NIEDZIELNY RÓŻ (ROSE MACABRE)

– jest w tym przyjemność okropna i szkoda, żem dopiero na to przyszła. Uczucie to szalenie błogie, tak błogie, że z nadmiaru szczęścia zdaje się, jakoby człek miał umrzeć.



Leopold Sacher-Masoch “Lola”



Clovis Trouille, Les Palais des merveilles (full color), 1907

Dear PINK’s

Od X czasu powtarzam sobie, że Clovis Trouille musi znaleźć się na różowym blogu – donc, Voilà! Tekst napisałem dla Machiny 14 lat temu – to było wtedy naprawdę fajne forum. Myślę, że cały czas dogadałbym się z tamtym mną 🙂

PINK NOT DEAD!

maurycy

Gabinet figur marcepanowych Clovisa Trouille’a

Clovis Trouille – arcykapłan Wielkiego Fetyszu, najniepokorniejszy spośród malarzy niedzielnych, nawet w swej ojczystej Francji pozostaje wciąż malarzem zapoznanym. W czasach wielkiej penetracji popkultury, wchłaniającej łapczywie z minionych dekad wszystko, co efektowne i przerysowane, zdaje się to paradoksem. Wielkie polowanie na kolor, formę, na różnokształtną zmysłowość dawno rozpoczęte, różowa bandera kiczu triumfalnie powiewa nad współczesnym światem, de Sade trafił pod strzechy, a lukrowane pornogramy metafizyczne małego Francuza ciągle skrzą w cieniu. W każdym większym opracowaniu dotyczącym surrealizmu można natrafić na wzmiankę o nim, jedną lub dwie reprodukcje, lecz nic więcej. Nie był ważny, ale był jedyny.

Trouille urodził się w roku budowy wieży Eiflla 1889, u schyłku wieku, w kołysce więc już oddychał powietrzem przesyconym oparami dekadencji. Jego edukacja artystyczna, obok l’Ecole des Beaux-Arts, to typowe lektury pokolenia surrealistów (Freud, Rimbaud, Sade) z którymi związany był zresztą w dosyć luźny sposób. Poznał bretona, uczestniczył w kilku wystawach surrealistów. Dość szybko jednak się od nich odciął, cierpiał jak wielu artystów na chroniczną megalomanię, zagłębiał się coraz bardziej w świat swoich erotycznych fantazji. Na pierwszą indywidualną wystawę musiał czekać aż do 1963 roku – galeria w obawie przed skandalem byłą otwarta jedynie dla zaproszonych gości. Namalował niewiele ponad sto obrazów, zmarł w Neuilly sur Marne w 1975 roku. W jego dość monotonnej biografii na uwagę zasługują dwa fakty: brał czynny udział w pierwszej wojnie światowej na frontach Szampanii i Pikardii, a od 1925 roku pracował nieprzerwanie (aż do emerytury) jako makijażysta w paryskiej fabryce manekinów. Fakty te można uznać za kluczowe dla interpretacji jego twórczości. Blisko 10 lat spędzonych w wojsku zaszczepiło w nim szczerą nienawiść do wszelkich struktur i form kontroli (również dla kleru). Epizodyczna praca projektanta w paryskich żurnalach mody (1912 r.) i lata spędzone pośród manekinów pozwalają lepiej zrozumieć pochodzenie kreowanego przezeń ideału kobiety-idola. Te dwa przeplatające się motywy, degradacja człowieka do roli lalki i fascynacja kostiumem, będą przewodnim motywem jego malarstwa.

Życie Trouille’a to wielka ucieczka od realnego świata – melanż mieszczańskości i metafizyki, wielka tęsknota za erotyczną przygodą zapisywana cienkim pędzelkiem na malutkich blejtramach. Jego pierwszy zdeklarowany w charakterze obraz to namalowany w wieku lat 18 Palais des merveilles (Pałac cudów) łączący motywy secesyjne z estetyką jarmarcznej budy. To pierwszy z cyklu kiczów ostatecznych i symbolicznych, jakie tworzyć będzie do końca dni swoich. Motyle kwitnące pod krągłymi pachami dam, prezerwatywy z baranich jelit i czarny pudelek w koloratce prężący różowy zadek – oto teatrum Trouille’a. Galeria bachantek o sterczących piersiach z dumnie ciemniejącymi talerzykami sutek, gdzie tiara i pastorał obok kirasjerskiego kasku i kapelusza z piórami tworzą jedyną w swoim rodzaju, spójną całość. Zasadnicza formuła jego malarstwa już się nie zmieni. Po okresie twórczości obfitującym w obrazy przedstawiaķjące sceny uliczne, fety, zdemobilizowanych żołnierzy, prostytutki, marynarzy i atletki, nastąpił okres obrazów buduarowych. Wspólna jednak dla jednych i drugich teatralność, powtarzające się motywy, a przede wszystkim atmosfera tandetnej cukierkowej zmysłowości obecna we wszystkich pracach, nie pozwala na postawienie pomiędzy nimi wyraźnej granicy. Swoistą odrębną całość stanowi tryptyk pogrzebowy: kondukt, pogrzeb a wreszcie grób artysty (umieszczony pomiędzy grobem Lautremonta* i Sacher-Masocha), i tu jednak lubieżne płaczki świecą krągłościami, obwąchują się korowody małych piesków, nietoperze przesłaniają kobiece łona, a palące papierosy zakonnice, noszące ślady uścisków demona na biodrach, odbierają telefony prosto z piekła. Motywy religijne będą powracać zresztą wielokrotnie – w malarskiej garderobie Clovisa Trouille’s nie mogło zabraknąć habitów. Do częściej reprodukowanych obrazów należą zresztą Dialogue au Caramel (Rozmowa u Karmelitanek) i Rêve Claustral (Sen klasztorny) – całujące się siostry, pończoszki, gromnice. Obrazoburstwo w imię rozkoszy – infantylne i słodkie.

Archetyp kobiety Trouille’a to ostateczny collage z Mae West, Marleny Dietrich i Giny Lolobrigidy aż do uzyskania kliszy skrajnie esencjonalnej. Jego idole są wulgarne i wyidealizowane do całkowitej utraty wszelkich śladów osobowości – lecz czy wulgarność i taka właśnie zatrata w wykreowanym na modłę ołtarza ciele nie są nierozłącznymi atrybutami atrakcyjności seksualnej? Postacie rozpoznawane na obrazach Trouille’a to raczej panteon męski – jego wielcy: Sade, Caligari, Nosferatu, lecz i tych jest niewielu. Również mężczyźni roztapiają się w obietnicy uniwersalnej słodyczy seksualnej, której znakiem stają się dragońskie ostrogi czy marynarski kołnierz. Śmiechu warte, a jednak czyż nie jest słodko pozostać tylko kształtem dla wyobraźni, kształt tylko ofiarować i kształt otrzymać.

Pomysły Trouille’a wydają się banalne, szczególnie dziś, kiedy wymieszanie motywów i stylów, powielanie estetycznych klisz i kanonów znane jest nam tak dobrze z teledysków czy ilustrowanych magazynów. Wyobraźnia rodem z kina. Jednak ta marcepanowa diaboliczność i libertynizm mają atmosferę wręcz hipnotyczną. Banał w postaci czystej okazuje się niezmiernie pociągający. Kiście loków spływające po białych plecach. Cały obraz zbudowany wkoło pieprzyka na aksamitnej pupie – czy to nie piękne? Do moich ulubionych prac należy Le Bateau ivre (Statek pijany), na którym podziwać możemy grupę marynarzy ucztującą w towarzystwie dziwek na szalupie z wymalowaną na burcie dewizą anarchistów Ni Dieu ni maître (Ni boga ni mistrza). Rzecz cała ma miejsce pośród szalejącej nawałnicy, między wrakami tonących statków, w jednym z rozbitków rozpoznać możemy twarz Cezanne’a. Rozkoszna wizja katastrofy, która może nawrócić na grzech; magia czy iluzja?

Trouille malował i przemalowywał swe obrazki latami, w niedzielne popołudnia, na tarasie domu, w towarzystwie cichutko szydełkującej żony. Więc jednak marzenia, naiwność, spełnienie poprzez wyobraźnię. Cóż, wyobraźnia w seksie jest nie tylko miła, ale i konieczna. Z Trouille’a można się śmiać, ja tam się cieszę i wdzięczny mu jestem, że to właśnie podkradane z dziadkowej biblioteki reprodukcje jego obrazków wprowadzały mnie w świat marzeń erotycznych.

Oglądajmy więc te obrazki i niech gorący lukier krąży w naszych żyłach.

Maurycy Gomulicki, Machina, Luty 1998 **



Clovis Trouille, Luxure (full color), 1959



Clovis Trouille, Stigma diaboli (full color), 1960



Clovis Trouille, Mes funérailles (full color), 1940

check also:

Clovis Trouille, Justine (full color), 1937

Clovis Trouille, Le Magicien (full color), 1944

PINK ALLEUJA

RÓŻOWY RYJEK FRENCH PINK

* tego Lautremonta to wyprodukowała chyba moja robaczywa wyobraźnia – oglądałem dziś ponownie ten tryptyk i ani dudu :} anyway – pasuje, a że nie ciąży na mnie odpowiedzialność akademicka więc zostawiam “na wieczną rzeczy pamiątkę” 🙂

** tekst zasadniczo w wersji oryginalnej – dokonałem jedynie minimalnych poprawek: zamieniłem określenie zakonny na klasztorny a nieco dalej motto na dewizę, dodałem przymiotnik anarchistów i podszlifowałem nieznacznie całe to zdanie. Raz zmieniłem szyk wyrazów – zamiast “w czystej postaci” dałem “w postaci czystej”.