna. Trwonisz bezcenny czas młodości, błąkając się jak po lesie, zamiast dążyć prostą drogą do celu. Jeśli w ciągu dwu lat nie zdobędziesz dyplomu lekarza, ojciec przestanie wysyłać tobie pieniądze. Taka jest jego wola.”
Jan skończył wprawdzie medycynę, ale przez całe swoje życie nie opatrzył ani jednej rany. Jego nową pasją, która nie opuściła go aż do śmierci, stało się badanie świata owadów. Entomologia nie istniała jeszcze jako odrębna dziedzina wiedzy. Jan Swammerdam zakładał jej fundamenty. Wszelako badanie czułek żuka gnojarza, przewodu pokarmowego osy czy nóg komara widliszka nie przynosiły Janowi ani dochodów, ani zbyt wielkiej sławy. Na domiar złego, on sam trwał w przekonaniu, że marnuje swoje życie oddając się zajęciom jałowym i bezużytecznym. Religijny, ze skłonnościami do mistycyzmu, Swammerdam cierpiał, bowiem przedmiotem jego studiów były stwory umieszczone na najniższym szczeblu drabiny gatunków, na śmietnisku natury, w bliskim sąsiedztwie gorącego przedsionka piekła. Któż może dostrzec palec Boży w anatomii wszy? I czyż jednodniowa łątka nie jest raczej odpryskiem nicości niż trwałą cegiełką bytu? Zazdrościł tedy astronomom, którzy badając ruchy planet odkrywają architekturę wszechświata, wolę Wiekuistego i prawa Harmonii.
W nocy nawiedzali go wysłannicy Niebios. Łagodnie namawiali, aby porzucił płoche zajęcia. Swammerdam nie bronił się, a tylko przepraszał. Obiecywał poprawę, ale dobrze wiedział, że nie zdobędzie się na spalenie rękopisów, pięknych, precyzyjnych rysunków i notatek. Aniołowie, którzy znają tajemnicę serc, opuszczali go i wtedy rozpoczynało się pande-monium małych stworów latających nisko, pełzających po ziemi, z pyskami diabłów, z zajadłością diabłów ciągnęły udręczoną duszę Swammerdama w dół, w proch i zatracenie.
Los uśmiechnął się do niego tylko raz, i to dwuznacznie. Książę Toskanii zaproponował 12 tysięcy florenów za jego kolekcję owadów, pod warunkiem, że Swammerdam zamieszka we Florencji, co było propozycją nęcącą, oraz przejdzie na katolicyzm. Ten ostatni warunek był dla udręczonego konfliktami sumienia nie do przyjęcia. Odrzucił wspaniałomyślną ofertę. Kilka lat przez zgonem (umierał mając 43 lata) wyglądał jak zgrzybiały starzec. Wątłe ciało Swammerdama opierało się dziwnie długo, tak jakby śmierć wzgardziła nędznym łupem, skazując go na długą agonię.
Doświadczył wtedy, że świat, który badał, zstąpił w niego, zagnieździł się w nim i pustoszy od środka. Przez korytarze żył maszerowały długie korowody mrówek, roje pszczół piły gorzki nektar jego serca, na oczach spały wielkie szare i brązowe ćmy. Dusza, która zwykle ulatuje w przestworza w momencie śmierci, opuściła przedwcześnie udręczone ciało Swammerdama. Nie mogła znieść szelestu ocierających się o siebie chitynowych pancerzy ani bezsensownego bzykania, które mąci cichą muzykę Wszechświata.

Zbigniew Herbert
Martwa natura z wędzidłem
Wydawnictwo Dolnośląskie, 1993

bonus 2:

“Heaven of Delight” – Jan Fabre, Royal Palace in Brussels, 2002