KUSICIEL

Znalazłem się w niedużym różowym pokoju. (…) Na wysokości mych oczu na perłowobiałym tle bioder zarysowała się czarna, duża plama, jak symbol zła o zatartych brzegach nieforemnego trójkąta.





Stefan Żechowski Demon

pastel / karton, 20,7 x 47,2 cm, 60’s / 70’s

Dear PINK’s

Stefan Żechowski – jedyny z szukalszczyków, którego twórczość zdominowała erotyka. Samotnik. Postać zapoznana, na swój sposób tyleż spełniona co tragiczna. 100% nadwrażliwiec, w wiecznym rozdarciu i konflikcie – głęboko zachwycony a jednocześnie przerażony seksualnością. Człowiek demonizujący anioły.

W ciągu ostatniego pół wieku pojawiły się trzy albumy poświęcone jego twórczości. Pierwszy: “Na jawie” wydany w 1981 – opatrzony jest dość manierycznym a chwilami nieznośnym wstępem jego głównego, jeszcze PRL-owskiego, biografa Ryszarda Wójcika. Jako komentujące autorytety pojawiają się w nim obok Andrzeja Banacha również Andrzej Osęka i (Sic!) Szymon Kobyliński. Mimo wszelkich mankamentow jakie można tej książce wytknąć należy docenić fakt, że jest to pierwsza poważna publikacja poświęcona Żechowskiemu (tu brawa dla RW) oraz to, że dostarcza ona fascynującego materiału w postaci wspomnień samego artysty. Ilustracji jest w niej stosunkowo niewiele a zgodnie ze stadardami epoki wszystkie są szaro-szare – grubym rastrem drukowane reprodukcje mogły usatysfakcjonować jedynie zauroczonego Szukalskim i Rogatym Sercem, a jednocześnie głodnego erotyki, nastolatka, którym byłem pierwszy raz je oglądając. Następny, o wiele obszerniejszy album “Kusiciel Demonów” (również pod redakcją Wójcika) wydany był równo 20 lat później – wątpliwy przepych edytorski rodem z późnych lat 90, kompensuje dość pokaźna ilość materiału – dostałem go swego czasu od Piotra Rypsona – muszę doń wrócić kiedy znowu zawitam do Warszawy. Ostatnio w Muzeum Narodowym w Kielcach oglądać można było, przygotowaną przez panią Iwonę Rajkowską, panoramiczną wystawę Żechowskiego – nie miałem okazji jej zobaczyć czego szczerze żałuję ale katalog, który kupiłem podczas ostatniej tam wizyty wydaje się nader kompletny – jest rzetelny w okrutnie muzealny sposób (1530 opisanych prac – większość przedstawiona w miniaturze), jakość druku jest bez zarzutu, niestety reprodukcjom towarzyszy fatalna typografia zaś strony sponsorskie umieszczone na końcu albumu są przykładem niewiarygodnego wprost braku taktu ze strony współczesnych mecenasów kultury.

Czy kiedyś wreszcie powstanie jakaś piękna, godna słodyczy tych obrazków publikacja? Jest tu przecież materiał na książkę-bibelot, safianowy drobiażdżek do oglądania z ukochaną w łóżku… Czas pokaże. Chętnie zająłbym się edycją i zaprojektowaniem takiego cacuszka 3:)

Uwielbiam te szerokie biodra, pełne uda, krągłe brzuchy – całą tę leniwą, miodową miękkość kształtów, nierealnie sterczące, zaprzeczające prawom grawitacji cycki w połączeniu z ogromnymi, lekko skośnymi oczami. Spośród kaskad świetlistych włosów co i raz spogląda na mnie niepojęta istota będąca syntezą kobiecości rodem z krainy marzeń. Jak połączyć Marylin Monroe, Sofię Loren i Kalinę Jędrusik? Żechowski potrafił.

Można się zastanawiać jak potoczyłyby się jego losy w innej, bardziej sprzyjającej erotyce, rzeczywistości. Spekulować na temat tego czy w gdyby urodził się w Krainie Kwitnącej Wiśni albo w Słonecznej Kalifornii zostałby kultowym artystą pop. Nie do końca ma to sens gdyż polski pierwiastek i polskie kompleksy są fundamentalne dla Żechowskiego – jest to erotyka esencjonalnie romantyczna – bez tego, kłującego, ziarnka piasku nie powstałaby ta perła, a naiwna i jednocześnie rozbuchana twórczość “Samotnika z Książa” nie byłaby tak przejmująca. Mimo wszystko lubię flankować go z jednej strony przez cudowny brud Namyio Harukawy a z drugiej przez pełną wdzięku rozwiązłość Alexa Székelego co i Państwu polecam. Tymczasem kilka wybranych, skonwertowanych na potrzeby bloga do różowego monochromu, obrazków i trzy odsłony ze wspomnień samego Żecha.



Stefan Żechowski Piękność Dnia

ołówek / papier, 29,7 x 21 cm, 1962

[marzenie]

Nad ziemią, na tle rozjaśnionego od gwiazd nieba unosi się jakiś wielobarwny obłok oświetlony z dołu blaskiem księżyca. Widzę teraz, że jest to tłum skrzydlatych aniołów. Zza tęczowych skrzydeł wyłaniają się prężne ramiona i twarze uśmiechnięte, pięknookie o jasnych rozwianych włosach. Wszyscy są nadzy. Teraz dostrzegam, że to dziewczęta i chłopcy. Oczarowany i zawstydzony tym obrazem, zakrywam go następną stronicą, myśląc jednocześnie, że do niego jeszcze wrócę…

[olśnienie]

Obok był ich pokój sypialny, duży o dwóch oknach. Mieszkała w nim również jego córka, dorosła panna, zapewne z pierwszego małżeństwa. Była to wysoka, przystojna dziewczyna o długich jasnych warkoczach i niebieskich oczach. Na imię jej było Teresa. Pracowała zapewne gdzieś w barze, bo wracała do domu późnym wieczorem, gdy światła już były pogaszone i wszyscy spali.

Czasem, zanim zdążyłem zasnąć, słyszałem jak wraca. Po lewej stronie drzwi stała umywalka, nad nią duże lustro, a z boku wisiały ręczniki. Za chwilę wychodziła z ciemnego pokoju, świeciła małą lampką nad lustrem, wlewał wodę do dużej miednicy i rozbierała się do mycia. Robiła to po cichu lecz swobodnie, zrzucając z ramion niebieski szlafrok i różową koszulę w przekonaniu, że chłopcy już zasnęli bo zwykle z ich łóżka rozlegało się głośne chrapanie.

Mnie jednak często dokuczała bezsenność, oczy w mroku miałem otwarte. Więc ich nie zamykałem, a nawet otwierałem szerzej w chwili gdy stawała naga pochylona nad miednicą. Ciało jej w żółtym świetle lampki przypominało rzeźbę, a plusk wody spłukującej namydlone, lśniące ramiona i piersi wydawał się niemal muzyką. Potem płynne ruchy rąk przy wycieraniu ciała ręcznikiem, czasem badawcze spojrzenie w stronę mojego łóżka – potem koszula narzucana przez głowę – lekki trzask przekręcanego kontaktu i już w mroku stąpanie w kierunku uchylonych drzwi sypialni.

A w oczach moich zamkniętych teraz, obraz ten, jak na ekranie świecił dalej, promieniując pięknem wszystkich szczegółów, i długo nie pozwalał zasnąć.

[uwiedzenie]

Gdy w pewnej chwili uniosłem znad obrazka głowę i spojrzałem przed siebie, zobaczyłem utkwione we mnie oczy dziewczyny. Uderzyła mnie jej oryginalna i niezwykła uroda. Ta wymiana spojrzeń trwała tylko chwilę. Pierwszy spuściłem oczy, lecz już na obrazie Rubensa nie mogłem skupić uwagi. Patrzyłem nań nie widząc go prawie po czym nieśmiało uniosłem wzrok i zobaczyłem, że piękna nieznajoma patrzy w książkę. Przyglądałem jej się już śmielej. Spostrzegłem, że ma czarne, skośne łuki brwi, długie rzęsy rzucające cień na białe policzki, krótki nos, wypukłe, czerwone usta. Uwagę moją zwróciły także bardzo czarne włosy, uczesane gładko nad czołem i zaplecione w warkocze wyrzucone na wierzch czerwonej bluzki. Wydała mi się tak piękna, że onieśmielony znowu pochyliłem twarz nad książką w obawie, by nie dostrzegła, że ją obserwuję. Musiało to trwać długo, bo gdy znów podniosłem wzrok dziewczyny już nie było.

(…)

Przeglądałem monografię D. G. Rossetiego, nieprzerwanie oczekując jej przyjścia i co chwilę spoglądając w stronę drzwi… Nagle zjawiła się. Jasnopomarańczowa sukienka, świeciła z daleka, długie, czarne warkocze odrzucone były do tyłu. Ze zdumnieniem spostrzegłem, że minęła swoje zwykłe miejsce przy stole i lekkim krokiem z książką w ręce szła wprost do mnie.

(…)

Byłem wciąż bardzo onieśmielony, wkrótce dostrzegłem na płycie stołu jej drobną rękę o wysmukłych palcach przesuwającą ku mnie niewielka karteczkę.

(…)

Nagle wyszła z łazienki. W długim złocistym szlafroku, na tle czerwonej, mieniącej się kotary tak wydawała się olśniewająco jasna, że aż zmrużyłem oczy.

– Chcesz się wykąpać? – spytała ujmując mnie za obydwie ręce. Była piękna, nie miałem siły wytrzymać jej spojrzenia i pochyliłem głowę. Nagle dostrzegłem, że jej luźny szlafrok był nie zapięty, i od szyi aż do stóp ukazywał wąską, jakże przyciągającą wzrok szparę… Była naga. Oniemiały z wrażenia podniosłem wzrok na jej twarz, czując na policzkach wypieki.

– Jesteś taki nieśmiały i smutny. Dlaczego?

(…)

Nastąpiła chwila ciszy.

– Dlaczego milczysz? Pochyliłem głowę. Wzrok padł na jej białe odsłonięte kolana nieznacznie od siebie oddalone. Wstydziłem się przyznać do prawdy, którą w owej chwili odczuwałem jako ośmieszającą, a nawet okropną, a zarazem nie chcąc kłamać spojrzałem jej w oczy i wykonałem przeczący gest głową.

Wówczas stało się z nią coś dziwnego, czego nigdy nie zapomnę. Wstała. W oczach jej pojawił się jakiś tajemniczy zachwyt, a w rozchylonych ustach zalśniły zęby. Zgasiła światło. Pokój na chwilę zatonął w mroku zupełnym. Zapanowała cisza jak przed nadchodzącą burzą. W sekundzie uświadomiłem sobie, że zaraz stanie się coś, o czym nie miałem żadnego pojęcia a wyobraźnia moja zawsze łączyła to z czymś odrażającym, zwierzęcym… Ogarnęła mnie trwoga i zarazem uczucie wstydu, a więcej jeszcze paraliżująca świadomość zawodu jaki jej sprawię za chwilę… Gdyby nie była tak demonicznie piękna, wówczas w jakimś stopniu czułbym się usprawiedliwiony.

Wśród tych myśli usłyszałem lekki szelest spadającego szlafroka i z mroku, tuż przede mną, jak nieziemska zjawa wyłaniać się zaczęła jej postać. Omgloną bielą zajaśniały uda. Na wysokości mych oczu na perłowobiałym tle bioder zarysowała się czarna, duża plama, jak symbol zła o zatartych brzegach nieforemnego trójkąta. Wyżej nad wąską talią zajaśniały pełne piersi zaznaczone ciemnymi akcentami dużych brodawek, a nad lekko w tył odrzuconymi ramionami wyłoniła się z mroku jak przedziwny kwiat jej twarz.

Teraz oczy moje już oswoiły się z mrokiem i widać było coraz wyraźniej wszystkie szczegóły.

Po niedawnej burzy wypogodziło się niebo, a światło księżyca sponad gałęzi drzew wpływało przez okno i szeroką falą oblewało srebrem jej nogi wysoko, aż po biodra.

Była piękniejsza niż obraz, niż rzeźba, niż moje marzenia. Była bogom podobna – jedynie takiemu pięknu wolno się wstydzić szat – myślałem oniemiały z zachwytu i westchnąłem głęboko.

– Dlaczego się nie rozbierasz?

Siedziałem wciąż bez ruchu na krawędzi tapczanu, nie wiedząc co począć. Więc pochyliła się nade mną, a jej zwinne palce zaczęły mnie rozbierać. Owionęło mnie ciepło jej ciała i jej zapach. Jednocześnie poczułem dotyk jej kolan.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

wszystkie cytaty za:
Stefan Żechowski “Na jawie”
słowo wstępne Ryszard Wójcik

Wydawnictwo Łódzkie, 1981

kolejno rozdziały: Sny (str. 23), Kraków (str. 38) i Czytelnia. Michał Anioł, Rembrandt, Rubens, Bocklin i Ewa (str. 67, 68, 69, 72 i 73)

PINK NOT DEAD!



Stefan Żechowski Akt kobiety tyłem z gwiazdami
kredka, ołówek / papier, 21 x 15 cm, 1966



Stefan Żechowski Erotyk z łańcuchem, księżycem i figurką mężczyzny

kredka, ołówek / karton, 50,2 x 35,2 cm, 1956



Stefan Żechowski Erotyk z księżycem

pastel / papier, 38 x 27,5 cm, 1975



Stefan Żechowski Ich dwoje w uścisku

pastel / papier, 29.7 x 21 cm, 1974



Stefan Żechowski Ich dwoje

pastel / karton, 30,1 x 42,6 cm, 1973



Stefan Żechowski Uniesieni

ołówek / karton, 25,3 x 19,3 cm, 1955 (?)



Stefan Żechowski Kobieta-Centaur (Centauryda)

pastel / papier, 29.6 x 20,1 cm, 70’s

check also:

Namio Harukawa on PND! blog

Alex Székely on PND! blog

Stefan Żechowski Tribute Page

Pustelnik – dokument Ryszarda Wójcika