– Jak to wspaniale żeśmy się urwali. Teraz się tam zacznie zbiorowa orgia. Nie znoszę tego.
Zygmunt Zeydler Zborowski – “Nawet umarli kłamią” Iskry, Warszawa 1971, str. 31

“Ścigany przez samego siebie” – 07 zgłoś się odc. 13 (12?), reż. Krzysztof Szmagier, Zespół Filmowy Kadr, 1981
Dear PINK’s
Mam koszmarną grypę, gorączka, dreszcze, mózg mi wypływa nosem, generalnie awaria i tak praktycznie odkąd przyjechałem do Słonecznego Meksyku… przed cuchnącą czeluścią depresji ratują mnie w tej chwili praktycznie tylko dwie rzeczy: tęcza uśmiechów mojego synka Tolutka i porucznik Borewicz (na piękne dziewczyny jak wiadomo nie ma co liczyć – interesują się człowiekiem tylko jak jest zdrów i gotów) Nawrót kryminalnego nałogu (zeszyty z serii Ewa wzywa 07 podciągałem w dzieciństwie mojej Babci Murce) przeżyłem kilka lat temu za namową Konrada i dobrze mi z tym. ( Nomen omen Zygmunt Zaydler-Zborowski i Barbara Gordon gościli już na tym forum 🙂 Proszę sobie wyobrazić moje zdumienie i zachwyt kiedy wczoraj natrafiłem, w 13 odcinku serialu, na powyższą scenografię, której towarzyszł ni mniej ni więcej tylko taki dialog:
– Ładnie tutaj. (Borewicz)
– Kocham różowy kolor. Może tutaj jest zbyt dużo tego różowego koloru ale każdy ma swoje słabostki. Poza tym to jest kolor ochronny. Pająki bardzo nie lubią różowego koloru. Boją się go. (Pani)
– No tak. (Zubek)
No to tyle. Choć swoją drogą warto jeszcze wspomnieć, że jest to swoisty “double MO pink” bo jako była żona Borewicza – cudowna, amoralna blondynka, która porzuciła porucznika dla nanaba z Bejrutu występuje tu nie kto inny jak Izabella Trojanowska a pasuje do tej roli trzeba przyznać wyśmienicie 🙂 Poniżej jeszcze kolejna garść “różowych szlafroczków” rodem z rodzimej literatury kryminalno-sensacyjnej 🙂
PINK NOT DEAD!
maurycy
“Różowy, pikowany szlafrok, bogato przystrojony koronkami. Na starannie zaondulowanej głowie kokieteryjny czepeczek.
– Pan do kogo?”
Zygmunt Zeydler Zborowski – “Gość z Londynu” Czytelnik, 1968, str. 72
Właśnie zastanawiał się nad tym, czy wypada mu zabrać się do kanapek (pociągały go szczególnie te z kawiorem), kiedy tuż przed nim uklękła śliczna, młodziutka dziewczyna. Miała na sobie króciutką i bardzo wydekoltowaną sukienkę. Niecierpliwym ruchem odgarnęła z czoła długie, rozpuszczone włosy i oparła podbródek na kolanie Franka.
– Czy chcesz, abym została twoją niewolnicą? – spytała zniżając głos do teatralnego szeptu.
Zygmunt Zeydler Zborowski – “Nawet umarli kłamią” Iskry, Warszawa 1971, str. 24
– Uwaga! Uwaga! Zobaczą teraz państwo taniec Ewy.
Pięknie zbudowana dziewczyna miała na sobie wyłącznie duży listek figowy, który trzymał się zapewne na nylonowych żyłkach. Jej partner przebrany był za węża. Czarny trykot połyskiwał złotawą łuską, a na ramionach osadzony był łeb potwornego gada.
Tańczyli świetnie. Byli nadzwyczajnie zgrani i robili wrażenie pary zawodowców.
Kociuba błyszczącymi oczami wpatrywał się w nagą tancerkę. Już nie chciało mu się spać. Coraz bardziej zaczynał mu się udzielać nastrój tego pokoju.
Potem tańczyła inna dziewczyna, która zrezygnowała nawet z listka figowego. Miała obfitsze kształty i poruszała się wolno, niezwykle sugestywnie, w rytm jakiejś wschodniej melodii. Taniec jej był o wiele bardziej zmysłowy.
Zygmunt Zeydler Zborowski – “Nawet umarli kłamią” Iskry, Warszawa 1971, str. 28
“… cały personel był młody. Żadna z pielęgniarek nie przekroczyła chyba trzydziestki. Majorowi przemknęła myśl, że Niekwasz dobierał zespół, kierując się urodą dziewcząt. Wszystkie bowiem były wysokie, zgrabne, postawne i przystojne. Biel odzieży jeszcze bardziej to podkreślała. Zwłaszcza zgrabne czepeczki z czarnymi paskami.”
Jerzy Edigey – “Szklanka czystej wody”, Czytelnik, Warszawa 1974, str. 97