I got some troubles, but they won’t last
I’m gonna lay right down here in the grass
And pretty soon all my troubles will pass
‘Cause I’m in shoo-shoo-shoo, shoo-shoo-shoo
Shoo-shoo, shoo-shoo, shoo-shoo Sugar Town

Living Sugar Maurycy Gomulicki, Strzeszynek Visual Park, June 2016
Dear PINK’s
Sugar Daddies are watching you! Two inspectors from Candy Kingdom have taken their posts in Poland!
Living Sugar
Kiedy Galeria ABC zaproponowała mi realizację obiektu w obrębie kreowanego przez nią parku rzeźby przyjąłem tę propozycję tyleż z zainteresowaniem co z pewnym niepokojem. Do tej pory miałem zwykle okazję działać w przestrzeniach “czystych” czy też “surowych” – przyjmując tę umowną terminologię mam na myśli lokalizacje, w których nie było w bezpośredniej bliskości innych obiektów rzeźbiarskich czy instalacji artystycznych. Wyjątek stanowił Elbląg, ale tam z kolei całe miasto naznaczone zostało przez pamiętne biennale form przestrzennych odbywające się na przełomie dekad 60 i 70. Szereg abstrakcyjnych obiektów trwale wrósł tam w tkankę miejską, determinując w dużej mierze tożsamość tej jednostki społeczno-kulturalnej. Sama idea parku rzeźby wydaje mi się tyleż pociągająca co ryzykowna. Do zdecydowanie udanych realizacji zaliczyłbym Espacio Escultórico na terenie Narodowego Autonomicznego Uniwersytetu Miasta Meksyk. O efektywności tego miejsca zadecydowała jednak nie tyle minimalistyczna szkoła meksykańska, co charakter i skala całego zdarzenia: wulkaniczna skała, porośnięta dziką roślinnością, zlewana permanentnie kaskadami słońca, w połączeniu z geometrycznymi monolitami tworzy niezwykły pejzaż rodem z futurystycznych fantazji, z opowieści o odległych planetach i nieznanych cywilizacjach. Istnieje też druga, o wiele mniej atrakcyjna, strona medalu sprowadzająca się do kumulowania dużej ilości rzeźb na małej przestrzeni – szpalery pomników nieuchronnie tchną cmentarną aurą, wzywanie rzeźb na apel może prowadzić do tworzenia się paradoksalnych, niewdzięcznych konfiguracji odbierających częstokroć siłę wyrazu skądinąd przemyślanym obiektom.
Strzeszyński park był dla mnie miłym zaskoczeniem. Jest to obiekt “zmartwychwstały” po okresie późno PRL-owskiej dekadencji, zachowujący jednak cały czas oryginalny charakter ośrodka sportu i rekreacji. Zrealizowane tu do tej pory projekty pozostają w sporym oddaleniu od siebie i czysto wpisują się w otaczającą ją zieleń. Tworzą też swoistą wartość dodatkową w przestrzeni przeznaczonej dla wypoczynku nie próbując grać w niej pierszoplanowej roli. Jak większość tego typu miejsc w naszej strefie kilimatycznej park strzeszyński zasadniczo zmienia charakter w czasie sezonu i po za nim – melancholijny jesienią i zimą, ożywa na wiosnę, aby dojść do swoistego apogeum w czasie miesięcy letnich. Interesuje mnie ten moment wakacyjnej ekstazy, swoistych pół-wakacji, których nie można już nazwać “latem w mieście” nie są on jednak też 100% ucieczką na łono natury. Dominuje atmosfera festynu, zaludniają się zielone plaże, ciche zwykle jezioro rozbrzmiewa okrzykami rozbrykanej czeredy kąpiących. Pojawiają się kolorowe budki, o kontrowersyjnej wprawdzie urodzie, lecz niezmiennie gwarantujące 5 minut słodkiej zatraty. Pośród śmiechów i pisków następuje prawdziwa hekatomba gofrów, kilotony lodów roztapiają się w słońcu, kapiąc na rozgrzane ciała dorosłych i dzieci. Jest w tym całym letnim chaosie coś co jest mi szalenie miłe – witalność manifestująca się w niefrasobliwej radości i zabawie.
Dysponując takim kontekstem zdecydowałem się na wywołanie słodkich duchów – moja instalacja to zasadniczo dwa gigantyczne karmelki nawiązujące wprost do tradycyjnych, zanikających już, choć jeszcze istniejących na polskim rynku “prowincjonalnych”, “odpustowych” cukierków w kształcie wygiętych laseczek, używanych po dziś dzień do dekorowania bożonarodzeniowych drzewek. W tym wypadku interesowała mnie przeskalowana manifestacja słodkiej pokusy – postanowiłem zaimplantować do tego niby-raju dwóch gości z Candylandii – z rozkosznej a grzesznej krainy cukierniczych wybryków paralelnej do Paese dei balocchi do którego trafił Pinokio. Podobne fantazje dają się zresztą odnotować i we współczesnej popkulturze – wystarczy wspomieć choćby wizję Słodkiego Królestwa (Pora na przygodę, 2010) czy wirtualne przestrzenie “Mistrza Cukiernicy” (Ralph Demolka, 2012). Wszystkim wielbicielom waty cukrowej, bitej śmietany i wielopiętrowych deserów polecam też gorąco malarstwo malarstwo Willa Cottona, które również było dla mnie jedną z inspiracji. Powstałe obiekty to dwa specyficzne totemy-peryskopy, które obdarzone cyklopim okiem zyskują charakter bytów osobowych. Mam nadzieję, że będą dobrymi towarzyszami i zarazem obserwatorami wakacyjnych szaleństw a w bardziej ponurej aurze, która nieuchronnie spowije szarym woalem to miejsce, będą przypominać, że jeszcze wróci do nas Lato.
Maurycy Gomulicki, Mexico DF, 15 kwietnia 2016
PINK NOT DEAD!

Living Sugar Maurycy Gomulicki, Strzeszynek Visual Park, June 2016
Maurycy Gomulicki “Living Sugar”
Strzeszynek Visual Park, Poznań, May 2016
two objects: 4,25 m & 3,7 m
steel, car paint, resin, concrete foundation
produced by Katarzyna Jankowiak-Gumna & Jerzy Gumny, ABC Gallery
form & masking: Grzegorz Olech & Maciej Parlat
welding & painting: Szpot
eye lenses elaborated by Grzegorz Olech
check also: